Sława Tadeusza Makowskiego (1882-1932) przechodziła w minionym stuleciu rozmaite koleje losu. Za życia ceniony, ale traktowany raczej z szacunkiem niż z rzeczywistym uznaniem, po śmierci szybko zapomniany, dzięki warszawskiej wystawie monograficznej w 1960 roku błyskawicznie znalazł się w Panteonie sztuki polskiej. Z kolei w ostatnich kilkunastu latach bajeczna wcześniej popularność Makowskiego wyraźnie przygasła.
Na początku lat 90. nic nie wskazywało na zmierzch powodzenia jego malarstwa. Wręcz przeciwnie, ponowna fala popularności Ecole de Paris zdawała się szczególnie sprzyjać jej najlepszemu bodaj, a z pewnością najbardziej oryginalnemu polskiemu przedstawicielowi. Wtedy jednak w centrum uwagi znaleźli się malarze odsunięci wcześniej na dalszy plan, jak Eugeniusz Zak, lub kompletnie zapomniani w Polsce, jak Mela Muter. Doszedł też do głosu najzwyklejszy przesyt malarstwem Makowskiego, w poprzednich dekadach niemal wszechobecnym, wielokrotnie reprodukowanym, wykorzystywanym tak często - zwłaszcza w związku z tematyką dziecięcą - że niemal doszczętnie zbanalizowanym.
Wydaje się zresztą, że wszystkie wzloty i upadki popularności Makowskiego były w dużej mierze grą koniunktury, w latach 60. bowiem jego sztuka trafiła na wyjątkowo korzystny dla siebie czas. Przesyt skrajną awangardą przy jednoczesnym odrzuceniu zbyt tradycyjnej figuracji (świeże wspomnienie socrealizmu), ponowne powodzenie surrealizmu i wszelkiej maści "realizmów magicznych", wielki powrót międzywojennej mody na malarstwo naiwne - wszystkie te tendencje, jak się okazało trwające przez lat przynajmniej kilkanaście, wyjątkowo służyły powrotowi Tadeusza Makowskiego do łask. Czy kolejny taki powrót jest możliwy, czas pokaże, choć wydaje się, że siła jego sztuki jest zbyt wielka, by na długo wpasować go w ciasne ramy "malarza dzieci".
Makowski należy do szczególnego rodzaju artystów, którzy równocześnie wydają się skazani na sławę i uznanie, jak i predestynowani do roli twórców osobnych, znajdujących się poza głównym nurtem sztuki. Niezmiernie trudno jest powiedzieć z całą pewnością, czy odniósł on na paryskim bruku sukces czy porażkę. Z pewnością nikt z Polaków wiązanych z szeroko pojętą Ecole de Paris nie zdobył tak trwałej pozycji na mapie artystycznej Paryża. Od 1923 co roku wystawiał w galerii Berthe Weill, początkowo na wystawach zbiorowych, od 1927 roku także indywidualnie. Na brak zainteresowania krytyki nie mógł narzekać. A jednak nigdy nie znalazł się w pierwszym szeregu paryskich gwiazd i gwiazdeczek. Pochodną tego było względne tylko zainteresowanie, jakiego nieobecnemu w Polsce Makowskiemu udzieliła tutejsza krytyka. Ustępował rozgłosem nie tylko lokalnym sławom, jak Zofia Stryjeńska, i silniej obecnym w Polsce paryżanom, jak Zak czy Józef Pankiewicz, ale też paryskim bohaterom jednego sezonu, jak Mela Muter, Gustaw Gwozdecki, a nawet kapiści, których sukces w stolicy Francji był fikcją prasową.
Wydaje się też, że Makowskiego spotkał podobny los jak wcześniej Witolda Wojtkiewicza. Pozornie obaj umarli dokładnie w szczytowym momencie swojej kariery, w okresie największego powodzenia u paryskiej krytyki. W rzeczywistości zmarli tuż przed szczytem - gdy już zyskali rozgłos, lecz jeszcze nie zdążyli swej sławy ugruntować.
