Grupie od początku towarzyszy poznański kurator Michał Lasota, założyciel Fundacji Transmisja, realizującej projekty Penerów. Większość z artystów (Bąkowski, Bosacki, Starska, Tarasewicz) współpracuje z prowadzoną przez niego i Zuzannę Hadryś poznańską Galerią Stereo. To na wystawach Lasoty, takich jak "Penerstwo" (PGR ART, Gdańsk, czerwiec 2007), "Brzuch" (Stary Browar, Poznań, luty 2008), "Śniące ciała" (Galeria Miejska Arsenał, Poznań, czerwiec 2008) czy projekt "Dobre do domu i na dwór" (Poznań, listopad 2008), grupa zaistniała w pełni.
Penerami zainteresowała się też warszawska galeria Leto, reprezentująca Konrada Smoleńskiego i Radka Szlagę, a do 2010 roku również Wojciecha Bąkowskiego. Jako jeden z pierwszych, na organizowanych przez siebie zbiorowych wystawach w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, pokazywał sztukę artystów należących do Penerstwa kurator Stach Szabłowski.
Penerstwo jest jedyną formacją, która w ostatnich latach weszła do polskiego świata sztuki całą falangą. I oczywiście było w tym przedsięwzięciu sporo kalkulacji. Zamieszanie wywołane pojawieniem się tak dużej grupy młodych artystów zbiegło się w czasie z intensywnym poszukiwaniem około 2008 roku "nowego w sztuce". Dowodem tego były wystawy "Establishment (jako źródło cierpień)" w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, z udziałem m.in. Bąkowskiego, Szlagi, Tarasewicz, czy "Nie ma sorry" w stołecznym Muzeum Sztuki Nowoczesnej, zorganizowana przez absolwentów krakowskich Muzealniczych Studiów Kuratorskich, gdzie Penerów reprezentował tylko Bąkowski.
O postrzeganiu tych artystów jako grupy zdecydowały jednak wystawy organizowane przez Lasotę, a przede wszystkim wydana przez niego książka "Dobre do domu i na dwór" z artystycznymi projektami Penerów. Przy okazji jej publikacji odbyło się szereg promujących ją spotkań w instytucjach sztuki w całej Polsce, a także pojawiła się - chyba nie do końca trafiona - etykietka "nowa ekspresja poznańska". Z czasem coraz mniej mówiło się o Penerstwie, skupiając uwagę na poszczególnych indywidualnościach twórczych i ich solowych wystawach. Rolę, którą początkowo spełniała grupa (zaistnienie, zwrócenie zainteresowania, wzajemne wspieranie się), przejęły reprezentujące artystów galerie prywatne (Stereo, Leto). Można powiedzieć, że grupa spełniła swoją rolę promocyjną. Ale każdy z tworzących ją artystów "na zawsze" zostanie Penerem, podobnie jak o Wilhelmie Sasnalu czy Rafale Bujnowskim do dzisiaj często mówi się w pierwszej kolejności jako o byłych członkach Grupy Ładnie. Jak nie ma się o nich nic do powiedzenia, można wskazać przynajmniej: to są Penerzy.
Nieuczciwością jednak byłoby zatrzymać się na stwierdzeniu, że powstanie Penerstwa to chłodna kalkulacja. Wszyscy tworzący grupę artyści identyfikują się z pewną kulturową formacją zawartą w nazwie grupy. Ważny jest też fakt, że słowo "penerstwo" to poznański regionalizm, poza Wielkopolską nie funkcjonuje, brzmi obco i właściwie nie jest używane, a osoby spoza Poznania nie znają jego znaczenia. Co więcej, to znaczenie jest płynne. Jeden z Penerów Piotr Bosacki w tekście zatytułowanym "Penerstwo" pisze:
- Ludzie z Wrocławia i Krakowa, nawet ludzie z Warszawy, nie wiedzą, czym jest penerstwo. Z reguły nie do końca pojmują istotę penerstwa nawet wówczas, kiedy ktoś usiłuje im ją wymownie opisać. Penerstwo jest bowiem terminem eterycznym. Wszystkie jego słownikowe definicje kuleją. Tylko poznaniacy swobodnie operują tym terminem.
