Pani swoimi filmami próbuje skomplikować to spojrzenie?
Zwłaszcza w patrzeniu na historię, bo tu uproszczenie najbardziej mnie niepokoi. Nie widzimy, jak skomplikowana jest przeszłość, dzielimy jej graczy na bohaterów i tchórzy, atakujących i atakowanych, ofiary i sprawców. Upraszczając historię, zakłamujemy ją. Robimy z niej nieprzydatną do niczego bajkę, gdzie zbrodnie i zasługi wydają się mieć taką samą realność i nie pociągają za sobą żadnej odpowiedzialności. Impulsem do zrobienia "Obywatela Jonesa" były dla mnie przeprowadzone w Rosji badania opinii publicznej, z których wynika, że największym mężem stanu rosyjskim był Józef Stalin. Zdobył pierwsze miejsce w tym rankingu.
Z polskiego punktu widzenia to jest absolutnie przerażające.
To tak, jakby w Niemczech wygrał Adolf Hitler. Z perspektywy obywateli kraju, w którym jeden i drugi potwór doprowadzili do śmierci setek tysięcy ludzi, to jest przerażające. Ten ranking uświadomił mi, że moralność w ocenie historii jest czymś bardzo kruchym i idealistycznym, bo wciąż głównym argumentem jest siła i skuteczność. Wracając do "Szarlatana" - Mikolášek w swojej ojczyźnie został niemal kompletnie zapomniany. Mój film ma szansę przywrócić pamięć o jego działalności. W Czechach nie powstały o nim ani książki, ani żadne opracowania historyczne. Pamięć o nim starał się przywołać jego cioteczny wnuk.
W jaki sposób?
Zgromadził wszystkie istniejące materiały na jego temat i zwrócił się do czeskiej telewizji o wyprodukowanie filmu dokumentalnego. Ale dramaturg, który zapoznał się z tym materiałem, orzekł, że jest on zbyt wątły na dobry dokument: trudno byłoby znaleźć dzisiaj świadków, nie mówiąc już o materiałach archiwalnych. Ale uznawszy sam temat za fascynujący, pokazał tekst scenarzyście Markowi Epsteinowi, z którym doszli do wniosku, że z tego powinien powstać film fabularny. Pozwoliło to nam na dość swobodne potraktowanie samej postaci uzdrowiciela, na uruchomienie wyobraźni. Nie jest to na pewno klasyczna biografia.
Pani filmy o prawdziwych osobach też nie są podporządkowane szczegółom z życia postaci.
Dlatego scenariusz "Szarlatana" mnie zainteresował. Ja nie lubię konwencji klasycznych biografii, są na ogół spłaszczone i hagiograficzne a zbytnia wierność oficjalnej wersji blokuje wyobraźnię. Kiedy wyszliśmy na plan, na którym obecne były setki statystów, nagle się okazało, że większość z nich ma w swoim otoczeniu kogoś, kto w taki czy inny sposób miał do czyniena z Mikoláškiem. Prawie każdy miał w rodzinie kogoś, kogo on wyleczył. Jego sława na Czechosłowacji w latach 50. była ogromna. Miał tabuny pacjentów i wiele bezsprzecznych sukcesów na gruncie pomocy medycznej. Wyleczył mnóstwo ludzi. Kiedy Mikolášek zniknął z przestrzeni publicznej, bo został aresztowany, ludzie przestali się nim interesować.
Leczył po wyjściu z więzienia?
Nie, już nigdy do tego nie wrócił. Było o nim kompletnie cicho, aż do wczesnych lat 70., kiedy już krótko przed jego śmiercią spotkała go w Pradze dziennikarka, która zrobiła z nim duży wywiad. To jest ostatni publiczny ślad, jaki po nim pozostał. Ma pan rację, że Mikolášek wpisuje się w gwiazdozbiór postaci, które mnie interesują, przez swoją ambiwalencję, przez tajemnicę, która się z nim wiąże.