Ciemno wszędzie… Światło w typografii
"Więcej światła" – miał powiedzieć Goethe na łożu śmierci. Teoretycznie mogłoby to być wołanie o przestrzeń w tekście, gdyż niemieckie słowa są dość długie, więc optycznie ciemniejsze. W dodatku kto, jak nie wielki poeta, chciałby, aby czytano go między wierszami?
…głucho wszędzie
W typografii podstawą jest architektura, którą wypełnia muzyka. Reguły matematyczne tracą na znaczeniu, gdy w grę wchodzi wyobraźnia. Prawdziwa zabawa polega na tym, aby pustą przestrzeń między znakami usłyszeć, ale jej nie zauważyć. Typografia "jest tym, co nadaje wygląd językowi" – twierdzi graficzka Ellen Lupton – sama zaś powinna być niewidzialna jak kielich, który nie powinien przesłaniać koloru wina.
Nie istnieją kształty bez światła, tak jak dźwięki nie mogą wybrzmieć bez ciszy. Tym relacjom w muzyce postanowił przyjrzeć się John Cage. Amerykański kompozytor napisał utwór 4'33", który może być wykonywany indywidualnie, przez zespół muzyków lub orkiestrę, na fortepianie bądź dowolnym instrumencie. Kompozycja ta to cztery minuty i trzydzieści trzy sekundy… ciszy. Wniosek nasuwa się sam: w muzyce cisza jest tak samo ważna jak dźwięki.
Jeśli postawić znak równości między dwiema na pozór odległymi dziedzinami, to dźwięk byłby literą, a cisza – światłem. W typografii każde puste miejsce między znakami tekstowymi albo elementami graficznymi określa formę (z gr. týpos – obraz, forma, odbicie; gráphō – pisać). Jasność pisma wpływa na czytelność komunikatu, nadaje mu sens. Zbyt ciasno ułożone litery nie mogą oddychać, tekst wydaje się zaciemniony. Natomiast zbyt wiele wolnej przestrzeni sprawia, że słowa i zdania rozpadają się. Najważniejszy jest jednak rytm. Równomierne odstępy dodają stabilności i elegancji; zaś światło kontrastowe wprowadza niepokój. Jasność to harmonia między czernią a bielą na zadrukowanej stronie.
Cisza, która tańczy
O "wierszu milczącym, składającym się z bieli" (używając języka typografii: świateł) marzył Stéphane Mallarmé. Francuski poeta próbował doścignąć ideał, rozrzucając słowa na kartce papieru. "Rzut kośćmi nigdy nie zniesie przypadku" jest jego ostatnim i najbardziej spełnionym dziełem przestrzennym, w którym litery i inne znaki skaczą na stronach, biegną wzdłuż i w poprzek, oddalają się i zbliżają.
Podobnie słowa i przestrzeń czuł Stanisław Czycz. W utworze "Arw", który miał być scenariuszem filmu Andrzeja Wajdy o Andrzeju Wróblewskim, w zasadzie nie istnieje koniec ani początek. Środek też jest pojęciem względnym. Czycz pisał jeszcze na maszynie, więc nie dysponował różnymi krojami pisma. Sam tworzył znaki i pustkę wokół nich. "Arw" nawet trudno nazwać poematem. Słowa wymykają się linearności, wyczarowując coś w rodzaju partytury. Nie, to nawet nie muzyka, a taniec. Litery pląsają na stronie, wirują, tworzą choreografię.
Miron Białoszewski również miał poczucie rytmu. Zwracał uwagę nie tylko na brzmienie słów, lecz także na ciszę. Czasem zawieszał głos, przesuwał wyrazy, litery lub całkowicie z nich rezygnował. Światło w jego wierszach zyskuje własny język, tworzy czas. Jest wahaniem, oczekiwaniem, "Niedopisaniem":
przyjdź
pismo
nosem
seksem
trafem
cudem
musem
ciurkiem
zezem
siupem
boczkiem
truchtem
byleś
pis-ło
Weź się przytul
Układanie liter to tylko pozornie zajęcie techniczne. Wymaga cierpliwości i odrobiny romantyzmu. Niektóre związki między literami mają status "to skomplikowane". Wyobraźmy sobie sytuację, w której osobnik "A" spotyka na swej drodze osobnika "W". Ich zewnętrzny blask (światło międzyliterowe) jest na tyle duży, że nie pozwala im się do siebie zbliżyć. Wówczas do gry wkracza doświadczony typograf. Wypowiadając magiczne zaklęcie: "kerning", skraca dzielący ich dystans. Sztuczka ta polega na regulowaniu odległości (świateł) w wybranych parach liter lub cyfr w zależności od ich kształtów. Najwięcej uwagi wymagają kroje z przewieszkami (część litery wdzierająca się w pole innego znaku, np. "j" ma przewieszkę po lewej stronie) oraz kombinacje dużych i małych liter (np. "To") czy też pary zawierające znaki interpunkcyjne ("w.").