Dalej Bosacki próbuje wyłożyć, co się kryje za nazwą grupy:
- Penerstwo to pewien specyficzny rodzaj syfiarstwa obyczajowego, które w naturalny sposób zagnieździło się w tkance miejskiej Poznania. Penerstwo nie jest wprost pospolitym chamstwem, chociaż cham może częściowo być penerem i odwrotnie. (…) Penerem jest na przykład człowiek, który pluje i oddaje mocz na własnym podwórku podczas rozmowy z sąsiadami. Kiedy natomiast ktoś dokona podobnych czynów ukradkiem na podwórku cudzym, będzie to już raczej zwykłe chamstwo (chociaż zależy to od dzielnicy).
Terminem, który pojawia się często przy tej okazji jest "wrażliwe chamstwo". Według słowników pener to "menel, lump, żul, kloszard", osoba stwarzająca zagrożenie, jednoznacznie kojarzona z marginesem społecznym. Z drugiej jednak strony podkreślane są również pozytywne konotacje tego słowa: pener to "człowiek mający respekt ulicy". Jak pisze Bosacki, "za określeniem powierzchownie pejoratywnym, kryje się pewna nuta podziwu".
Gdy mowa o sztuce, w swych wypowiedziach Penerzy budują jednak tożsamość negatywną, na zasadzie zaprzeczeń i negatywnych odniesień. Ich sztuka ma być apublicystyczna, aintelektualna i antymedialna. W pierwszym wypadku negatywnym odniesieniem jest sztuka krytyczna czy zaangażowana społecznie, reprezentowana chociażby przez Artura Żmijewskiego czy Joannę Rajkowską.
- Gdyby do Penerów zgłosił się kurator, nawet z najszacowniejszej placówki wystawienniczej, i zaproponował im udział w wystawie poświęconej problemom mniejszości seksualnych, to prawdopodobnie artyści nie skorzystaliby z tego zaproszenia - pisze Bosacki.
Intelektualizm z kolei kojarzy im się ze sztuką, która potrzebuje "podpórki" w postaci wyjaśniającego podpisu i nie mówi "sama za siebie". Negatywnym przykładem w tekście Bosackiego jest odnosząca się do Holokaustu twórczość Mirosława Bałki, której bez podpowiedzi nie da się zrozumieć. W kontrze do niego artysta opisuje "Autoportret" Tomasza Mroza:
- Człowiek na czworakach. Twarz czerwona. Język w ruchu. Penis w zwodzie. Macha ogonem. Postać objawia się w sposób tak bezwstydny, wszystko jest do tego stopnia materialnie na wierzchu, że dochodzi do rzeczy zadziwiającej - materia przestaje być istotna. Właściwie w ogóle nie ma o czym dyskutować. Dzieło mówi samo za siebie. Pokazuje twarz. Obecność tej twarzy kpi z krytyka i historyka sztuki.
Nawet tekst towarzyszący wystawie "Śniące ciała" zdaniem kuratora Michała Lasoty "miał zagęszczać temat i niczego nie wyjaśniać".
Wreszcie sztuka Penerów, zdaniem Bosackiego, "nie ma szczególnych ambicji dostosowania się do form przekazu medialnego. (Jest prawie pewne, że żaden Pener nigdy nie będzie wykonywał ćwiczeń gimnastycznych na tle obrazu kontrolnego telewizora)". I znowu pojawia się antywzór - tym razem jest nim Kuba Bąkowski, do którego pracy przytyk czyni poznański artysta.
Paradoksalnie więc ideologicznie, a raczej antyideologicznie, najbliżej poznańskim Penerom do neosurrealistycznych malarzy, których krytyk i galerzysta Jakub Banasiak określił mianem "zmęczonych rzeczywistością".
Można pokusić się jednak o znalezienie wspólnego mianownika dla sztuki spod znaku Penerstwa. Ich twórczość próbowano ująć hasłem "nowej poznańskiej ekspresji" (włączając do niej także artystów, którzy do grupy nie należą, jak Honza Zamojski). Sztuka Penerstwa ma więc powstawać z wewnętrznej potrzeby, a nie intelektualnej kalkulacji, i wyrażać się bez ogródek. Bosacki pisze:
- Ekspresja, o której mowa, jest radykalna do tego stopnia, że zapomina o dobrych obyczajach. Nie wstydzi się brudu, potocznej mowy i braku elegancji.
