Oświeceniowi filozofowie chcieli jednak wiedzieć więcej i sięgnęli dalej. Nauka o Ziemi w XVIII wieku miała rozpoznać, jak wygląda cały Wszechświat stworzony przez Naturę lub Boga.
Już w słynnym dziele Mikołaja Kopernika "De revolutionibus orbium coelestium" z 1543 roku wokół Słońca poruszały się: Merkury, Wenus, Ziemia, Mars, Jowisz i Saturn, a także Księżyc jako satelita ziemski. Nieznane są daty odkryć tych obiektów planetarnych. Siódmą planetę, Urana, odkrył w 1781 roku Wilhelm Herschel (niezwykły astronom i kompozytor w jednej osobie). Dopiero następne stulecie przyniosło odkrycie Neptuna, w 1846 roku. Co ciekawe, jest to jedyna planeta Układu Słonecznego, którą zidentyfikowano nie empirycznie poprzez obserwację nieboskłonu, lecz dzięki obliczeniom matematycznym. Pluton zaś to dziewiąta planeta, a jej odkrycie przypadło dopiero na 1930 rok (od 2006 roku nazywana jest planetą karłowatą). W XVIII stuleciu Układ Słoneczny był więc uboższy aż o trzy główne ciała niebieskie w stosunku do naszej wiedzy współczesnej. Niemniej jednak prawdopodobnie już w 1704 roku pierwszy raz posłużono się sformułowaniem 'układ słoneczny'. Oświeceniowa wyobraźnia zbiorowa miała więc stabilne zakotwiczenie w ustaleniach przyrodniczych potwierdzających, że Ziemia jest częścią większej solarnej całości.
Wiek XVIII przyniósł znaczące hipotezy dotyczące powstania Układu Słonecznego. Zaskakujący może być fakt, że rozważania ówczesnych filozofów przyrody miały początkowo na celu uzyskanie odpowiedzi na pytanie, czy istnieje życie poza Ziemią. Dopiero w drugiej kolejności dochodzono do tworzenia teorii początków istnienia systemu solarnego.
Wraz z końcem XVII stulecia zagadnieniem tym zainteresował się Bernard Fontenelle (1657-1757). Słynny pisarz, który dożył prawie stu lat (niestety zmarł na miesiąc przed swoimi setnymi urodzinami) opublikował w 1686 roku "Rozmowy o wielości światów" (wyd. polskie: 1765). Kwestia istnienia życia na innych planetach była na tyle żywo dyskutowana, że właściwie już rok później książka Fontenelle'a stała się nieaktualna. W 1687 roku ukazały się bowiem "Matematyczne zasady filozofii przyrody" Isaaka Newtona. W publikacji tej udowodnił on, że wszechświat nie może być statyczny, a ciała we wszechświecie muszą się poruszać.
Niezmiennie trwający ruch zaczął był jedną z podstawowych zasad istnienia kosmosu. Myśl ta fascynowała Immanuela Kanta, który przypuszczał, że Wszechświat może był pełen zamieszkanych planet. Według niego, istoty żyjące mogły istnieć znacznie dalej od Słońca niż Ziemia, a im dalej żyły, tym bardziej lotną formę miały ich ciała. W 1755 roku Kant wydał książkę "Powszechna historia naturalna i teoria nieba". Jak zauważa znakomity polski historyk nauki, Jerzy Kierul, spekulacje Kanta na temat historii kosmosu (niekoniecznie na temat życia pozaziemskiego), które zawarł w tej publikacji dość przypadkowo okazały się najbliższe rzeczywistości i jego teoria nazwana została teorią wszechświatów wyspowych (zob. "Ład świata. Od kosmosu Arystotelesa do wszechświata wielkiego wybuchu", Warszawa 2007).
Tym, co może zaskakiwać, jest fakt, że współcześnie akceptowana teoria powstania Układu Słonecznego – nazywana hipotezą mgławicy słonecznej – została sformułowana właśnie w XVIII wieku przez indywidualnie pracujących filozofów przyrody: Emanuela Swedenborga (1688-1772), Immanuela Kanta (1724-1804) i Pierre'a Laplace'a (1749-1827). Od tamtego czasu teoria ta miała swoich zwolenników i przeciwników, lecz summa summarum została uznana za obowiązującą.
Warto przy tym pamiętać, że wszyscy trzej przed chwilą wymienieni filozofie przyrody żyli w epoce Oświecenia, lecz nie byli to tacy naukowcy-racjonaliści, jak najczęściej ich sobie wyobrażamy. Swedenborg był mistykiem i twórcą koncepcji angelologicznej (w której ludzie mogą stać się Aniołami) oraz nurtu Nowego Chrześcijaństwa; Kant, jak już wspomniałam, był przekonany o istnieniu życia pozaziemskiego w formie lotnej. Spośród nich najbardziej stereotypowo oświeceniowy zdaje się być Laplace, lecz to zapewne tylko dlatego, że jego posiadłość spłonęła na początku XIX wieku, bezpowrotnie niszcząc dokumenty dotyczące jego życia.