Około dwustu fotografii złożyło się na zapis pięciu przedstawień opartych na pismach starożytnych Grecji i Rzymu. Każdą fotograficzną serię podsumowują noty reżyserskie po polsku i po angielsku, urywki wypowiedzi bohaterów czy poetyckie komentarze Staniewskiego. Bieliński zaprasza nas na wędrówkę po krainie legendarnego teatru, rozciągającej się od Hadesu przez Olimp aż po malowniczą wieś niedaleko Lublina.
Podążaj za bogami
Na pierwszy ogień idzie "Ifigenia w A…" według utworu Eurypidesa "Ifigenia w Aulidzie". Losy córki Agamemnona i Klitajmestry, złożonej w ofierze Artemidzie przez ojca, inspirowały nowożytnych pisarzy i kompozytorów francuskich (Racine'a), niemieckich (Hauptmanna, Glucka) czy włoskich (Scarlattiego). Nie dziwi więc, że i polski reżyser wskrzesił grecką bohaterkę. Ta tragedia uczuć i ambicji na ostrzu noża stawia wartości rodzinne jak miłość, szczerość i poświęcenie. Dramaturgię wydarzeń doskonale oddają zdjęcia Bielińskiego: pełne ekspresji, szaleństwa, niedającego się okiełznać żywiołu. Dynamikę budują nie tylko nieostre ujęcia ruchu spowodowane wydłużeniem czasu otwarcia migawki, lecz także sam sposób kadrowania: przekrzywiony obraz, zbliżenia ucinające sylwetkę.
Staniewski uważa, że "aktorzy i muzycy mają być jak ci… z piekła rodem", natomiast kwintesencję tragedii stanowi "agon (i agonia)". W starożytnej Grecji był to rodzaj zawodów rozgrywanych podczas Wielkich Dionizji. Ducha boga wina, oszołomienia i teatru można odnaleźć i w strukturze przedstawień, i na fotografiach. Ostre, kontrastowe światło rysuje głębokie cienie, sprawia, że kontury znikają w ciemności. Jedne postaci, wyłaniające się z nicości, wydają się obłąkane; inne wystukują rytm na bębnach jakby pogrążone w transie.
Powściągaj język
Drugą odsłonę albumu gardzienickiego stanowi "Elektra", kolejna tragedia Eurypidesa. Adaptacja ta jest opatrzona podtytułem – greckim pojęciem "cheironomii", które oznacza "gestykulację". Zmysłowa mowa ciała: dynamiczne ruchy rąk i sugestywna mimika twarzy zdają się grać główną rolę. Komunikacja niewerbalna przełamuje bariery językowe, podobnie jak czyni to fotografia posługująca się uniwersalnym kodem. Zdjęcia Bielińskiego nie są jedynie dokumentacją przedstawień, ale autonomiczną narracją, którą fotograf prowadzi w charakterystyczny sposób – z perspektywy widza. Tak jak odbiorca jest świadkiem, kimś obcym, tak artysta przychodzi z zewnątrz i przedstawia własną wersję spektaklu poprzez kadrowanie scen i ich odpowiedni montaż. Staje się reżyserem, jednocześnie trzymając się oryginalnej wizji Staniewskiego.
Wydawać by się mogło, że tajemnica, groza towarzyszące publiczności od momentu opuszczenia kurtyny, zostają złagodzone dzięki medium – aparat fotograficzny oddala niepokojący świat, przekształca go w obszar bardziej intymny. Jednak mistrzowskie ujęcia ruchu, gestów uniemożliwiają powstanie tego dystansu. Tę specyficzną dla teatru atmosferę budują gliniane maski, będące "krzywizną ludzkiej duszy, poczwarami w stadiach przeobrażeń, upiorami, zjawami". Mimo początkowej niechęci do tych rekwizytów wywołujących wręcz obrzydzenie, Staniewski uznał, że "okropność jest twarzą mądrości".
Postrzegaj słyszeniem
Wraz z kolejnym aktem wybieramy się w podróż i tę w przestrzeni, i tę w głąb duszy. "Metamorfozy", czyli esej teatralny według Apulejusza "Metamorfozy albo złoty osioł" – jedynej łacińskiej powieści zachowanej w całości – są wehikułem czasu przenoszącym w świat attyckich sympozjonów przy dźwiękach peanów i dytyrambów. Muzyczność jest również domeną fotografii, które pod względem kompozycji przywołują na myśl pieśni ku czci Dionizosa: rytmicznie utkane z powtórzeń linii, plam barwnych, kształtów; energia wirtuozersko wpleciona w harmonię.
