Gdyby nie Werner Herzog, prawdopodobnie zostałby matematykiem. Przez kilka lat studiował królową nauk, jak inni członkowie jego rodziny. Ale już wtedy wiedział, że przyszłość chce związać z filmem. Wszystko za sprawą Herzoga. "Miałem siedemnaście lat i pomyślałem: Boże, to jest reżyser, który opowiada o świecie, który doskonale rozumiem" – wspominał w rozmowie z Filmwebem.
"Zanim zacząłem robić pierwsze wprawki filmowe, pisałem. Dopiero później pojawiło się coś takiego jak reżyseria" – mówi w rozmowie z Culture.pl.
Droga do Filmówki nie była jednak prosta. Skończył studium scenariuszowe organizowane przez Łódzką Szkołę Filmową, na reżyserię dostał się za czwartym razem.
Lubię ludzi odrzuconych
Już na pierwszym roku zrealizował dokumentalną etiudę "Wewnętrzny 55".
"To był pierwszy dobry film, jaki zrealizowałem" – mówi.
Opowiedział o tęsknocie dzieci za rodzicami. Akcja rozgrywała się w ośrodku rehabilitacyjnym w Konstancinie, w którym leczyły się dzieci z całej Polski.
"Nie było wtedy komórek, więc jedynym sposobem kontaktu był telefon wiszący na korytarzu. Mój film był zapisem rozmów dzieci z rodzicami, poruszającą opowieścią o ich tęsknocie".
Dziesięciominutowy dokument w 1997 roku przyniósł Fabickiemu nagrodę Canal+ i Kodaka za najlepszy film studencki, zwyciężając także na festiwalach w Oberhausen, indyjskiej Kalamacie i Teheranie.
"Lubię ludzi odrzuconych, którzy walczą o coś prostego dla siebie, miłość, godne warunki życia" – wyznał w wywiadzie dla Stopklatki.
O wykluczonych opowiadał w swym najgłośniejszym filmie, nominowanej do Oscara "Męskiej sprawie" z 2001 roku. To historia 13-letniego Bartka mieszkającego w jednej z najbiedniejszych dzielnic Łodzi, którego bezrobotny ojciec odreagowuje swoje frustracje znęcając się nad synem.
Opowieść o przyjaźni bitego chłopca z kundelkiem umierającym w pobliskim schronisku poruszała publiczność z całego świata. "Męska sprawa" zwyciężała na festiwalach w Stuttgarcie, Monachium, Edynburgu, Łodzi, Kijowie, Teheranie, Meksyku, Nowym Jorku, Moskwie, Regensburgu, Clermont-Ferrand, Tai Pei, Paryżu i Krakowie, zdobywając nominacje do Europejskiej Nagrody Filmowej, studenckiego Oscara, a także do Oscara dla najlepszego krótkometrażowego filmu fabularnego.
Wydawać by się mogło, że imponująca lista sukcesów pomoże Fabickiemu w realizacji kolejnych projektów. Niestety, na swój pełnometrażowy debiut musiał czekać aż pięć lat.
"Polska kinematografia była wtedy w kiepskim stanie. Rozwiązano Komitet Kinematografii, do konkursu filmowego w Gdyni włączano obrazy telewizyjne kręcone na video. Jeśli już komuś udało się zrealizować film, był on okupiony kompromisami. Mało dni zdjęciowych, oszczędzanie na inscenizacjach. Nie chciałem robić filmu na kolanie" – mówi w rozmowie z Culture.
Zanim stanął na planie debiutanckiego "Z odzysku", zrealizował dwa przedstawienia Teatru Telewizji. W 2003 roku stanął za kamerą "Łucji i jej dzieci" według Marka Pruchniewskiego, jednego z najzdolniejszych polskich dramaturgów współczesnych. Osadzona w realiach polskiej prowincji opowieść inspirowana była głośną historią dzieciobójstwa. To portret kobiety zamkniętej w matni z brutalnym mężem i apodyktyczną teściową.