W przypadku duetu "AW" mamy do czynienia z odmianą fachowo zwaną "kerningiem ujemnym" bądź "podcinaniem", polegającą na przysuwaniu do siebie znaków. Zdarzają się jednak osobniki, które ze sobą konkurują (np. ff) – dla dobra gatunku należy je jak najszybciej r o z ś w i e t l i ć (tzn. rozdzielić, może nie tak drastycznie). Wszystko po to, aby czytelnik skupił się na treści, a nie na czarnych plamach. By "kerning" nie stał się "kemingiem", "dolina" nie zlała się w "ddinę", a logo hiszpańskiej marki odzieżowej na oczach klienta nie zamieniło się w "ŻABĘ".
Nie trzeba robić tego ręcznie – najczęściej programy graficzne mają gotowe tablice kerningu określające odległość między sąsiadującymi znakami. Taki wykaz powinien być modyfikowany w zależności od stosowanego języka. Dopieszczone przez projektantów fonty liczą od 500 do 1000 par kerningowych dla alfabetów nieprzekraczających 30 liter. Jeśli jednak mamy do dyspozycji ponad 200 znaków, liczba kombinacji przekracza 50 tysięcy.
Łatwo można rozwiązać konflikt między dwoma osobnikami. A co, jeśli musimy zaopiekować się całym stadem? Wówczas należy wyciągnąć ciężkie działo o nazwie "tracking". Jest to operacja zbliżona do kerningu, lecz wykonywana w przypadku długiej sekwencji znaków, a nawet na całym dokumencie. Dotyczy nie tylko liter, lecz także odległości między znakami niedrukowanymi, np. spacjami. Korektę odstępów o stałą wartość najczęściej stosuje się przy zmianie stopnia pisma: wraz ze wzrostem wysokości następuje zagęszczenie tekstu. Dzięki temu uzyskuje się wrażenie jednolitych odległości.
Zajrzyjmy jeszcze do wnętrza liter. Panuje tu zasada: im mniej światła w środku, tym mniej na zewnątrz. O, C, D oraz b, p, e – ich konstrukcja opiera się na kolistej lub eliptycznej formie nazywanej "brzuszkiem". Światło wewnętrzne brzuszka to inaczej "oko" albo "punca". Ostatni termin stosowany jest także w złotnictwie – za pomocą tego stalowego, ostro zakończonego narzędzia rzeźbi się w metalu.
Zawsze black and white
Ekspertem od związków między literami był Stanisław Dróżdż. W swojej najważniejszej pracy zrealizowanej w 1977 roku w Galerii Foksal uwolnił tekst z płaskiej przestrzeni strony. Artysta wspominał: "Ja się po prostu przestałem mieścić na kartce. Musiałem wyjść z niej i wejść na ściany. […] Sam projekt "Między" mieści się na sześciu kartkach. I tak samo na sześciu płaszczyznach pomieszczenia".
Sześć liter – tyle wystarczyło, by zrewolucjonizować myślenie o tekście i formie. Dróżdż rozczłonkował słowo "między" na pojedyncze znaki i wypełnił nimi galeryjną przestrzeń. Litery "poruszają się", obracają wokół własnej osi, nigdy nie tworząc wyjściowego hasła. Akcja rozgrywa się w przestrzeni między nimi. Wzrok odbiorcy błądzi w labiryncie światła, próbując ułożyć litery w odpowiedniej kolejności. Poeta dokonał przewrotu, w którym to widz "jest czytany" przez tekst.
Przestrzeń tworzy kontekst dla znaków, pozwala im zaistnieć. Dróżdż najczęściej ograniczał się do podstawowych kolorów druku, czyli czerni i bieli. Kontrast był dla niego punktem wyjścia i dojścia. Mówił: "Czerń i biel to są dwie skrajności – jak ciemność i światło. W "czarne/białe" struktura tekstu jest tak zorganizowana, że wychodzi od bieli i dochodzi do czerni, a raczej doprowadza, nie dochodzi. A dominantą tego jest pismo, które kojarzymy z czarnym i białym". Pismo w kontrze (białe litery na ciemnym tle) wymaga więcej światła.
