Funkcjonowały też "wymienialnie": przynosiło się kasetę z nagranym przez siebie filmem, a w zamian można było wrócić do domu z innym. Wyboru trzeba było dokonać na podstawie szczątkowych informacji (tytuł, kraj produkcji, gatunek), toteż nigdy nie wiadomo było, na co się trafi. Dlatego też po przełomie pojawiło się wiele tytułów (często efemerycznych): "Videoman", "Video Club", "Media Reporter" czy najdłużej istniejące "Cinema Press Video", które służyły za przewodniki po świecie filmowych nowości.
"Erotyk u cioci na imieninach" [film obyczajowy]
W artykule "Barwy kaset" z "Ekranu", opublikowanym w 1988 roku, czytamy: "Video odegrało już w naszym kraju całkiem poważną rolę – przełamało tabu jakim był seks na ekranie"
W latach 80. kaseta z filmem erotycznym była typowym suwenirem przywiezionym z wycieczki na Zachód. Celnicy mieli pełne ręce roboty z zatrzymywaniem filmów godzących w socjalistyczną moralność (ponoć 60% taśm rekwirowano z tego powodu, pozostałe "atakowały nasz kraj lub jego ustrój" lub charakteryzowały się "zbyt wielkim ładunkiem horroru"). Dziennikarka "Wybrzeża" pisała w 1986 roku o udrękach szczecińskich celników: "Oglądając od świtu do nocy falę szmiry, głupoty i zła, próbującą wedrzeć się do naszego kraju, zrywają się po nocach, dręczeni koszmarami sennymi".
Rozluźnienie obyczajów widać w ówczesnej prasie. Jeden z czytelników "Ekranu" dopytuje się, kiedy wreszcie powstanie w Warszawie sklep z kasetami porno, bo słyszał już o takim w Budapeszcie. Redakcja odpowiada, że rzeczywiście by się przydał. Czy u schyłku PRL-u wydarzyła się w Polsce rewolucja obyczajowa o której zapomnieliśmy? W odpowiedzi na to pytanie, Krystian Kujda przytacza zasłyszaną podczas kasetowych poszukiwań opowieść, charakterystyczną dla tych czasów:
Wydaje mi się, że to była przede wszystkim zwykła ludzka ciekawość i też bym to podciągnął pod pewne nadrabianie zaległości. Przecież w PRL dostęp do pornografii był bardzo ograniczony, więc jednymi z pierwszych filmów, które sprowadzono zza granicy, były niemieckie erotyki. Najciekawsze wydaje mi się to, jak Polacy okazali się otwarci na tego typu rozrywkę. Jakiś czas temu rozmawialiśmy z panią, która prowadziła wypożyczalnię w Pruszczu Gdańskim. Opowiadała, że gdy trafiła jej się pierwsza taśma z erotykiem, to zaprosiła sąsiadów, rodzinę, zrobiła sałatki i kanapki... Nie potrafiła jeszcze obsługiwać magnetowidu, więc zawołała swojego dziesięcioletniego syna, który musiał mieć zasłonięte oczy i po wciśnięciu "play" wybiec z pokoju.
"Rekiny biznesu, płotki i piraci” [thriller polityczny]