Kolejną dziewczyną, która otworzyła w tym roku nowe drzwi w polskiej modzie – a raczej zaprosiła do mody myślenie interdyscyplinarne, jest Kasia Gola, założycielka bloga Geek Goes Chic. Kasia wyrasta z branży IT, ale łączy podejście tytułowego geeka z zamiłowaniem do analizowania, w jaki sposób w epoce cyfrowej możemy opowiadać o byciu w społeczeństwie za pomocą ubrań. Przedstawia modowe start-upy, komentuje strategie marketingowe, bada, jak na każdym etapie tworzenia ubrania, marki, rynku mody sprawdzają się nowe technologie. Jej blog został nominowany do nagród światowej agencji prognozowania trendów WGSN Global Fashion Awards 2015 w kategorii Best Digital Innovation.
O zarządzaniu sektorem mody w Polsce najwięcej wiedzą organizatorki targów HUSH, teraz także multibrandu z polskimi markami online. Czasem nawet wiedzą więcej niż by chciały – ponieważ w Polsce nie ma żadnej instytucji zajmującej się modą, z konieczności są pierwszym i jedynym autorytetem dla wielu początkujących projektantów. Zdaniem Ani i Magdy w polskiej modzie brakuje przede wszystkim instytucji, która wzięłaby za nią odpowiedzialność, byłaby organem doradczym, promującym, rozdającym granty, inkubatorem przedsiębiorczości związanej z modą. Jak podkreślają organizatorki, HUSH to targi mody, wystawa, pretekst do policzenia się, wymiany doświadczeń, do bezpośredniego kontaktu z klientem – ale nie instytucja państwowa z rocznym harmonogramem działań i odpowiednim budżetem.
Moda z Rossmana czy jak Superbowl
HUSH zaczął się kilka lat temu, ale jak twierdzą dziewczyny, z roku na rok coraz bardziej staje się wystawą niż modowym bazarem. Klienci są nie przychodzą tam tylko kupować, ale też przyglądać się tendencjom. Ania Konieczynska, dziennikarka "Instyle" i doktorantka warszawskiego kulturoznawstwa, działająca w Zespole Badań nad Modą, wylicza:
"Świetnie sprzedaje się koronkowa bielizna – zaczęło się od majtek z dziurką Le Petit Trou, teraz delikatne komplety szyją także Lana Nguyen i marka Rilke. Aspirujący przedstawiciele klasy średniej chętnie ubierają dzieci w ubranka 'Made in Poland', które wyglądają jak mniejsza wersja tego, co sami noszą – dresowych sukienek, skórzanych kurtek, sportowych butów".
Zaznacza również, że w polskiej modzie następuje powrót do bespoke. Zakłady krawieckie z tradycjami zdobywają klientów młodego pokolenia: bankowców, prawników, marketingowców, którzy chcą nosić garnitury uszyte na miarę i cenią wszelkie formy personalizacji – podszewki z dziełami sztuki, haftowane monogramy, zaskakujące łączenia tkanin.
Michał Zaczyński, krytyk mody, dziennikarz i bloger martwi się jednak, że nawet mimo rosnących potrzeb klientów i ich chęci do wydawania większych pieniędzy, polska moda może polec bez odważnych inwestorów. Jest przekonany, że tegoroczny spór między Maciejem Zieniem a Józefem Kosiorkiem, który doprowadził do upadku marki Zień nie zachęci przedsiębiorców do nawiązywania współpracy z projektantami. Jeśli projektanci wchodzą w korzystne finansowo alianse, to najczęściej nie są one dla nich korzystne wizerunkowo – jak współpraca Gosi Baczyńskiej z Rossmanem. Michał ubolewa, że najlepsza polska projektantka, jedyna, której prace można określić jak haute couture, nagle pojawia się w masowym dostępie, bez planu, bez kontroli, bez odpowiedniej pompy.