Dzięki "Łucji…" rozpoczęła się współpraca Fabickiego z Markiem Pruchniewskim, który od tego czasu jest stałym współpracownikiem reżysera. W 2004 roku spotkali się ponownie, by dla Teatru Telewizji przygotować "Wesołe miasteczko – prawie bajka". Sztuka Pruchniewskiego prezentowała mikrokosmos prowincjonalnego miasteczka, małe namiętności i wielkie dramaty. "W prowincji odbija się cała Polska, to taki malutki punkcik, gdzie można spojrzeć na człowieka i w jego historii zobaczyć całą naszą rzeczywistość"- mówi Fabicki.
"Marek ma ucho na człowieka. Kiedy pisze, nie myśli historią, ale bohaterem. Najpierw jest człowiek, dopiero z niego rodzi się opowieść. Ten sposób tworzenia jest mi bardzo bliski" – mówi reżyser.
Wraz z Denijalem Hasanovićem Pruchniewski pracował przy pełnometrażowym debiucie Fabickiego "Z odzysku", po latach został głównym scenarzystą jego "Miłości". Bo Fabicki przywiązuje się do współpracowników: wielokrotnie pracował z operatorami Bogumiłem Godfrejówem i Piotrem Szczepańskim, a także scenarzystą Denijalem Hasanovićem czy Adamem Guzińskim.
Spotkanie ze złem
Po sukcesie "Męskiej sprawy" przez kilka lat szukał producenta, który zdecydowałby się zainwestować w jego fabularny debiut. Dopiero spotkanie z Piotrem Dzięciołem ze studia Opus Film otworzyło szanse dla "Z odzysku". Fabicki wracał do historii, o której opowiadał wcześniej w dokumencie przygotowanym na egzamin do łódzkiej Filmówki. Była to historia dziewiętnastolatka, który odzyskiwał długi.
"Ta postać w jakiś sposób szła za mną przez cały okres studiów. Zastanawiałem się nad tym, w jaki sposób młody człowiek może obrać taką właśnie drogę? Co się dzieje w jego głowie? Czy ma wyrzuty sumienia?" – mówił w rozmowie z portalem Stopklatka.
Nurtujące pytania potraktował jako punkt wyjścia do opowieści o chłopaku, który w imię miłości do imigrantki z Ukrainy podejmuje się pracy dla miejscowego gangstera.
Krytycy komplementowali surową formę, realistyczne spojrzenie na polską rzeczywistość, zdjęcia Bogumiła Godfrejówa i świetne aktorstwo młodego Antoniego Pawlickiego i Natalii Vdoviny, niezapomnianej matki z "Powrotu" Andrieja Zwiagincewa. Tadeusz Sobolewski pisał w "Gazecie Wyborczej":
"Pełnometrażowy debiut Sławomira Fabickiego to film mocny, choć nie wolny od wad. Gdybym miał podać najważniejszą cechę filmów Fabickiego (…), która sprawiła, że ten reżyser stał się obiecującą postacią młodego polskiego kina, powiedziałbym, że jest to sposób potraktowania zła - odwaga spojrzenia mu w oczy”.
"Z odzysku" w 2007 roku zostało polskim kandydatem do Oscara. Po festiwalu w Cannes, gdzie otrzymało wyróżnienie Jury Ekumenicznego, Duane Byrge pisał dla Reutersa:
"Z odzysku", opowieść o młodym bokserze, który walczy o coś znacznie większego niż zbawienie, (…) ma w sobie wiele serca. (…) To fascynujący i pasjonujący obraz, który otwiera oczy na bagno życia we współczesnej Polsce. Filmowy opis szorstkiej, wulgarnej rzeczywistości sprawia, że wywracają się wnętrzności. Całość, dzięki znakomicie dopasowanym technicznym szczegółom nikogo nie oszczędza, a scenografie Wojciecha Żogały dają nam obraz brutalnej codzienności byłego sowieckiego satelity".