Większość Penerów łączą też powiązania z kulturą miejską, może z wyjątkiem Izy Tarasewicz. Stach Szabłowski widzi ich prace jako "formę miejskiego współczesnego folkloru". Powracają w nich bowiem motywy blokowiska, środków masowego transportu, popkultury.
- Penerstwo jest sztuką marginesu społecznego, ba - sztuką wyniośle aspołeczną, rzucającą prowokacyjne wyzwanie normom i wrażliwości drobnomieszczaństwa i klasy średniej - pisze Szabłowski.
Michał Lasota mówił zaś w wywiadzie:
- Dla wszystkich artystów, z którymi współpracuję, bardzo ważne jest dzieciństwo, czyli zbiór pierwszych doświadczeń, obrazów, wspomnień. Zarówno tych indywidualnych jak historie rodzinne, a także tych wspólnych jak "E.T.", koszykówka lub rap. Tej wspólnoty się nie da oszukać i to dla mnie jest wspólnota pokoleniowa. Uważam, że dobrze stało się, iż ci artyści zostali w Poznaniu, czyli w cieniu, i mogli sami sobie powiedzieć, co i jak chcą robić w sztuce.
Jeśli sztuka Penerów jest aintelektualna, to też w tym znaczeniu, że odnosi się do podstawowych nawyków i odruchów, cechuje ją infantylizm i celowa niedojrzałość. Przefiltrowuje rzeczywistość przez umysł dziecka, zdziecinniałego staruszka, niegrzecznego uczniaka bazgrającego po marginesach książek czy zbuntowanego, społecznie nieprzystosowanego nastolatka.
Jako swoich artystycznych ojców artyści wskazują alternatywną sztukę lat 80. (np. poznańskie Koło Klipsa - nieprzypadkowo w Galerii Stereo miał swą indywidualną wystawę Leszek Knaflewski) i kulturę punkową. Na scenie poznańskiej odcinają się z kolei od tradycji konceptualnej ucieleśnianej przez Jarosława Kozłowskiego, wieloletniego rektora tamtejszej ASP, jak i od nurtu, który "Raster" określił niegdyś terminem Poznańskiej Szkoły Instalacji (PSI). Jeśli mowa o konotacjach punkowych, warto wskazać na fakt, że kilku Penerów tworzy na granicy dyscyplin, zwłaszcza sztuk wizualnych i muzyki. Liderem kilku formacji jest Wojciech Bąkowski (Czykita, KOT, Niwea), gra i tworzy własne instrumenty Konrad Smoleński. Artyści współtworzą też stowarzyszenie Pink Punk.
Penerstwo to jednak luźny kolektyw, skupiający różnorodne indywidualności. Są skonsolidowani na gruncie towarzyskim, chociaż dzisiaj nie wszyscy mieszkają już w Poznaniu.
Najsilniejszą postacią w grupie jest Wojciech Bąkowski (ur. 1979), może dlatego że najszybciej zyskał popularność i odniósł największe sukcesy. Został zaproszony do udziału w pokoleniowej wystawie "The Generational. Younger Than Jesus" w New Museum w Nowym Jorku, jest laureatem nagrody "Spojrzenia" Fundacji Deutsche Bank (2009) oraz Paszportu Polityki (2010). Znany jest jako artysta sztuk wizualnych, autor filmów animowanych, muzyk i poeta. Wszystkie te dziedziny naturalnie łączą się w jego twórczości. Realizuje między innymi non-kamerowe, rysowane bezpośrednio na taśmie filmy, w których wygłasza poetyckie partie narracyjne, wcielając się w bohaterów, obserwujących rzeczywistość z nieco spaczonej perspektywy. Jak dziecko, które opowiada dorosłym, co widać na namalowanym przez nie obrazku:
"Tutaj Cygan drze mordę na wszystkie swoje bachory./
Ja go nie rozumiem, ale wygląda mi że jest głupkiem, trochę robolem./
Tylko że nosi różowe stroje. No to go przynajmniej tam za coś lubię".
