Niemal nazajutrz po zdobyciu przez polskich szwoleżerów wąwozu Somosierra (30 listopada 1808 roku) i otwarciu wojskom napoleońskim drogi na Madryt rozpoczęły się manipulacje obrazem bitwy. Pierwszy był Napoleon. Już 2 grudnia w biuletynie armii Somosierra została uznana za wspólny szturm wojsk polskich i francuskich. Wymieniono z nazwiska tylko trzech bohaterów bitwy, w tym dwóch Francuzów: przedstawionego jako dowódca natarcia generała Montbrun, nominalnego zwierzchnika polskich oddziałów, który w bitwie nie uczestniczył, oraz porucznika de Ségur, jedynego Francuza rzeczywiście biorącego udział w walce. Nie pojawiły się nazwiska ani szefa szwadronu Jana Hipolita Kozietulskiego, który natarcie rozpoczął, ani też porucznika Andrzeja Niegolewskiego, który doprowadził je do końca i zdobył ostatnią baterię. Jedynym wymienionym Polakiem był dowodzący przez większość natarcia kapitan Jan Nepomucen Dziewanowski, zmarły na skutek odniesionych ran.
Pomimo bezmiaru uwielbienia wobec cesarza, treść biuletynu wywołała sprzeciw faktycznych zdobywców, niemniej jednak lawina ruszyła - każdy z polskich szwoleżerów i ich francuskich towarzyszy próbował odtąd uszczknąć cząstkę chwały okrywającej żołnierzy 3. szwadronu. Nikt z Polaków nie zaszedł w tych staraniach tak daleko jak pułkownik Wincenty Krasiński. Pomysłodawca polskich oddziałów szwoleżerów i dowódca ich . pułku nie potrafił pogodzić się z tym, że historyczne zwycięstwo dokonało się bez jego udziału. W liście z 20 grudnia 1808 roku (do Zygmunta Vogla) przedstawił się więc całej Warszawie jako wódz zwycięskiej szarży, a także następującego po niej pościgu za niedobitkami Hiszpanów (w rzeczywistości uczestniczył w nim tylko przez 3 dni; pierwsze walki, w tym szarżę somosierrską, spędził w taborach przy cesarzu, z dalszej fazy wykluczyła go choroba).
Na początku stycznia 1809 roku, gdy tylko znalazł się w Paryżu, Krasiński zamówił u sławnego batalisty Horace'a Verneta obraz przestawiający wymarsz pod Somosierrę z sobą samym jako centralną postacią (z typową czołobitnością wobec władzy kazał przedstawić obok siebie Montbruna i de Ségura, wiążąc tym samym swoją wersję z cesarską). Przez długie lata to właśnie dzieło Verneta kształtowało wizerunek bitwy somosierrskiej. Krasiński jest też bohaterem licznych dzieł najpracowitszego z malarzy Somosierry, Januarego Suchodolskiego, który w latach 20. był jego adiutantem.
Inny wizerunek malarski bitwy przyniosły dopiero dzieła Piotra Michałowskiego. Czy inny znaczy tu: odkłamany? I tak, i nie. Żaden ze znanych somosierrskich obrazów Michałowskiego nie fałszuje wydarzeń, ale też żaden nie jest - i nie miał być - wierną ich rekonstrukcją. Michałowski należy już do następnego pokolenia, wchodzącego w dorosłość w dobie Królestwa Kongresowego, dla którego wojny napoleońskie były mitem heroicznym, nie - doświadczeniem życiowym. Jego obrazy napoleońskie są więc nie tyle relacją, co legendą.
Głos Michałowskiego przybiera jednak na tle pokolenia ton zupełnie osobny, nie ze względu na uwielbienie cesarza (co jest cechą wspólną), a na sposób wypowiedzi. Skrajnie antyklasyczna i antyakademicka, rewolucyjna nawet na tle europejskim forma jego dzieł łączy się z szacunkiem dla polskich żołnierzy Napoleona, niezwyczajnym w tym pokoleniu, często niechętnie nastawionym do weteranów za ich oportunistyczną działalność w Królestwie, czy wręcz mającym ich za zdrajców.
