"Po oświeceniu, kiedy nauka wyparła diabła ze świata, praktyka egzorcyzmu była w odwrocie i opętania stawały się coraz rzadsze. Moda na nie powróciła z wielką siłą pod koniec XX wieku" – mówi profesor Zbigniew Pasek, religioznawca z AGH i jeden z drugoplanowych bohaterów filmu Konrada Szołajskiego. Jakkolwiek kontrowersyjnie nie brzmiałyby słowa o modzie na opętania, nie sposób odmówić im racji. Liczba egzorcystów, którzy pracują dla polskich diecezji, wzrosła w ostatnich latach kilkakrotnie, w Poczerninie pod Szczecinem powstaje Światowe Centrum Egzorcyzmów, a w polskich salonach prasowych sprzedawany jest miesięcznik "Egzorcysta".
W swym filmie Szołajski stara się zrozumieć, skąd bierze się rosnąca popularność i medialna sława egzorcystów. Rozmawia z księżmi, psychiatrami, religioznawcami, terapeutami związanymi z Kościołem i tymi, którzy sceptycznie podchodzą do wszelkich opętań. Pyta, wsłuchuje się w odpowiedzi, a wnioskami dzieli się z widzami.
Reżyser skupia uwagę na losach trzech dziewczyn, z których każda głęboko wierzy, że została opętana przez złe demony. Szukają pomocy w Kościele i u katolickich terapeutów. Karolina, Basia i Agnieszka trafiły do nich z różnych powodów. Karolina chce się pozbyć "demona homoseksualizmu", Agnieszka trafia do egzorcysty, bo podczas lekcji religii poinformowała księdza, że jest niewierząca. Dla Basi, dwudziestoletniej studentki, która niedawno opuściła rodzinny dom, domniemane opętanie staje się szansą na ucieczkę przed obcym światem i zintegrowanie z resztą rodziny.
Od początku wiedziałem, że bohaterowie w tym filmie są najważniejsi. Podstawową sprawą było więc to, żeby znaleźć osoby, które nie tylko w opętanie wierzą, ale również przez to przechodzą. I, co więcej, pozwolą nam sfilmować swój egzorcyzm czy modlitwę o uwolnienie, a także pozwolą nam wejść w swoje życie prywatne, poznać otoczenie, w którym żyją - mówi reżyser Konrad Szołajski.
Kamera Szołajskiego podchodzi bardzo blisko do bohaterów. W niektórych scenach obiektyw znajduje się w odległości pół metra od ich twarzy. Specyficzny sposób kadrowania sprawia, że widz zostaje wciągnięty w sam środek opowieści, staje się uczestnikiem egzorcyzmów filmowanych przez Szołajskiego.
"Walka z szatanem" przeraża. Nie dlatego, że ucieka do estetyki dokumentalnego horroru (jak było w przypadku "Egzorcyzmów Anneliese Michel" Macieja Bodasińskiego), ale dlatego, że zostawia widza z poczuciem bezsilności. Bohaterki Szołajskiego, zmanipulowane przez tych, których uznają za autorytety, na własne życzenie wyzbywają się swojej podmiotowości. Samotne, wrażliwe dziewczyny dopiero dzięki "opętaniu" stają się obiektem zainteresowania innych ludzi – terapeutów, rodziny, religijnych znajomych.
Bohaterki Szołajskiego wpadają w pułapkę. Opętanie z jednej strony je przeraża, z drugiej – daje spełnienie. Wsłuchując się w głosy ludzi uczestniczących w modlitwach o uwolnienie trudno nie zauważyć, jak bardzo fascynuje ich widowiskowość samych egzorcyzmów: efektowne krzyki i miotanie się opętanego (ich repertuar jest bardzo ograniczony i sprowadza się do kilku zachowań podpatrzonych w klasycznym "Egzorcyście" Friedkina). Uczestnictwo w modlitwach o uwolnienie jest dla nich źródłem dumy i świadectwem odwagi. Daje poczucie władzy. "Czy rodzi się w pani chęć bluźnierstw" – pyta ksiądz-egzorcysta swoją podopieczną, a na jego pytanie wielu sceptycznych widzów z pewnością odpowie twierdząco. Bo film Szołajskiego nie pozostawia obojętnym, drażni i oburza.
"W 'Walce z szatanem' ważne były moje własne emocje. Gdy się dziwiłem, starałem się to zdziwienie przekazać widzowi. I w tym filmie właśnie moje własne zdumienie było podstawową kategorią, którą się kierowałem. Długo nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem" - zaznacza Szołajski.
Ostrze krytyki kieruje przeciwko duchownym zaślepionym swą władzą i świeckim członkom Kościoła o mentalności członków sekty. Pokazuje, jak źle prowadzone lekcje religii przyuczają młodzież do wiary w rzeczywistość magiczną, jak budują w młodych ludziach poczucie winy i zagrożenia (jeden z egzorcystów opowiada w szkole o ludziach plujących gwoźdźmi i charczących złych duchach). Mówi o opresji, jaką Kościół wytwarza wobec osób homoseksualnych i o złych kościelnych terapeutach, którzy nie tylko nie kierują swoich podopiecznych do psychiatrów, ale wręcz zakazują im uczestnictwa w terapii.
Ale jednocześnie "Walka z szatanem" nie jest filmem antykatolickim. Dość powiedzieć, że jednym z najważniejszych bohaterów jest ksiądz-psychiatra, który przekonuje bohaterki, że to nie zły duch jest powodem ich cierpień, ale zaburzenia psychiczne możliwe do wyleczenia z pomocą lekarza. Bo Szołajskiego nie interesuje atak na instytucję Kościoła, ale opowieść o współczesnym człowieku rozpaczliwie poszukującym sensu i ładu. Bohaterki "Walki z szatanem" stają się ofiarami manipulatorów z własnej woli – gotowe są wierzyć we wszystko, co choć trochę uporządkuje im świat. W kraju, w którym ojciec Bashobora przyciąga na swoje seanse kilkudziesięciotysięczną publiczność, film Szołajskiego wybrzmiewa szczególnie mocno. I mówi coś bardzo ważnego o głodzie duchowości, którego świadectwem jest dziś moda na egzorcyzmy.
- "Walka z szatanem", Scenariusz i reżyseria Konrad Szołajski, zdjęcia: Michał Ślusarczyk, Muzyka: Adam Walicki. Montaż: Paweł Kowalik. Produkcja HBO.
Bartosz Staszczyszyn