Siłą jędrnego słowa nadał autor dobrze znanej – zdałoby się – postaci Goi nowy, szczególny wymiar. W "Saturnie" jest to nie tylko doceniony już za życia malarz, ale i rodzinny despota, o ile nie tyran. Tak w każdym razie charakteryzuje ojca jego syn, Javier Goya, jedyne dziecko – z prawego łoża – Francisca, któremu udało się dożyć dorosłości.
Książka Jacka Dehnela nie jest typową biografią hiszpańskiego artysty, ani tym bardziej monografią jego twórczości. Autor posłużył się formą powieściową, dość radykalnie rewidując dotychczasową wiedzę o nadwornym malarzu trzech kolejnych władców Hiszpanii: Karola III Burbona, Karola IV Burbona i Ferdynanda VII Burbona. Korzysta w tym względzie z najnowszych odkryć zachodnich badaczy zajmujących się dorobkiem Goi.
Wydobyte na światło dzienne fakty kwestionują autorstwo Francisca Goi w przypadku cyklu fresków "Czarne obrazy", jak też innego "kanonicznego" dzieła, "Kolosa". Lektura zachowanych i niedawno opublikowanych listów artysty niedwuznacznie wskazuje na jego wieloletni homoseksualny związek z Martinem Zapaterem, przyjacielem artysty jeszcze z lat dziecięcych. To materia, która pozwala Jackowi Dehnelowi wysnuć wątek intrygującego pokoleniowego konfliktu, w którym obie strony nie kryją wobec siebie niechęci, a niekiedy wręcz pogardy.
Starałem się nie pokazywać tych rysunków staremu – mówi Javier – dla niego to, co nie było pełne wiedźm, przemocy i brudu, nie było interesujące; ale jeśli tylko zobaczył, że rysuję, podchodził, krzywił się i mówił na przykład: "No, kluseczko, podobieństwa to ty, he, nie łapiesz, no, popatrz no – i kreślił rysunek grubymi, ciemnymi liniami – tutaj nos, tak, tędy, a tutaj, zobacz, jakie to ciemne jest, a tu, jak ta ręka świeci na czarnym suknie…". Jemu wydawało się, że poprawia rysunek, mnie - że bezpowrotnie go niszczy.
Syn, znacznie powściągliwszy w okazywaniu emocji od malarza – wiecznie tryskającego samczym zadowoleniem z życia – nie próbował zresztą konkurować z nim przy sztalugach. Znacznie bardziej pociągał go świat książek, do których jego ojciec czuł awersję. Senior rodu nie krył więc rozczarowania, że nie znajduje w Javierze partnera dla swoich upodobań.
Ja właśnie chciałem dać mu żyć, dać mu życie, wlać w niego życie. A tego walki byków nudziły i brzydziły, do burdelu pójść ze mną się wstydził, a przyparty do muru powiedział, że to grzech i spowiednik mu zakazał. "Słuchaj, zwiędła ruro, spowiednika – krzyknąłem – a nie ojca, dobrze na tym wyjdziesz"; wyszedłem, trzasnąłem drzwiami i powlokłem się do burdelu sam […].
Rywalizacja między ojcem a synem przybrała na sile zwłaszcza po małżeństwie Javiera. Dla jego żony, młodej Gumersindy, charakterny i żywotny teść okazał się znacznie ciekawszym mężczyzną od jej niedojdowatego męża. Konflikt pokoleniowy mężczyzn z rodziny Goya zaciemnił się z nagła całą paletą odcieni zazdrości; znacząco pogłębiły go jeszcze narodziny kolejnego męskiego potomka – Mariano.
W eskalacji napięć między geniuszem pędzla, rylca i piórka, a niezrozumianym, boleśnie upokarzanym i schodzącym mu z drogi synem, rolę języczka u wagi odgrywały kobiety. O ile Javier pogardzał znienawidzonym ojcem, o tyle wielbił matkę. Kobietę świętej cierpliwości, wyczerpaną niezliczonymi porodami i poronieniami, za które syn winił – oczywiście – Francisca, hołdującemu w swoich pracach bieli ołowiowej, z której jadowity pył nieustannie pokrywał wszystkie meble i domowe sprzęty.
Spędzić trzydzieści pięć lat jak fasola przygnieciona kamieniem, wypuszczająca tylko białe pędy, szukające po omacku światła i powietrza. Być panią, żoną bogacza, a spędzić trzydzieści pięć lat jak służąca, dogadzająca panu we wszystkim, naprawdę we wszystkim, a mimo to zawsze mniej ważna niż walka byków, niż "sainetes", niż jakiś przyjaciel ze szkoły, z którym wymienia niezliczone listy, niż modelki, niż strojne panie, niż obrazy, niż cała reszta świata. Co było mniej ważne od niej? Szczur, który przebiegł przez podwórze, liść? Rozlana woda, kłak kociej sierści?
