Poeta nie rozpieszcza nas, jak widać, nadmiarem książkowych publikacji. Ma to wszakże tę istotną zaletę, iż w efekcie czytelnik dostaje o wiele pełniejsze dzieło, składające się z głębiej przemyślanych i precyzyjniej dopracowanych wierszy. Łączą one w sobie wiedzę z mądrością; bogactwo życiowego doświadczenia z inteligentnym przekazem.
"Taki lajf. Tejk 7.0" to najbardziej osobisty zbiór wierszy Waldemara Żyszkiewicza. Utwory w nim zawarte mają znacząca cechę wspólną – zakotwiczenie we wciąż żywej rodzinnej tradycji. Właśnie zakotwiczenie, a nie zakorzenienie, gdyż na kresową (czytaj: tułaczą) przeszłość lwowskiej rodziny poety szczególny wpływ miała, jak pisze w jednym z wierszy, "brudna łapa Jałty".
Wspominając dzieje swoich przodków dał nam autor – z kameralnej perspektywy – poetycko zwięzły opis wygnańczej doli narodu. Nacji wciąż miotanej nieubłaganymi wyrokami historii i nieustannie stawianej wobec przestających ludzkie siły wyzwań. Losy reprezentantów kilku ostatnich pokoleń familii autora pozwoliły mu ukształtować własne, samodzielne miejsce w realiach dzisiejszego świata.
nie zgadłem burzy
i skąd na ojca czole była
chmura taka gdy tracił
sklep trącony nie wiem
nogą świni czy skrzydełkiem ptaka?
[…] Włosy rosną
a we mnie narasta
kult muzyki Beatlesów.
Ruchy młodzieżowe głowę
dumnie podnoszą tymczasem
na głowę coraz większy
przypada przydział owłosienia.
[…] Najpierw
wrzące głowy skropiono
zimną wodą koło Barcelony
czupryny przyczesano. Była
z tego draka. Użyto – nie
pomnę już – nogi świni
czy skrzydełka ptaka.
["Noga świni czy skrzydełko ptaka"]
Wypada wspomnieć, że słowo Barcelona oznacza nieoficjalną nazwę popularnego w Krakowie baru (dziś nieistniejącego) nieopodal Uniwersytetu Jagiellońskiego, funkcjonującego w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, szczególnie chętnie odwiedzanego przez studentów. W tym, otwierającym tom mini-poemacie "Noga świni czy skrzydełko ptaka", tak zwana wielka historia wdziera się w życie zwykłych zjadaczy chleba. Przed oczami czytelnika, niby w fotoplastykonie, przewijają się kolejne epoki, znaczone politycznymi przesileniami.
Po stalinizmie nadeszły tak zwane polskie miesiące: październik 1956, marzec 1968, grudzień 1970, czerwiec 1976 i epoka Gierkowskiej propagandy sukcesu, kiedy to "przyszła chwila taka:/ z miski znikła/ wpierw noga świni/ wnet skrzydełko ptaka". Aż nastąpił z dawna wyczekiwany moment dziejów, gdy wśród ludzi dorzecza Wisły zaświtała nadzieja, wobec której autor pozostał po stoicku zdystansowany (sceptyczny?) nie do końca utożsamiając się ze powszechną euforią.
Wreszcie Orłem
uleciało i Jastrzębiem
w przestworza od ziemi
od siebie by przeglądnąć się
w morzu po dwakroć i w niebie
by stamtąd dojrzeć
cóż to pół kroku przed nim
niestrudzenie lata:
czy raczej noga świni
czy skrzydełko ptaka.
["Noga świni czy skrzydełko ptaka"]
Najnowsza historia naszego kraju (wiersz datowany jest na rok 1981) znalazła tu celne ujęcie; nie wprost oczywiście – poetyckie, nie dziennikarskie. W mowie wiązanej pióro Waldemara Żyszkiewicza wzdraga się przed stricte publicystycznym nazywaniem po imieniu tego, co można określić jako zbiorowe doświadczenie, czyli de facto dotkliwie nam doskwiera. Czynił to zresztą nieco później jako redaktor "Tygodnika Solidarność" – w pisanych prozą felietonach, komentarzach czy krytykach, a i obecnie, z pozycji wolnego strzelca – w mediach papierowych i elektronicznych.
