Przede wszystkim ze spotkania z Krystianem wyniosłem pewne spojrzenie na świat. Tak dla niego, jak dla mnie najważniejszy jest człowiek w teatrze. Spektakl buduje się wokół doświadczeń jednostki, co nie jest, w moim przekonaniu, wcale takie oczywiste we współczesnym teatrze.
Temu spojrzeniu stara się być wierny, choć jego droga do odrębności i oryginalności była dużo dłuższa i trudniejsza niż innych uczniów Lupy - Grzegorza Jarzyny i Krzysztofa Warlikowskiego.
Lupa nie uczy, jak być reżyserem, ale daje do ręki pewne praktyczne narzędzia. Wszystkim takie same. Sztuką jest posługiwać się nimi w indywidualny sposób. Dopasować je do własnej wrażliwości, a nie powtarzać cudzej. Miśkiewicz potrzebował na zrozumienie tej zasady dobrych kilku lat.
Łukasz Drewniak, "Zedrzeć, przypiłować, naciąć", "Tygodnik Powszechny" 19 marca 2000, nr 12.
W zespole Starego Teatru spędził jedenaście lat. Uważany za "aktora Lupy" rzadko bywał obsadzany przez innych reżyserów. Kiedy aktorstwo przestało mu dawać satysfakcję i zaczął samodzielną pracę reżyserską, w jego przedstawieniach widziano jedynie naśladownictwo, zapożyczenia i wtórności. "Było mi przykro, gdy recenzje z moich pierwszych przedstawień były poświęcone w większej części moim rolom u Lupy i analizie jego teatru" ("Teatr" 2001, nr 4). Roman Pawłowski w "Gazecie Wyborczej" (8 czerwca 2000, nr 133) o jednym z jego pierwszych przedstawień pisał:
W inscenizacji za dużo jest jednak Krystiana Lupy, a za mało Miśkiewicza. Budowanie napięcia za pomocą muzyki, puszczanie z głośników mowy wewnętrznej bohatera to chwyty bardzo wyrafinowane, ale bez specyficznego poczucia czasu, jakie ma Lupa, nie działają.
Reżyserować zaczął w 1994 roku. "Śniadanie u Tiffany'ego" Trumana Capote (Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie), "Taniec śmierci Augusta Strinberga (Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi), o rok późniejsza "Hedda Gabler" Henryka Ibsena (Teatr im. Słowackiego w Krakowie) i zrealizowana w 1997 "Ona" Rafała Maciąga (Teatr im. Słowackiego w Krakowie) otrzymały recenzje jeśli nie krytykujące, to bardzo powściągliwe. Smak pierwszego sukcesu przyszedł po premierze komedii Jasminy Rezy zatytułowanej Sztuka w Teatrze Polskim we Wrocławiu (1998). Obsypana nagrodami inscenizacja wymykała się "bulwarowi" i jego łatwym schematom.
Reżyser wrocławskiego spektaklu, trochę wbrew tekstowi, starał się uciec od łatwego, powierzchownego komizmu i nadać przedstawionemu światu bardziej prozaiczny, zwyczajny, życiowy wymiar. Bohaterowie nie przerzucają się dowcipami jak komicy w kabarecie, dialog toczy się mniej gładko, jest nieco toporny, choć chwilami Marc, Serge i Yvan błyszczą dowcipem. Słowem - tak jak w życiu
Agnieszka Fryz-Więcek, "O sztuce (i) przyjaźni", "Przekrój" 10 maja 1998, nr 19
Dopiero jednak "Powrót" Jerzego Łukosza na scenie Teatru im. Słowackiego w Krakowie (1999) stał się prawdziwym przełomem. Miśkiewicz nie tylko zaadaptował na scenę prozę Łukosza, nie tylko ją wyreżyserował, ale jeszcze obsadził siebie w głównej roli. Przedstawienie uzyskało spójność, jednorodność i klimat, który zachwycił krytyków i "wciągnął" publiczność.
