"I am a woman and I feast on memory" odbiega od wcześniejszych projektów. Odchodzisz w nim od typologii. Po co?
Z mojego punktu widzenia ten projekt wcale nie odstaje od reszty. On tylko przybiera inną formę. Nadal pracuję z typologią, tylko teraz sama ją kreuję. Nie jest to typologia zdefiniowana przez społeczeństwo, jak było to w moich wcześniejszych projektach. Tym razem, w drodze castingu szukałam kobiet – Amerykanek, które wyglądały podobnie do mnie. Była to próba odnalezienia grupy kobiet, do których ja sama mogę przynależeć. Ciągle obserwuję to, jak kobiety dobierają rożne elementy ze środowiska czy popkultury do budowania swojej tożsamości. "I am a woman and I feast on memory" jest dla mnie naturalną kontynuacją moich poszukiwań, zatrzymaniem się i medytacją nad tymi procesami. Tutaj jednak kieruję obiektyw na siebie samą, a raczej na reprezentację mnie samej, aby zilustrować mechanizmy przemian. Nieustannie ulegamy jakimś zmianom, transformacjom, przekształceniom. I to jest sedno tego projektu.
Mówisz bardzo świadomie o znaczeniu swoich prac. Skąd to intelektualne zacięcie?
Kształciłam się w Stanach, na uniwersytecie Yale, który ukończyła również Judith Butler, i do którego ciągle jest często zapraszana. Tam też w latach 90. napisała książkę "Gender Trouble". Zetknęłam się z nią nie tylko jako studentka, ale i jako kobieta w ogóle. Chodziłam na spotkania z nią i jest ona jedną z tych osób, które miały na mnie ogromny wpływ i ukształtowały w jakiś sposób moje myślenie o świecie. Idee feminizmu, płci oraz koncepcje genderowe bardzo mnie interesują i stanowią rodzaj paliwa, które napędza moje prace. Moje zacięcie wynika z ciekawości, z faktu, że zgłębiam temat, bo to mnie napędza do robienia obrazów.
Nazywasz siebie często reżyserką. Co to znaczy, że reżyserujesz swoje prace?
Moje fotografie są wystudiowane, pozowane, bardzo powolne. Modelki muszą pozostać nieruchome przez kilka sekund. Samo wykonanie zdjęcia jest poprzedzone długo trwającym rozeznaniem. Dowiaduję się o nich różnych rzeczy, często bardzo osobistych. Mam też bardzo dużo do powiedzenia dookoła moich prac i od początku podkreślam wagę researchu w moich projektach. Nie widzę siebie jako dokumentalistki. Staram się płynnie przechodzić między językiem kreacji a językiem dokumentu. Nie czuję potrzeby definiowania siebie jako przedstawicielki żadnego z nich.
Choć kreacyjne i wystudiowane, twoje prace są także krytyczne. Co z założenia chciałaś skrytykować każdym ze swoich projektów?
Mimo wszystko, wydaje mi się, że moje prace są łagodne. Wystawiają one temat kobiecej tożsamości na spojrzenie krytyczne, prowokują do zadawania pytań, krytyki społecznej i politycznej. Widzę siebie jako osobę myślącą krytycznie. Analitycznie podchodzę do światów, które fotografuję. Ważne jest dla mnie to, aby nie były one przedstawione karykaturalnie.
Twoje prace wydają się szczególnie aktualne we współczesnej Polsce. Coraz więcej kobiet wychodzi na ulice protestując przeciwko zmianom legislacyjnym, które ich dotyczą. Czy zauważasz ich zmiany tożsamościowe kobiet na rodzinnym gruncie?
Czarny protest wydaje mi się wielką zmianą. Nie mogę jednak mówić o nim ogólnikowo. Mogę mówić o mikroświecie, którego doświadczam. Obserwując moją rodzinę, widzę, jak duża jest to zmiana. Wszyscy rozmawiają o kobietach i ich pozycji, o ich konstytuującej się na nowo tożsamości. Wszyscy zajmują jakieś stanowisko. Nawet osoby wychowane bardzo tradycyjnie i przyjmujące stereotypowe role płciowe czy społeczne, biorą udział w dyskusji. Kwestie feminizmu zaczęły pojawiać się przy rodzinnym obiedzie. Temat kobiet stał się tematem całego społeczeństwa.
Wystawa "I am a woman and I feast on memory" w Leica 6x7 Gallery w Warszawie jest otwarta dla zwiedzających od 29 października do 11 grudnia 2016 roku.