"Gosia Baczyńska powinna być dofinansowywana przez państwo, a nie rozglądać się wokół siebie w poszukiwaniu jakichkolwiek funduszy, które pozwolą jej pracować. Przerażające jest to, że Polska jako państwo nie chce wspierać swojej mody, nie widzi w tym dobrego biznesu. A zaraz projektancki zapał się skończy, jeśli nie dostanie gospodarczego zapłonu. Póki co, projektanci ratują się czym mogą. Jacek Kłosiński, aby dostać 20 tys. złotych od państwa na rozruch firmy, zapisał się na szkolenie w miasteczku pod Warszawą wspólnie z panią, która chciała otworzyć bar z pierogami i panem, który chciał otworzyć salon sprzedaży komórek. Przypadek Kłosińskiego wydarzył się pięć lat temu, ale od tego czasu nic się nie zmieniło, nie licząc dofinansowania na wdrożenie do eksportu, czym wiele marek się ratuje. Jesteśmy lata świetlne od myślenia amerykańskiego. W Stanach Fashion Week w Nowym Jorku jest podobnym generatorem zysków, co Super Bowl."
Moda z lewa i z prawa
W zeszłym roku Michał Witkowski swoją ryzykowną stylizacją wykorzystującą motyw swastyki pokazał, gdzie leży granica polskiego poczucia humoru i zrozumienia dla konceptu. W jego kreacji jedni zobaczyli brak szacunku dla historii, inni zaś ryzykowną, ale erudycyjną estetyczną grę, eksperyment na straumatyzowanym polskim organizmie. Okazało się, że moda jest skutecznym i nośnym medium przekazywania komentarza historycznego i niezłym sztandarem dla ideologii. Szczególnie, jeśli jest na czasie, w trendach i w przystępnej cenie. Wraz ze zmianą rządów polskie media odkryły sektor odzieżowy, który swoją definicję patriotyzmu opiera na skrajnie prawicowych poglądach. Najgłośniej ostatnio jest o marce Red is Bad, która chwali się swoją antykomunistyczną filozofią, niechęcią do Unii Europejskiej i nawiązuje do historii polskich militarnych zrywów i zwycięstw. Co ciekawe, Red is Bad dzieli hasła o najwyższej jakości i polskiej produkcji z markami kojarzonymi ze stylem życia potępianym przez swoich klientów. Podobnie jak kolektyw Transparent Shopping, Red is Bad angażuje się społecznie. O ile jednak w tym pierwszym projekcie część środków finansowych jest przeznaczana na działalność Kibucu Warszawa, w drugim projektanci wspierają filmy o żołnierzach wyklętych.
Także mainstreamowe, niezaangażowane propagandowo marki jak Próchnik uznały, że to dobry sezon na posiłkowanie się odwołaniami do polskiej historii. W zeszłym roku sukces odniosła ich kolekcja inspirowana Dywizjonem 303, tegoroczną kolekcję zaś marka zadedykowała cichociemnym. Podobno fasony dwurzędowych marynarek, płaszczy i getrów w militarnych barwach konsultowano z jednostką GROM.
Dla równowagi – są też marki, które chcą silnie kojarzyć się z lewicowymi ideałami wolności, kultury jako terenu eksperymentu, mody jako języka opisu płci kulturowej, czy narzędzia awangardy. Taka jest na przykład Acephala, która w swojej pierwszej kolekcji sięgnęła po fotografie autorstwa Claude Cahun, artystki lubiącej w swoich pracach i w codziennym życiu eksperymentować z płcią. Przy drugiej kolekcji. Inspiracją do drugiej kolekcji były z kolei rzeźby i postać Aliny Szapocznikow. Marka w roli swojej muzy obsadziła Martę Konarzewską - aktywistkę i feministkę. Chłopczyca w acephalowej wersji jest bardzo casualowa i wyluzowana. Żadnego efekciarstwa. Jak podkreśla Ina Lekiewicz, redaktorka i stylistka, właśnie takie projekty są teraz popularne w Londynie. Naturalne, nie przekombinowane. Koniec z mocnym, przeładowanym przekazem.
Zdaniem Iny na Wyspach robi się moda na Polskę. Na razie na polskie krówki i ogórki, ale nie trzeba będzie długo czekać, żeby zastąpiły je polskie marki odzieżowe. Tym bardziej, że dwie inicjatywy prezentujące polskich projektantów zagranicą były w tym roku wyjątkowo udane. Pierwsza z nich to marcowa wystawa "Polish Fashion Now" w Paryżu, na której zaprezentowano szesnaścioro twórców: ilustratorów, fotografkę i przede wszystkim projektantów ubrań, obuwia, biżuterii oraz nadruków.