Z jego filmów animowanych, instalacji audio, rysunków, wierszy czy piosenek KOT-a, zdradzających fascynację Julianem Antoniszem i Mironem Białoszewskim, wyziera podmiot liryczny jakby nie w pełni intelektualnie rozwinięty, pozostający pod wpływem środków halucynogennych, trochę prymitywny, ale obdarzony sporą wyobraźnią, która pozwala mu w nowy sposób spojrzeć na otaczającą banalną rzeczywistość:
"Przegryzłem w nocy muchę./
Bo mi weszła do ten… do buzi./
Ci mówię. Miała smak wszystkiego./
Firan i cioci, kruszonki".
Jego opatrywane komentarzem rysunki publikuje "Gazeta Wyborcza".
Piotr Bosacki (ur. 1977), razem z Bąkowskim gra w zespole KOT (a raczej na sygnał Bąkowskiego włącza kasety w przewieszonym przez szyję magnetofonie), tworzy obiekty i kompozycje muzyczne, ale najbardziej znany jest z filmów animowanych, które pokazywał m.in. na indywidualnej wystawie "Sztaby i zegary" w warszawskiej Galerii Foksal (2009). Sam obraz zazwyczaj jest dosyć monotonny - Bosacki buduje systemy, geometryczne struktury, w ramach których bada możliwe konfiguracje, snując przy tym jako narrator (głos z offu) nawiązujące do obrazu opowieści (np. "Film o kostuchu", 2008). W odróżnieniu od innych Penerów, interesują go podstawowe filozoficzne kwestie, na czele z pytaniem: jak to wszystko działa. Wydał książkę "Traumtagebuch" ze spisanymi ręcznie, przepełnionymi humorem snami, ilustrowaną przez Bąkowskiego. To właśnie irracjonalne opowieści Bosackiego uwiarygodniane logiką snu, czasami odczytywane przez niego na żywo, najbliższe są ducha Penerstwa:
- I kiedy tak stałem z matką pod drzewem, podeszła do mnie pewna młoda kobieta, którą nie bardzo szanuję ze względu na intelekt. Zaczęła nalegać, żebym się z nią gdzieś udał, a lekko mnie przy tym uwodziła. A to wszystko wydało mi się dziwne, bo w tym śnie była dopiero ósma rano. Powiedziałem, że nie mogę z nią iść, bo idę z matką do miasta. Dziewczyna jednak nalegała, żebym porozmawiał z nią na osobności, ale nic nie mówiła, tylko przestępowała z nogi na nogę.
Tomasz Mróz (ur. 1979) tworzy silikonowe rzeźby, często zestawiane w rozbudowane instalacje. Abiekt łączy się w nich z surrealistyczną poetyką. Trójpalczasty alien trzyma w rękach rzutnik, z którego wyświetlany jest obraz wstępującej do nieba Matki Boskiej ("Objawienie", 2007). Wielki zielony owad z wybałuszonymi czerwonymi oczami siedzi na stołeczku wobec sterty łajna - w komiksowym dymku wyrastającym z jego głowy widnieje serduszko ("Ommmmmmm…", 2008). Są tu nagie postaci odrażających mężczyzn ze sterczącymi penisami, na czworakach, z obrożą na smyczy, w otoczeniu szczurów ("Autoportret", 2006) i Czerwony Kapturek rozpaczający nad pijaństwem myśliwego ("A.A.", 2007). Rzeźbom Mroza często towarzyszy dźwięk.
Konrad Smoleński (ur. 1977) tworzy instalacje z użyciem fajerwerków i materiałów wybuchowych - przy torach kolejowych spalił złowrogi, ułożony z desek napis "Śmierć", w kilku instalacjach i akcjach nawiązywał do kończącego film angielskiego napisu "The End", przy innej okazji spalił perkusję. Na filmie "Flowers" wraz z kolegami wysadza w powietrze kwiatki rosnące w doniczkach na werandzie. W jego działaniach jest więc dużo z chłopięcego wybryku, a wybryk nie potrzebuje uzasadnienia. Ale Smoleński tworzy też złowrogie rzeźby, a kluczowym dla jego prac wydaje się być zagadnienie energii, która w każdym momencie może eksplodować, stanowi więc potencjalne zagrożenie (jak w filmie "Chunks").