Prostota i wyrazistość jego malarstwa, nieodparta prawda emocjonalna nie pozwalają przejść obok obojętnym. Rzadko kiedy malarz ma tak wielki dar komunikacji z widzem. Z drugiej strony jednak Makowski był wiecznym outsiderem. W młodopolskim Krakowie, ciągle gdzieś między próbami malarskimi, występami w "Zielonym Baloniku" a studiami nad rzeźbą Wita Stwosza, nie umiał znaleźć dla siebie miejsca. Po przyjeździe do Paryża, gdzie na stałe osiedlił się w 1909 roku, dojrzewał bardzo powoli, początkowo ginąc w fali przybyszów ze Wschodu zafascynowanych Cézanne'em i flirtujących z kubizmem. Przełom nastąpił w czasie I wojny światowej - podczas pobytu u Władysława Ślewińskiego w Bretanii. Tam Makowski odnalazł nowy język surowych, prostych form malarskich, wybierając jako środek wyrazu lekko zgeometryzowaną figurację, której pozostał wierny do końca.
Decydującym krokiem na drodze artysty do dojrzałości było odkrycie i przyswojenie sztuki naiwnej. Pod wpływem dzieł Celnika Rousseau, podjął próbę włączenia prostoty i poezji malarstwa naiwnego w nowoczesną geometryzującą figurację, wypracowując ok. 1922 roku delikatny, liryczny styl. Uwidocznił się on głównie w scenach dziecięcych, na czele z pierwszym wielkim dziełem artysty, "Kapelą dziecięcą", które otworzyło Makowskiemu drogę do regularnego wystawiania.
Znamienny dla jego miejsca w świecie artystycznym Paryża jest skład nieformalnej grupy, z którą wystawiał u Berthe Weill. Jej czołowymi postaciami byli Marcel Gromaire, jeden z nielicznych w kręgu Ecole de Paris rodowitych Francuzów, twórca cézanne'owskich, silnie geometryzujących aktów kobiecych i Jules Pascin, Żyd z Bukowiny, malarz paryskich prostytutek - twórcy podobnie jak Makowski obdarzeni silnymi indywidualnościami i podobnie jak on osobni, lokujący się raczej na uboczu sceny paryskiej. Poza upodobaniem do prostoty kompozycji i bliskością sztuce naiwnej, łączył ich także szczególny, ściszony, czy raczej kameralny, ton prac, a przede wszystkim koncentracja na figurze ludzkiej prowadząca u wszystkich trzech do swoistej próby znalezienia "platońskiej" idei człowieczeństwa.
W następnych latach styl malarza stopniowo stawał się surowszy, mniej liryczny, bliższy ekspresjonizmowi i grotesce. Najczęściej była to groteska pogodna, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że Makowski w swoich skrajnie uproszczonych figurach ludzkich coraz częściej eksponował wszelkie ludzkie koślawości, by potem łagodnie na nimi się uśmiechnąć. Ten szczególny stosunek do swoich postaci, równocześnie bezlitosny i czuły, przypominający stosunek lalkarza do marionetek, doprowadził Makowskiego do ostatniego, rozpoczętego ok. 1930 roku najwspanialszego okresu twórczości, którego jednym z pierwszych i zarazem najważniejszych dzieł jest "Szewc".
O tym obrazie, stanowiącym część swoistego theatrum mundi, złożonego z podobizn przedstawicieli zawodów, a czasem różnych postaw ludzkich ("Skąpiec"), niezwykle trudno pisać, bo jakże opisać obraz, w którym wszystko widać. To chyba największy sekret późnych prac Makowskiego - prostota i wyrazistość kompozycji osiągnęły w nich pełnię, brak choćby jednego niepotrzebnego elementu. Większości obrazów, z "Szewcem" na czele, trudno dopisać jakąś intencję czy przesłanie. To malarstwo nie opowiada, ono obrazuje rzeczy w ich istocie. Jeden z krytyków paryskich napisał o "Szewcu", że obraz ten ukazuje istotę szewca, bycia szewcem. Nic mniej i nic więcej.
Autor: Konrad Niciński, kwiecień 2011
• Tadeusz Makowski
"Szewc"
1930
olej na płótnie, 105,5 x 81,5 cm
wł. Muzeum Narodowe w Warszawie