Owa wyjątkowość wynika z niezwykłego życiorysu Michałowskiego, całkowicie różnego od biografii pozostałych wielkich polskiego romantyzmu. Gdy Adam Mickiewicz i Seweryn Goszczyński nawołują do rewolucji, nie akceptując porządku "świętego przymierza", Michałowski buduje w ramach tegoż porządku polską państwowość w Królestwie Kongresowym, współdziałając z pokoleniem szwoleżerów. Kiedy jego rówieśnicy tworzą kolejne dzieła, on robi oszałamiającą karierę urzędniczą, w wieku 27 lat obejmując zarząd nad polskim hutnictwem. Należy do awangardy młodych technokratów, dążących pod wodzą księcia Druckiego-Lubeckiego do uczynienia z Polski europejskiej potęgi gospodarczej. Jest częścią wpływowego klanu Ostrowskich - jego szwagrem i zarazem teściem jest głowa klanu, Antoni (dawny kwatermistrz armii księcia Józefa). Po upadku powstania Michałowski znalazł się w Paryżu wraz z teściem, którego banicja była podwójna - w polskiej opinii powstańczy komendant Warszawy uchodził (nie bez racji) za współwinnego klęski obrony stolicy. Tam Michałowski wrócił do pierwszej pasji - malarstwa.
Od początku podążał w stronę romantyzmu, ignorując pryncypia akademickie. Stąd tak wielki, niespotykany w tym czasie, prymat koloru nad rysunkiem. Chcąc jak najwięcej zaczerpnąć z malarstwa swego idola, Theodore'a Gericaulta, uczy się u jego przyjaciela i zarazem posiadacza części spuścizny po przedwcześnie zmarłym mistrzu, Nicolasa-Toussainta Charleta. Wzorce Gericaulta i wzięta odeń śmiałość kompozycji zostaną przez Michałowskiego wyrażone w odmiennej technice. Poza rysunkiem niezwykła jest też technika kładzenia barw, typowa raczej dla akwareli niż malarstwa olejnego, wzięta zapewne od celującego w akwareli Charleta. Źródła niezwykle oszczędnej gamy barw upatruje się zaś najczęściej w oddaleniu Michałowskiego od wielkich ośrodków. Od 1835 roku pędził życie ziemianina, gospodarując w Krzyżtoporzycach i rodzinnych Bolestraszycach. Szanowany przez współczesnych za talenty gospodarskie i postawę obywatelską bardziej może niż za twórczość, malował tym, co miał pod ręką. Co znamienne raczej dla klasyków niż romantyków, ograniczenie stało się drogą wolności.
Lecz czy obraz Michałowskiego przedstawia tylko legendę? Na pewno nie jest to realistyczny wizerunek bitwy; chociażby droga była szersza, nie tak stroma i zdecydowanie mniej urwista niż na obrazie. Jednak generał Józef Załuski, najdokładniejszy badacz dziejów bitwy, złożył na ręce Michałowskiego adres dziękczynny. Co prawda apogeum rekonstrukcji przebiegu bitwy przez samych weteranów miało miejsce w latach 50., ale Załuski zbierał informacje od towarzyszy dużo wcześniej.
Skoro zatem malarz dysponował informacjami od weteranów, dlaczego jego dzieło nie jest ściśle dokumentalne? I dlaczego pomimo to weterani, tak czuli na punkcie dokładności relacji, uważali go za kronikarza bitwy? Warto tu przywołać słowa Andrzeja Niegolewskiego, który wspominał szarżę jako nieustanne pięcie się w górę - jeśli zilustrować jego relację, efekt byłby podobny do tego, co widzimy na obrazie. W tym świetle płótno Michałowskiego stanowiłoby rodzaj skrajnie subiektywnej relacji z pola bitwy. Jest zapisem odczuć uczestnika szarży, ze względu na charakter narracji malarskiej ukazanym nam w trzeciej osobie, a nie w pierwszej. Wśród szarżujących, przemieniających się nieomal w jedną barwną smugę, brak też pojedynczych bohaterów. Dzięki Michałowskiemu szwoleżerzy na powrót, i zgodnie z prawdą, stali się bohaterem zbiorowym - zbiorowym zwycięzcą tej walki.
Autor: Konrad Niciński, listopad 2010
-
Piotr Michałowski, "Somosierra", ok. 1837, olej na płótnie, 81 x 65,5 cm, wł. Muzeum Narodowe w Krakowie