Spora część zdjęć zawartych w książce sprawia wrażenie wykonanych po nałożeniu czerwonego filtra. Wyglądają jakby były oglądane w świetle ciemniowym, a obraz utajony dopiero co został wywołany – jesteśmy więc świadkami procesu, przemiany. Towarzyszymy bohaterom w ich niekończącej się, rytualnej wędrówce. Jedna z dróg prowadzi do wielu miejsc, gdzie grupa teatralna odgrywa swoje przedstawienia (m.in. Ateny, Delfy, Rzym, Aleksandria, Teheran, Nowy Jork); inna wiedzie ku poznaniu samego siebie. Mimowolnie uczestniczymy w tym, co Staniewski nazywa ekologią teatru, czyli duchowym sprzężeniem aktorów i widzów z otaczającą ich naturą. W Gardzienicach nawet "skała śpiewa" (ślady muzyki antycznej zachowały się wyryte na kamieniach).
Wypowiadaj piękno
Dawniej wyruszano w nieznane po to, by wrócić z czymś nowym; współczesny teatr przynosi wiedzę o relacjach międzyludzkich. Część czwarta najpełniej pokazuje to, za co publiczność na całym świecie pokochała Gardzienice – połączenie intelektu i zmysłowości, rozsądku i intuicji. Tajemnice ludzkiego losu odsłania "Oratorium Pytyjskie" zbudowane na lapidarnych, nietracących na aktualności Przykazaniach Siedmiu Mędrców z Delf (zwane maksymami delfickimi, wyświetlane podczas spektaklu na ekranie także w języku oryginalnym). Na ich wzór Staniewski stworzył swoisty kodeks, którym kierować powinien się artysta:
"W komponowaniu myśl wieloplanowo.
W układzie planów – dopowiadaj je wzajem. (…)
Czuj fugę.
Myśl o matematycznym kanonie percepcji.
Frontalizm łam kontrapostem. (…)
Stosuj miarę stopy, łokcia i ramienia, a wyzwolisz energię przestrzeni i jej geniusz. (…)
Wyzuj ze słownika "scena", wyobrażaj "magiczny krąg".
W zbliżaniu i oddalaniu, w krążeniu wokół leży siła dramatu (akcji), tak między ludźmi, aktorami, jak i wszelkim istnieniem.
Widź muzykę, a słysz obraz."
Bieliński korzysta z tych zasad, niekoniecznie wiedząc o ich istnieniu. Utrwalając na fotografiach kulminacyjne momenty akcji, udaje mu się uchwycić napięcie między występującymi oraz podtrzymać tę temperaturę dzikiej namiętności i przekazać ją widzom. Emocje są namalowane przez wszystkie odcienie czerwieni: od wschodzącego słońca po winne bordo. Ciepła tonacja utożsamiana jest z pasją, pożądaniem, walką, gniewem. Nasycone, ogniste barwy uzupełniają kolory wypalonej gliny i ziemiste brązy, oznaczające surowość, płodność, życie. Analogiczną paletę odnajdujemy na antycznych malowidłach wazowych, które inspirują gardzienickich scenografów i kostiumologów.
Zmierzaj śmiało do kresu
Wizualną podróż po teatrze kończą sceny z "Ifigenii w T…" na podstawie "Ifigenii w kraju Taurów" Eurypidesa. Duch antyku przenika nie tylko do treści zdjęć, ale i do samej istoty medium. Taniec, muzyka i śpiew obecne w obrzędach i misteriach kultu dionizyjskiego wiążą się z pojęciem "mimesis", które z czasem zaczęło pojawiać się w tekstach filozoficznych. Niejednokrotnie fotografię rozpatrywano w kontekście naśladowania rzeczywistości. Obrazy Bielińskiego zdają się wpisywać w arystotelesowskie rozumienie mimetyczności: nie jako wierne kopiowanie, ale twórcze przedstawianie.
Staniewski w tym spektaklu powrócił do zaufanej bohaterki, jednak jej losy nabierają dzisiaj nowego, wręcz uniwersalnego znaczenia. Taurowie to dawny lud krymski, bogini Atena przypomina carycę Katarzynę Wielką, a końcowa scena ukazuje zdradziecki sen komunistycznej utopii. Reżyser pisał:
"W 2010 mówiłem o rychłej aneksji Krymu. Dałem to do przedstawienia. Śmiano się, rechotano…".
Epilog należy do Staniewskiego. Fotograf – śladem mistrzów gatunku Edwarda Hartwiga i Wojciecha Plewińskiego – zagląda za kulisy i utrwala pracę reżysera. Kilka sugestywnych portretów i kurtyna opada.
[Śródtytuły zaczerpnięto z Przykazań Siedmiu Mędrców.]
Autor: Agnieszka Warnke, kwiecień 2015.
Krzysztof Bieliński
"Staniewski – Gardzienice – Antyk"
Wydawnictwo Czarne, 2015
ISBN: 978-83-8049-075-8
Liczba stron: 240