To ważne, żeby mieć taką możliwość przygotowania eksploatowanego ciała na moment, w którym chciałybyśmy czy chcielibyśmy dać mu trochę więcej spokoju. Prekarność pracy twórczej nie zawsze umożliwia inwestycję w tego rodzaju przygotowanie.
Jako była tancerka – najpierw baletowa, następnie współczesna – wiem, jak inaczej w tańcu odczuwa się zmęczenie fizyczne jako dziewiętnastolatka, a inaczej jako czterdziestolatka. Wiem, jak to jest być po ośmiu czy dziesięciu godzinach na sali prób i na scenie. Poprzez Program rozwoju kompetencji zawodowych tancerzy możemy też nauczyć swoje ciało innego sposobu poruszania, innych technik, jak pilates, joga, czy inne wspomagające metody utrzymujące nas w higienie pracy. I ludzie to rzeczywiście robią – ktoś był na przykład tancerką w Teatrze Wielkim Operze Narodowej, a po zejściu ze sceny pozyskał specjalistyczną wiedzę na temat tango i zaczął uczyć tego tańca, tworząc równoległą zawodową ścieżkę, która jest również związana z ruchem. Ciało może już nie być w stanie wykonywać ruchów baletowych, ale tancerka może pozostać aktywną tancerką. Potrzebuje jedynie pozyskać nowe kwalifikacje. W programie tym nie ma zresztą ograniczeń wiekowych.
Wrócę na chwilę do roli producentki. Wydaje mi się znaczące, że powiedziała pani, że tę rolę – opiekowania się i "wydawania na świat" procesu twórczego – przejmują w tańcu i choreografii głównie kobiety. Jednocześnie ta rola faktycznie długo była albo niewidzialna, albo ledwie dostrzegalna. Podobnie jest zresztą w teatrze. Na Tanzmesse odbędzie się wspomniane spotkanie "Dancing and Parenting" kuratorowane i moderowane przez Renatę Piotrowską-Auffret, jednocześnie jedyną pełnowymiarową polską prezentacją będzie "Mój ogon i ja", czyli spektakl dla rodzin z dziećmi od 3. roku życia – o ile się nie mylę, jedyny familijny spektakl na targach. Wyłania się tu moim zdaniem obraz choreografii jako wspólnej przestrzeni dla relacji, spotkania, dialogu i troski. Zastanawiam się w tym kontekście, w jaki sposób instytucje mogą wspierać łączenie pracy artystycznej z pracą opiekuńczą?
To na pewno ważny temat, jednak rola instytucji takiej, jak NIMiT polega moim zdaniem bardziej na ułatwianiu pracy, a nie jej organizacji. Nie jesteśmy teatrem ani centrum choreograficznym, w Narodowym Instytucie Muzyki i Tańca nie odbywa się sam etap pracy twórczej czy producenckiej. Sam fakt, że wątki okołorodzicielskie i opiekuńcze pojawiają się na Tanzmesse, Polskiej Platformie Tańca czy Kongresie Tańca [cykliczne wydarzenie organizowane przez NIMiT – red.] stanowi już inwestycję w świadomość. Nie możemy wtargnąć z zasadami do miejsc produkcyjnych i prezentacyjnych, bo nie mamy takich narzędzi. To dyrektorzy tych instytucji decydują o wewnętrznych regułach. Możemy jednak pilnować, by jakiś problem był widzialny. Jestem zresztą fanką tematu rodzicielstwa i opieki w tańcu i choreografii. Od kilku lat prowadzimy też działania wokół tańca i niepełnosprawności – przede wszystkim warsztaty i prezentacje choreograficzne. Właśnie rozstrzygnięto konkurs na duet artystyczny w ramach programu Taniec i Niepełnosprawność – Przekraczanie Granic łączący osoby z niepełnosprawnością oraz pełnosprawne. Naszym priorytetem jest pełna inkluzywność w kulturze. Jednak, tak jak powiedziałam, nie możemy narzucać instytucjom produkującym spektakle żadnych zasad. Nasze działania nazwałabym miękkimi.
Na koniec spytam o nadzieje na przyszłość. Z czym chciałaby pani, aby polska reprezentacja wróciła z Tanzmesse?
Zależy mi przede wszystkim na dwóch rzeczach. Po pierwsze, żebyśmy jako środowisko pozyskiwali jak najwięcej realnych kontaktów. W polskim środowisku mamy często ogólną wiedzę na temat tego, co i gdzie odbywa się za granicą, ale jak przychodzi na przykład do złożenia wniosku o dofinansowanie, okazuje się, że trzeba wykonywać setkę czynności otwierających jakąś relację. Wiem, że artyści borykają się z tego typu trudnościami, jak zaproszenie kogoś do współpracy – czy to innego artysty do pracy twórczej, czy festiwalu do koprodukcji. Twórcy muszą się przebić wizerunkowo i relacyjnie. To ogromnie trudna praca dla każdego, do której potrzebni są właśnie producenci, a w Polsce zazwyczaj takimi działaniami zajmują się sami artyści. Biorą na siebie ten wysiłek i odpowiedzialność, zamiast poświęcać swój czas na tworzenie. Wolałabym, żeby w XXI wieku tak już nie było. Dlatego też rozwijająca się Sieć Producencka powinna być wspierana przez NIMiT. To dzięki nim – osobom działającym w tańcu nieartystycznie – twórca może być swój czas poświęcić nie na pracę koordynacyjno-administracyjną przy komputerze, ale na pracę artystyczną na sali prób lub na scenie. Interesuje mnie więc networking z przedstawicielami instytucji zagranicznych realnie zainteresowanymi współpracą z polskim środowiskiem. Chciałabym przywieźć z Düsseldorfu jak najwięcej konkretnych nazwisk, narzędzi i programów, jak i konkretnych międzynarodowych adresów, które są nastawione na współpracę z polskim środowiskiem sztuki tańca. Drugą kwestią jest zwalczenie naszej skromności. Pokutuje w nas nieumiejętność mówienia o sobie dobrze, większymi literami. Znam osoby, które są bardzo twórcze, interesujące i pomysłowe, ale za żadne skarby świata nie potrafią się wypromować. Rozwój tej umiejętności też trzeba wspierać, na przykład poprzez warsztaty. Tym bardziej cieszę się, że Ramona Nagabczyńska i Janusz Orlik będą mieli okazję na Tanzmesse stanąć przed międzynarodowym gronem i w sposób zachęcający opowiedzieć o swojej pracy. Podobne pitchingi organizowaliśmy w trakcie Polskiej Platformy Tańca i wiem, że mamy w tym zakresie do odrobienia sporą pracę domową. Chciałabym jeszcze bardziej zachęcić polskie artystki i polskich artystów do śmiałego mówienia o sobie, do przedstawiania siebie w dobrym świetle w momentach promocyjnych oraz do swobodnego i odważnego nawiązywania relacji zawodowych, w tym międzynarodowych.