Między wierszami
Światło może być rozproszone, ale i kierunkowe, skupione w danym miejscu - na przykład w… Wiedniu. Tu znajduje się siedziba założonej w 1913 roku Międzynarodowej Komisji ds. Oświetlenia, dostojniej brzmiącej po francusku: Commission Internationale de l’Éclairage – w skrócie: CIE. Zajmuje się ona zarówno fotometrią, oświetleniem wnętrz, jak i technologią obrazu czy barwą. Właśnie dzięki światłu możemy dostrzec barwę i określić jej atrybuty: kolor, nasycenie oraz jasność.
Typograf ma jeden cel (tak naprawdę więcej, ale skupmy się na tym wybranym): osiągnąć równomierną szarość. Ta z kolei – jak głosi Robert Bringhurst w "Elementarzu stylu w typografii" – "zależy od czterech rzeczy: kroju pisma, świateł między literami, odstępów między wyrazami i odstępów między wierszami". I tym sposobem doszliśmy do poziomej ścieżki dla wzroku – interlinii. Podobno już samo wodzenie wzrokiem po przestrzeni między liniami tekstu relaksuje i poprawia szybkość czytania.
Ceniony typograf i poeta Bringhurst przestrzega, że przypadkowa korekta interlinii jest jak dowolna zmiana tempa w muzyce. Wiedzieli o tym anglosascy zecerzy, dlatego przy składzie druku dodawali światło między wierszami za pomocą równych pasków ołowiu (ang. lead), który wykorzystywali do odlewania czcionek (stąd angielska nazwa interlinii: leading). Srebrzystoniebieski metal pod wpływem powietrza pokrywa się matową szarością.
Pisma o dużej wysokości zazwyczaj lubią większe interlinie. Taka też sprawdzi się w przestrzeni internetowej i w języku niemieckim ze względu na częstsze MAJUSKUŁY (wielkie litery alfabetu) niż np. we francuskim. Głębszy oddech chętnie wezmą kroje grube (ciemniejsze), bezszeryfowe (o prostych końcówkach znaków) oraz teksty o długich wierszach. Dlatego jeśli ktoś twierdzi, że rozmiar nie ma znaczenia, nie powinien zajmować się typografią.
Blok z chorągiewką
Gdy papier produkowano z trudno dostępnych włókien roślinnych, za światło trzeba było słono płacić. Humanizm, który wyzwolił słowo, jednocześnie zmniejszył odstępy między wierszami. Kwestie ekonomiczne rozwiązano, stosując miazgę drzewną i celulozę – papier wkrótce przestał być towarem luksusowym. W erze cyfrowej nawet on stał się zbędny. Mimo upływu lat, jeden problem nigdy nie zniknął: składać "w blok" czy "w chorągiewkę"?
Terminy te odnoszą się do procesu wypełniania kolumny pismem. Skład blokowy charakteryzuje się równymi krawędziami lewej i prawej strony tekstu. Wyrównywanie wierszy tylko jednego brzegu sprawia wrażenie, że na drugim krańcu linijki falują na wietrze. To tylko złudzenie. Tak naprawdę chorągiewka to także forma składu blokowego, tyle że uzupełniona spacjami.
Gdy ambitnie podejmujemy się ręcznego składu chorągiewkowego, musimy uważać na występujące na brzegu "wgryzienia" (gdy rzędy wierszy na końcach możemy obrysować półksiężycem C) oraz "buły" (półksiężyc wygięty w drugą stronę). Tekst zamieszczony w Internecie nie powinien być justowany, zwłaszcza na stronach responsywnych, które same dostosowują się do rozdzielczości urządzenia.
Co innego w druku. Możemy, a nawet powinniśmy korzystać z kerningu, trackingu i opcji dzielenia wyrazów. Chociaż James Felici to ostatnie działanie traktuje jako zło konieczne. Łączniki kończące linijki tekstu działają jak progi zwalniające czytanie, poza tym tworzą szczeliny w marginesie, przez które dostaje się światło. Z drugiej strony minimalizuje się ryzyko powstania otwartych okien i korytarzy ciągnących się przez kilka wierszy.
Patrząc na dokumenty utrwalone za pomocą druku, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że niekwestionowanym mistrzem oświetlenia w typografii był sam Johannes Gutenberg. Niemiecki rzemieślnik podpatrzył pracę skrybów, którzy justowali tekst, modyfikując szerokość liter oraz wprowadzając umowne skróty wyrazów zwężające zapis. Wydając Biblię, drukarz zrobił mniej więcej to samo: wyciął i odlał ponad 250 znaków o różnej grubości, a także zastosował zestaw abrewiatur (skrótów) i ligatur (znaków graficznych liczących 2 lub 3 litery). Dzięki wąskiemu światłu między wyrazami udało mu się zachować obustronnie równe marginesy, a w rezultacie osiągnąć idealną równowagę między bielą a czernią.
