Organizowałem moim przyjaciołom wesele, na którym wystąpiła ta orkiestra. Wszystko odbywało się na statku płynącym po Wiśle, w Kazimierzu Dolnym. W momencie, w którym statek odbił od brzegu, orkiestra zaczęła grać. Całe międzynarodowe towarzystwo ''prehipsterskie'' zaczęło niemal płakać ze wzruszenia. To było coś zupełnie magicznego.
Istnieje silny ruch, który chce przypomnieć i ożywić kulturę wiejską. A co z kulturą małych miasteczek?
Wątpię czy jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie wyczerpująco, ale niewątpliwie przedsięwzięcie o którym mówimy wpisuje się w ten nurt. Mamy do czynienia z całym obiegiem kultury – mówię o ruchu orkiestr dętych – który ma swoje mocne i słabe strony. My, z perspektywy wielkiego miasta, widzimy przede wszystkim te słabe. Czyli śmieszne filmiki na YouTubie z fałszującymi orkiestrami – mało wiemy o tym, że nie jest to regułą. Niektórzy wkładają ogromną pracę w to, żeby grać świetnie.
Taka jest Orkiestra Ochotniczej Straży Pożarnej ze Słupcy, zespół z ponad stuletnią tradycją. Składa się z kilkudziesięciu osób, które grają z potrzeby serca. Klasyczny przykład ruchu amatorskiego.
Dlaczego padło na orkiestrę ze Słupcy?
Wybierałem orkiestrę wspólnie z Agatą Siwiak, kuratorką festiwalu ''Wielkopolska: Rewolucje'', i Marcinem Maseckim. Wybór był duży, Wielkopolska ma bardzo silny ruch orkiestr dętych, Słupca wydawała się najciekawsza. To niewielkie miasto, znane – pod względem muzyki poważnej – przede wszystkim z tego, że urodził się tam Apolinary Szeluto.
Marcin preferował orkiestrę o wysokim poziomie możliwości technicznych, żeby wykorzystać to w procesie twórczym. Nie szukaliśmy zespołu, który grałby bardzo archaicznie, ''surowo'' (to zresztą kontrowersyjne określenie).
Co chcieliście osiągnąć poprzez spotkanie Maseckiego z orkiestrą dętą?
Festiwal ''Wielkopolska: Rewolucje'' miał na celu z jednej strony zapoznanie twórcy z wielkiego miasta – w tym przypadku Marcina Maseckiego – z odmiennym aparatem wykonawczym i obiegiem kultury. Z drugiej strony chcieliśmy zapoznać ludzi ze Słupcy z muzyką wykraczającą poza ich klasyczny repertuar, rozciągający się od kanonicznych utworów na orkiestry dęte, takich jak marsze – zresztą często bardzo ciekawych aranżacyjnie – a kończący na przebojach muzyki rozrywkowej. Współpraca zaczęła się w roku 2013.
Marcin pracował z muzykami, którzy w ogóle nie są zaznajomieni z jego twórczością, nawet nie bardzo wiedzą, co sobą przedstawia. Powiedzmy sobie szczerze: my uważamy, że Marcin Masecki to gwiazda, ale do Słupcy przyjechał jako człowiek znikąd. I przywozi im repertuar, który niewątpliwie wykracza poza ich przyzwyczajenia.
Jak bardzo ich przyzwyczajenia zostały naruszone?
To, czego żądał Masecki, nie było dla muzyków intuicyjne. Metra zmieniające się co takt, takty na 5/8, 7/8, przeplatające się wątki w odmiennych rytmach i tempach. Było dużo problemów technicznych, na pewno dużo łatwiej z nimi grać repertuar bliższy konwencjom. Aczkolwiek Marcin bardzo ciekawie odniósł się do tradycji, przetwarzając muzykę od Bacha do Brahmsa, a zwłaszcza późnoromantyczną, a zarazem nawiązując do idiomu orkiestr dętych.
To zresztą dało ciekawe i burzliwe efekty, bo obecnie w Słupcy są już dwie orkiestry. Druga to Nadzwyczajna Orkiestra Dęta Miejskiego Domu Kultury. Współpracowali z Rafałem Zapałą i L.U.C. (między innymi na Sylwestrze we Wrocławiu). Można powiedzieć, że Nadzwyczajna Orkiestra rozwija nowy nurt, a Orkiestra OSP kultywuje tradycję.
Jak to było odbierane w Słupcy? Kto przychodził na koncerty?
W Warszawie i innych dużych miastach miałem poczucie, że odbiór publiczności był bardzo entuzjastyczny. Natomiast w mniejszych miejscowościach orkiestry dęte mają wierną publiczność, która oczywiście nie powie: ''nie przyjdę na koncert, bo grają coś dziwnego'', tylko po prostu przychodzi na koncert, bo orkiestra to duma miasta.
Pamiętam koncert w Centrum Kultury w Koninie, który jest 30 km od Słupcy. Publiczność przyszła raczej tłumnie, ale reakcja była, powiedzmy, z pewną rezerwą. Jeden tylko słuchacz zadeklarował się jako fan Maseckiego, reszta przyszła, bo grała orkiestra dęta znana im z okolicy. To pokazuje spory dystans kulturowy, który mam nadzieję udało się przełamać u członków orkiestry. Na początku obawiali się tej partytury, a Marcin ich przekonywał: ''to wygląda dziwnie, ale da się oswoić''.
Co dalej? Czy chcecie robić coś z tym projektem? Jakie plany ma Nadzwyczajna Orkiestra Dęta?
Nadzwyczajna Orkiestra się rozwija i ma nowe, nadzwyczajne plany, więc myślę, że pod tym względem jest pełny sukces. Jeśli ktoś natomiast byłby zainteresowany wykonaniem ''Zwycięstwa'', to bardzo proszę się zgłaszać!
Antoni Beksiak urodził się w 1972 roku, mieszka w Warszawie. Jest kuratorem (''Turning Sounds'', ''Gębofon''), krytykiem muzycznym, twórcą. Zajmuje się muzyką poważną, jazzową, pop i etniczną. Jest współzałożycielem Stowarzyszenia ''Dom Tańca'', działającego na rzecz tradycyjnej muzyki i tańca Polski Centralnej. Autor analiz, audycji radiowych (w II programie PR i w dawnej Rozgłośni Harcerskiej), niegdyś redaktor działu w ''Ruchu Muzycznym''. Coraz intensywniej oddaje się wokalistyce technik rozszerzonych i kompozycji: w Niewte odpowiada za cyfryzację rytmów mazurkowych. Gra w spektaklu Chóru Kobiet Requiemaszyna. O jego działaniach można przeczytać na stronie internetowej baskak.pl.