"Uwielbiam czytać reportaże i obserwować ludzi" – mówi Fabicki w rozmowie z Culture. Reżyser, który w swej karierze zrealizował zaledwie kilka filmów dokumentalnych (wszystkie jeszcze w Szkole Filmowej), w fabularnych projektach dotyka rzeczywistości w sposób zarezerwowany dla reportażystów – bez znieczulenia.
Kino emocjonalnej szczerości
O konfrontacji bohatera ze złem i własną słabością opowiada także najnowszy film reżysera. Pomysł na "Miłość" zrodził się z lektury reportażu. Lidia Ostałowska w 2008 roku opublikowała w "Gazecie Wyborczej" artykuł "To się stało mojej żonie". Pisała o seksaferze w olsztyńskim ratuszu, przyglądając się jej z punktu widzenia męża jednej z ofiar molestowania. Fabicki potraktował jej reportaż jako punkt wyjścia do intymnego psychologicznego dramatu. Pokazał trudne relacje bohaterów i ich wzajemne zapętlenia. W „Miłości…” na naszych oczach rozsypały się tworzone przez lata konstrukcje. To, co wydawało się pewne, w chwili próby okazało się kruche. Wzajemne zaufanie, poczucie bliskości, pożądanie, bezpieczeństwo – wszystko stanęło pod znakiem zapytania.
Zdzisław Pietrasik pisał w "Polityce":
Sławomir Fabicki (…) po sześcioletniej przerwie zrobił swój drugi fabularny film. Lepszy od pierwszego, co, jak wiadomo, nie jest normą, wręcz przeciwnie, niewielu początkującym twórcom się udaje". Ale obraz Fabickiego podzielił krytyków, z których część zarzuca mu pretensjonalność i zamiłowanie do łatwych symboli.
Choć kojarzony jest ze społecznie zaangażowanymi obrazami, ma na swoim koncie także radośniejsze projekty. Jednym z nich jest "Bonobo Jingo", familijny film, którego scenariusz napisany wspólnie z Mieczysławem Krzelem w 2007 roku otrzymał główną nagrodę w konkursie "New Cinema Network" na najlepszy europejski projekt filmowy na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym "Roma Film Fest" w Rzymie. To opowieść o jedenastoletnim chłopcu, w którego ręce trafia karłowaty szympas.
"Lubię, kiedy kino ma emocje, kiedy nie jest suche i bardzo intelektualne" – mówi Fabicki w rozmowie z Culture.
Kiedy staje za kamerą, zaprasza nas do świata głęboko przeżytego. Nie ma tu wykoncypowanych dylematów, jest mięcho.
Filmografia:
- 2014 - "Bonobo Jingo". Film fabularny. Reżyser, scenariusz,
- 2012 - "Miłość" . Film fabularny. Reżyseria, scenariusz,
- 2005 - "Z odzysku". Film fabularny Reżyseria, scenariusz,
- 2004 - "Wesołe miasteczko - prawie bajka". Spektakl telewizyjny. Reżyseria, scenariusz,
- 2003 - "Łucja i jej dzieci". Spektakl telewizyjny. Reżyseria, scenariusz,
- 2001 - "Męska sprawa". Etiuda szkolna. Reżyseria, scenariusz,
- 1999 - "Bratobójstwo". Etiuda szkolna. Reżyseria, scenariusz,
- 1999 - "Kaśka, bimber i motoc". Etiuda szkolna Reżyseria, scenariusz,
- 1999 - "Po drugiej stronie lasu". Etiuda szkolna Reżyseria, scenariusz, montaż,
- 1997 - "Wewnętrzny 55". Etiuda szkolna. Reżyseria, scenariusz,
- 1996 - "Nocą". Etiuda szkolna. Reżyseria, scenariusz,
- 1996 - "Scenka 3" w "Zabawa jak nigdy". Etiuda szkolna. Realizacja telewizyjna, reżyseria,