Małgorzata Musierowicz, "Opium w rosole" (1986)
W przeciwieństwie do poprzednich książek, w których szkoła jest tematem głównym lub dominującym, w powieści "Opium w rosole" Małgorzaty Musierowicz zbyt wiele jej nie ma. Wśród kilku pozostałych wątków powieści zaznacza się jednak wyjątkowo intensywnie. Równie mocno jak ponura sceneria miejskiego pejzażu Poznania, towarzysząca ściśle praktycznym, jak i mentalnym konsekwencjom stanu wojennego.
Poza domagającą się przypisów sferą stricte namacalnej rzeczywistości (bo kto z dzisiejszych nastolatków mógł mieć kontakt z kartkami na mięso bądź też z pieluchami terowymi?) reszta akcji mogłaby śmiało rozgrywać się w każdym czasie i miejscu. Jednym z istotnych wątków tej pulsującej emocjami prozy jest rodzące się (oczywiście nie bez komplikacji) uczucie między Kreską a Maćkiem, parą uczniów nieuchronnie wkraczających w dorosłość. Innym, niemniej ważnym motywem narracji, są osobiste relacje Ewy Jedwabińskiej, nazbyt ambitnej wychowawczyni klasy, z gronem swoich niepokornych podopiecznych.
Ewę trudno byłoby uznać za nauczycielkę z powołania. Etat w szkole traktowałaby pewnie jako absolutny dopust Boży, gdyby nie egocentryczny zamiar wprzęgnięcia swoich uczniów w cykl badań, które – jako doktorantka psychologii – chce na nich przeprowadzić. Okaże się jednak, że tego rodzaju praktyk ani Kreska, ani jej koleżanki i koledzy najwyraźniej sobie nie życzą.
Wybujałe ego Ewy Jedwabińskiej przynosi również całkowity rozbrat z powinnościami matki. Pani psycholog in spe karygodnie zaniedbuje kilkuletnią córeczkę, pozbawiając ją na co dzień odpowiedzialnej opieki. Potrzeby przedsiębiorczej małej spotykają się na szczęście z akceptacją i pełnym zrozumieniem grona ludzi dobrej woli, których napotyka na swojej drodze.
Małgorzata Musierowicz ukazała szkołę w dość niecodziennej roli. Edukację odbiera tu nauczycielka – od życiowo dojrzalszej uczennicy, oraz matka – od duchowo bogatszej córeczki. Obie nieletnie wykazały się także znacznie lepszym zmysłem dedukcyjnym niż dorosła pretendentka do miana psychologa.
Na naukę, jak wiadomo, nigdy nie jest za późno. A poza tym – lepiej późno niż wcale. C.b.d.u.
Różni autorzy i rozmaite strategie w przedstawianiu szkolnych cieni i blasków, zmierzają zazwyczaj do bliźniaczo podobnych rozstrzygnięć. Gronu mniej lub bardziej wykształconych młodych ludzi przychodzi się w końcu rozstać. I nie jest to wcale takie proste, jak komukolwiek z nich mogło się wcześniej wydawać.