- Prace Konrada unikają metafory, raczej prowokują/uwalniają energię, która jest paralelna w życiu społecznym, czy też po prostu w świecie. Ta ukryta siła, sącząca się niedostrzegalnie (jak szum elektryczności z włączonego głośnika), jest z jednej strony kołem zamachowym rzeczywistości, z drugiej, uwolniona i niekontrolowana jest zdolna wywrócić całe dotychczasowe status quo - piszą Zuzanna Hadryś i Michał Lasota.
Artysta jest też muzykiem (zespoły Mama, Kristen, KOT, Sixa), wykonuje audioperformensy, z użyciem własnoręcznie tworzonych instrumentów, m.in. z pocisku rakietowego lub czaszki psa. Innym razem zamienia je w audio-obiekty, do których wykorzystuje także wzmacniacze i głośniki. W 2011 roku został laureatem konkursu "Spojrzenia" Fundacji Deutsche Bank.
Magdalena Starska (ur. 1980) wypowiada się przez rysunek, instalację, performance i filmy wideo. Niektóre rysunki Starskiej zawierają proste, acz zaskakujące myśli ("Cebula ma czasem trzy środki"), zamieszkują je zainspirowane snami przypominające mitologiczne postaci. W swych pracach wideo rozwija między innymi inspirowane codziennymi, domowymi czynnościami tajemnicze rytuały.
Radek Szlaga (ur. 1979) jest jedynym spośród Penerów, który realizuje się głównie w malarstwie, chociaż jego obrazom bliżej zazwyczaj do kolaży - wykorzystuje w nich szeroko pojętą współczesną ikonosferę, swobodnie łączy motywy i stylistyki. Na przykład na białowieskim żubrze pomalowanym na wrzosowo umieszcza napis "Malarstwo" na wzór filetowych krów reklamujących czekolady Milka ("Malarstwo olejne", 2008). Czerpie z kultury popularnej, fascynacji sportem (np. rzeźba "Teamgeist", 2008), estetyki dziecięcej czy "szkolnej". Mówiąc najogólniej, na pierwszy plan wysuwają się w jego twórczości chłopięce fascynacje i zainteresowanie.
- Tak, czołgi, kowboje, rycerze, marines, Niemcy zawsze przegrywali, piękne czasy - opowiada w wywiadzie.
Iza Tarasewicz (ur. 1981) tworzy abiektalne rzeźby, operując "poetyką mięsa" - często wykorzystuje w nich zwierzęcą krew i podroby, ale wypowiada się też przez rysunek i performance (np. wspólnie z Magdaleną Starską). Pokazuje to, co powszechnie może budzić wstręt, ale stosuje również kontrastowe zestawienia - tego, co niewinne, nieskalane, z tym, co brudne czy chore. Jej prace często dotykają tematu przemocy - białe, infantylne rzeźby skalane zostają krwistą czerwienią. Ale Tarasewicz zdarza się też wystawić po prostu półtuszę wieprzową, wypełnioną gnijącymi owocami czy świńską skórę przerzuconą przez wieszak (wystawa "Żywicielka" w Galerii Stereo, 2008). Odwołuje się przy tym do osobistych doświadczeń dorastania w białostockiej wsi i bezpośredniego, jakby pierwotnego kontaktu z naturą. Mówi:
- Wywlekam z pamięci liczne ruchy, które swojego czasu uznałam za nieznaczące. Obecnie służą mi one wyraźnie w zupełnie nowych sposobach zaplatania skomplikowanego warkocza. To, co kiedyś odczuwałam jako błądzenie, teraz ma wyraźny kontur i sens.
W ostatnich realizacjach odeszła jednak od materiałów organicznych (np. "Wilinka", 2010).
Autor: Karol Sienkiewicz, marzec 2011; aktualizacja: grudzień 2011