Wspomniane "sainete", to rodzaj krótkiej farsy bądź skeczu, zwłaszcza z życia ludu, z towarzyszeniem muzyki – co autor wyjaśnia w słowniczku terminów hiszpańskich użytych w powieści. Nie on jednak, choć przydatny, stanowi o niezwykłości "Saturna", lecz sposób obrazowania. Da się w nim wyczuć malarskie oko autora, co przebija nawet ze skądinąd ironicznych, bo pochodzącym z ust Javiera opisów obrazów jego ojca.
Wiernopoddańczy portret Bonapartego, jaki zamówił jeden z madryckich rajców u Francisca Goi, został przezeń "odpicowany" z ryciny w medalionie. Pod nim i nad nim "co kto chce":
[…] anioły, Sława dmąca w trąbę, Zwycięstwo ze złotym wieńcem, dziewczyna w koronie jako alegoria Madrytu z herbami na lśniącej tarczy, słowem: cały ten szych i blichtr, który tak lubią wszyscy mali ludzie przyssani do sutka władzy.
Najciekawszym zabiegiem narracyjnym pisarza jest uczynienie z wiecznie wycofanego Javiera, osobnika o nieprzeciętnym, złodziejskim sprycie. Całe życie przytłoczony osobowością ojca, po jego śmierci dokonuje wyzwalającej go operacji odcinania kuponów od jego sławy. Czyni to bez pardonu.
Pokazuję obrazy – i starego, i innych. Ryciny. Cmokają, zachwycają się, a potem się zaczynają targi. "Nie na sprzedaż. I ten nie". W końcu, otumanieni, biorą jakiś rysunek, który machnąłem z nudów tydzień wcześniej, i płacą za niego krocie. Przekonani, że zrobili znakomity interes.
Konflikt pokoleniowy mężczyzn z rodu Goya przenosi się z generacji na generację. Mariano, traktujący swego ojca z równą wzgardą jak dawniej dziadek, kiedyś przejmie w posiadanie dom z całym bogactwem inwentarza.
Najgorsze knoty, których wstydziłbym się sprzedawać – choć z pewnością znaleźliby się chętni – nie trafiały wcale do pieca; owijałem w papier, przewiązywałem sznurkiem i wkładałem pod komodę. Po mojej śmierci ten idiota, który po mnie wszystko odziedziczy, będzie je sprzedawał na równi z największymi arcydziełami swojego dziadka, jestem o tym najzupełniej przekonany. I to będzie moje ostatnie zwycięstwo, już zza grobu […].
Dwaj męscy kolejni potomkowie z rodu Francisca Goi dobrze żyli nie tyle z dorobku swego ojca i dziadka, ile legendy o nim. Bo i Mariano, "ten idiota", nie miał powodu informować nabywcy Domu Głuchego, że pokrywające ściany pokojów "Czarne obrazy" wyszły nie spod pędzla jego dziadka, lecz ojca.
Siła legendy była trwała do tego stopnia, że dopiero po trzech stuleciach, przy użyciu najnowszych osiągnięć myśli technicznej, uczeni i znawcy zaczynają weryfikować dorobek Francesco Goi. Co skonstatowawszy, Jacek Dehnel usiadł i zamknął to w słowach porywającej powieści. I dobrze.
"Saturn" został nominowany do Nagrody Literackiej Nike 2012. Książka została również finalistką Literackiej Nagrody Angelus 2012.
Jacek Dehnel – poeta, tłumacz, prozaik. Autor między innymi powieści "Lala" (2006), tomu opowiadań "Rynek w Smyrnie" (2007), zbioru czterech minipowieści "Balzakiana" (2008) oraz zbioru szkiców "Fotoplastikon" (2009). Ukazało się niemieckie, hebrajskie, włoskie i słowackie tłumaczenie "Lali", przygotowywane są przekłady na język hiszpański, węgierski, włoski, turecki, chorwacki i litewski. Jacek Dehnel jest laureatem między innymi Nagrody im. Kościelskich za debiut poetycki "Żywoty równoległe" i Paszportu "Polityki" za "Lalę". "Balzakiana" były nominowane do Nike 2009, książkę uhonorowano również Śląskim Wawrzynem Literackim. Tom poezji "Ekran kontrolny" znalazł się wśród siedmiu finalistek Nagrody Literackiej Nike 2010.