Przez 14 lat, jakie minęły od premiery debiutanckiego "Zmruż oczy", Jakimowski wypracował własny filmowy idiolekt. Opowiadał po swojemu, bez pośpiechu, z czułością. W "Sztuczkach" czy wspaniałym "Imagine" Jakimowski dał się poznać jako poeta kina. "Pewnego razu…", choć zupełnie różne od tamtych tytułów, potwierdza siłę jego głosu.
Jej źródło znajduje się w uważnym podpatrywaniu życia. W "Pewnego razu…" to właśnie dokumentalna obserwacja jest największą siłą reżysera. Zamiast wkładać w usta bohatera monologi o jego niedoli, Jakimowski pokazuje chłopaka dociskającego dłonie do ciepłego kaloryfera. Małe gesty znaczą tu więcej niż słowa.
Recenzując film Jakimowskiego, Łukasz Majciejewski zauważał, że realistyczne epizody, z jakich zbudowany jest film Jakimowskiego, mogłyby być tematem artykułów w stołecznej prasie. I to właśnie jest największą bolączką "Pewnego razu…". Dokumentalne podglądanie życia z czasem ustępuje bowiem miejsca publicystyce. Jakimowski sięga po metodę Małgorzaty Szumowskiej i przepisuje gazetowe nagłówki na filmowe sceny. Mamy więc opowieść o dzikiej reprywatyzacji, przemocy na policyjnych komisariatach, bezduszności komorników i polskim nacjonalizmie, który staje się głównym bohaterem drugiej części filmu.
Jakimowski poeta ustępuje tu miejsca Jakimowskiemu obywatelowi. Podczas gdy patronem pierwszych sekwencji "Pewnego razu…" jest Ken Loach, wielki socjalista kina od lat upominający się o najsłabszych, ostatnim sekwencjom filmu Jakimowskiego bliżej jest do ideologicznie zaangażowanych obrazów Olivera Stone'a czy Michaela Moore'a.
Gdy reżyser "Sztuczek" opowiada tu nacjonalistach niszczących święto 11 listopada i atakujących jeden z warszawskich squatów, do "Pewnego razu…" wkrada się dosłowność. Publicystyczna dyskusja o polskim systemie prawnym zostaje rozpisana na dialogi dwójki wykładowców; filmowy squat staje się figurą ostatniego bastionu społecznej równości; a bohaterowie wygłaszają płomienne frazy o powstańcach warszawskich oddających życie za ojczyznę.
Jakimowski nie potrafi się zatrzymać, powiedzieć sobie: już wystarczy. Wciąż dokłada do swojego filmu nowe sceny i nowe tematy. I nawet jeśli ma rację, a jego emocje i obywatelską postawę łatwo jest zrozumieć, traci na tym kino, do którego wkrada się publicystyczny ton.
- "Pewnego razu w listopadzie", Scen. i reż. Andrzej Jakimowski, zdj. Andrzej Bajerski, muz. Tomasz Gąssowski. Występują: Agata Kulesza, Grzegorz Palkowski i inni.