Gdy pustka ma znaczenie
Wraz z ewolucją techniki zapisu zmieniała się funkcja marginesów. W średniowieczu przepisywaniem ksiąg zajmowali się mnisi, którzy pracowali w absolutnej ciszy. Skoro nie mogli głośno skarżyć się na ból pleców czy pogarszający się wzrok, notowali swoje uwagi obok tekstu głównego. Kilka z nich przytacza znawca historii pisma Keith Houston: "Księga, którą widzisz, została spisana na dworze, gdzie marzłem, a to, czego nie zdołałem spisać w promieniach słońca, dokończyłem przy świecy"; "Oto napisałem całą księgę. Na Boga, dajcie mi się napić!".
Puste ramy tekstu aż proszą się o wypełnienie notatkami, szczególnie podczas nauki. Tak czynili: Leonardo da Vinci, Albert Einstein, Maria Skłodowska-Curie czy Mikołaj Kopernik. Nasz wielki astronom, "który wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię" na szerokich marginesach dzieła "O obrotach sfer niebieskich" zamieścił aż 162 rysunki na 129 stronach. Gdy dziś ogląda się ów manuskrypt, nie sposób nie docenić harmonii równych kolumn tekstu i ilustracji.
W dobie Internetu wolne przestrzenie są doskonałym miejscem na wciśnięcie reklamy. Wydawca książek też raczej spojrzy najpierw na tabelę kosztów i skłonny będzie zapełnić stronę od lewej do prawej tekstem. Tymczasem czytelnik potrzebuje marginesów, aby zachować równowagę psychiczną: oczy odpoczywają, a kciuki mają za co chwycić. Bringhurst przekonuje: "Być może w połowie charakter i spójność zadrukowanej stronicy wynika z kształtów liter. Pozostała połowa zależy przede wszystkim od marginesów".
Ostatni gasi światło
Na chwilę zapomnijcie o tym, co przeczytaliście. Jest początek lat 90. w Polsce. Już nie ma złotych reguł, harmonii, a profesjonalizm wyginął wraz z papirusami. Światło? Hulaj dusza, piekła nie ma. W liternictwie panuje (do)wolność. Można ją spotkać za rogiem, przy budce z piwem lub na bazarku. Za sprawą Jakuba Stępnia, znanego jako "Hakobo", zyskała nawet słowiańską nazwę: TypoPolo.
Amatorska typografia podzieliła Polaków. Jedni uważają ją za tandetę stworzoną z folii i literek samoprzylepnych. Drudzy dostrzegają w niej symbol romantycznego zrywu przedsiębiorczości związanego z transformacją ustrojową. Hakobo zaczął dokumentować to zjawisko bez uprzedzeń i poczucia wstydu. Powstały profesjonalne, choć niepozbawione ironii kroje pisma inspirowane szyldami i tablicami informacyjnymi, takie jak "Golonka" Magdy i Artura Frankowskich (Fontarte) czy "Ryby z Ustki" Jarka Michalskiego.
W 2014 roku w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie odbyła się wystawa ukazująca ten estetyczny fenomen w polskiej przestrzeni publicznej. Na ścianie galerii zamieszczono komentarz Macieja Lebiedowicza, współzałożyciela marki odzieżowej "Pan tu nie stał": "TypoPolo to taki typograficzny folklor. Ludzie niemający zielonego pojęcia o typografii używają litery jako środka wyrazu. W tej ich nieudolności jest i urok, i szczerość, i prawda".
Źródła: Robert Bringhurst, "Elementarz stylu w typografii", Kraków 2008; James Felici, "Kompletny przewodnik po typografii", Gdańsk 2006; Małgorzata Dawidek Gryglicka, "Historia tekstu wizualnego", Kraków-Wrocław 2012; Henk Hoeks, Ewan Lentjes, "Triumf typografii", Kraków 2017; Keith Houston, "Książka. Najpotężniejszy przedmiot naszych czasów zbadany od deski do deski", Kraków 2017; Agata Szydłowska, Marian Misiak, "Paneuropa, Kometa, Hel. Szkice z historii projektowania liter w Polsce", Kraków 2015; Bartosz Wiłun, "Przestrzeń w typografii", Katowice 2010.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]