Kronikarskie zacięcie autora tomu "Taki lajf" przynosi wiele intrygujących informacji, niekiedy z pogranicza towarzyskiej plotki. W kolejnym mikro-poemacie zbiorku z żartobliwą nostalgią wspomina rytuały, których był świadkiem, albo i uczestnikiem, gdy w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych mieszkał w legendarnym domu literatów przy ul. Krupniczej 22 w Krakowie. To tam właśnie:
Przy trzepaku Bogusław w metafizyk głębie wiedzie
chętnych słuchaczy. Jaś wraca z Groteski. Roman gdzieś
zagranicą, Zbyszek w Ameryce… Pisarze już nie mają
odczytów w fabryce. Nie ten czas nie to miejsce.
Dotąd rządził tym wieczny
krakowiak napowietrzny. Lecz dziś?
Bronek już dawno temu wodę po Miłoszu przestał
dzielić pomiędzy wybranych kolegów.
["Krakowiak napowietrzny"]
Strofy poematu przywołują osobowości Bogusława Żurakowskiego, Jana Polewki, Romana Wysogląda, Bronisława Maja, Stanisława Czycza… I wielu innych twórców związanych z tym adresem jako miejscem zamieszkania lub też z niemniej ważną tam stołówką. W środowisku krakowskich ludzi pióra spełniała ona rolę integracyjną, stanowiąc rodzaj towarzyskiej giełdy intelektualnej.
"Dlaczego nie lubię Krakowa" jest drugim i ostatnim datowanym – na 22 października 1980 – wierszem zbioru. Zwodniczym zresztą, gdyż zwieńcza go fraza: "I znów na jednym/ z najpiękniejszych placów/ świata zaśpiewa/ głos natrętny:/ a jednak tu wracasz". Skąd wraca poeta? –wyjaśnia to on sam w odautorskim słowie z tylnej strony okładki: poznał w Tatrach warszawiankę z dziada pradziada i od czasu ślubu mieszkają razem w samym środku Warszawy.
Dwie dekady zadomowienia w odmiennym miejskim pejzażu, pozwoliły Waldemarowi Żyszkiewiczowi zmierzyć się z kolejnymi tropami literackich legend. Najdobitniej wyraził to w wierszu "Kameralna, Foksal 11", poświęconym – jak większość pozostałych utworów tomu – przemijaniu. Autor zadedykował go trzem Markom: H., K. i N.
Dwa nazwiska – znając mołojecką sławę ich właścicieli – nietrudno rozszyfrować. Mówię tu, oczywiście, o Marku Hłasce i Marku Nowakowskim. Trzecim adresatem dedykacji jest historyk literatury, publicysta i wydawca Marek Klecel, z którym autor znalazł się w miejscu imitującym słynną Kamerę, opisaną przez Hłaskę w "Pięknych dwudziestoletnich".
– Miniony czas gęstnieje osadza się w naszym
doświadczeniu – zauważa Marek. I patrzy
jak piję piwo zamiast czystej wyborowej.
Dawno temu w Kameralnej przy Foksal 16
otwierały się nowe światy: jaskrawość półsnu
uderzała w nozdrza wzmagała tętno rozszerzała
źrenice pijanych dwudziestoletnich. I przez parę
godzin zanim znowu pochłonął ich ból istnienia
trwali poza czasem.
["Kameralna, Foksal 11"]
Jak zauważa poeta, "wystylizowana na nostalgię po Peerelu" Kameralna przy Foksal 11 jest tylko jednym z setek miejsc w śródmieściu, "które zmaga się z konkurencją w walce o klienta".
Niezwykły słuch literacki Waldemara Żyszkiewicza, zawarty w wierszach tomu "Taki lajf. Tejk 7.0", gwarantuje inspirującą podróż w czasie. Jego gęsta od kulturowych znaczeń, erudycyjna poezja będzie procentowała również w przyszłości. Podobnie, jak oba wiersze sprzed 35 lat, które teraz, z perspektywy czasu, wydają się o wiele bogatsze w sensy, niż w momencie swego powstania.
Waldemar Żyszkiewicz
"Taki lajf. Tejk 7.0"
Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2016
seria wydawnicza: Biblioteka Poezji, Biblioteka "Toposu", T. 124
wymiary: 140 x 210 mm
oprawa: miękka ze skrzydełkami
liczba stron: 56
ISBN: 978-83-61002-79-6