Miśkiewicz na scenie ma momenty pauzy, kiedy po prostu gapi się, jak grają partnerzy. Patrzy wtedy na nich nie jak aktor, który musi robić drugi plan, ale jak reżyser na próbach. I to fascynuje. Miśkiewicz wchodzi w świat i po prostu w nim jest. Skrzyżował Lupę z Grabowskim. Miśkiewicz umie podglądać ludzi i to podglądanie sprawia mu, jak Lupie, najwięcej radości. Patrzy, co robią w tajnych pokojach, na przejażdżce, jak zachowują się przy obiedzie. Podaje ich nam na talerzu, dba o czysty rysunek postaci. Świat jest prosty i w gruncie rzeczy ludzie też są nieskomplikowani, a jednak z tego zderzenia rodzi się jakieś pogmatwanie, meandryczność, obelga nieoczywistości.
Łukasz Drewniak, "Tygodnik Powszechny" 19 marca 2000, nr 12.
Potem był "Kosmos" Witolda Gombrowicza w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu (1999) i "Głód" Knuta Hamsuna, polska prapremiera tego tekstu, na scenie Teatru Nowego w Łodzi (2000). Okazało się wtedy, że właśnie w prozie, nie w dramacie, odnalazł Miśkiewicz to, co go w teatrze najbardziej pociąga - dramat współczesnego człowieka.
Cenię odwagę i konsekwencję, z jaką Paweł Miśkiewicz adaptuje, przycina, preparuje teksty, zszywa je na nowo po swojemu, uwalniając od dotychczasowych znaczeń, dodając nowych. Dostosowuje literaturę do własnej wizji teatru i spraw, które go w nim interesują.
Aleksandra Rembowska, "Ballada o wiśniowym sadzie", "Teatr" 2001, nr 6.
O jego teatrze zaczęło się mówić "teatr introwertyczny". Siłę napędową spektakli stanowiły bowiem nie tyle konflikty, akcja, przebieg zdarzeń, ile duchowe doświadczenia bohaterów. Źródeł sukcesu dopatrywano się także w specjalnej, oryginalnej metodzie pracy z aktorami, którzy w przedstawieniach Miśkiewicza zaskakiwali zmianą, odejściem od rutyny, prawdą.
Z podejścia do świata i człowieka wynika określony sposób pracy z aktorem - tworzenie postaci w oparciu o elementy biografii, przeżyć wspólnych dla postaci i aktora. Ważne jest zatem poznanie aktora, wejście w jego rzeczywistość, a następnie wykorzystanie tego, co ze sobą niesie. Nigdy w pracy z aktorem nie zaczynam od analizy postaci, mówiąc: ona jest taka i taka. Rozmawiamy o postaci i jednocześnie o indywidualnych doświadczeniach aktora. Jestem poniekąd więźniem realizmu. Interesuje mnie teatr , z którym można się identyfikować. Boję się pewnych rozstrzygnięć formalnych, ponieważ one pochodzą spoza materii, w której się swobodnie poruszam, spoza psychologii, w której odnajduję motywację działań moich bohaterów.
"Teatr" 2001, nr 4.
Na początku 2001 roku Paweł Miśkiewicz, już jako wykładowca PWST w Krakowie, przygotował ze studentami IV roku spektakl dyplomowy złożony z fragmentów sześciu dramatów Tadeusza Różewicza. Rzadko się zdarza, aby o przedstawieniach dyplomowych pisano w prasie ogólnopolskiej, a jeszcze rzadziej, aby określano je mianem "najważniejszego wydarzenia sezonu". Tak jednak było tym razem i studencki spektakl przyćmił inne premiery. "Skromne przedstawienie dyplomowe wydziału aktorskiego, a zarazem może najciekawsza w sezonie wypowiedź teatralna o kondycji duchowej naszych czasów" (Jacek Sieradzki, "Nasze małe coś niecoś", "Polityka" 21 kwietnia 2001, nr 16). "Rajski ogródek" był prezentowany na Festiwalu Współczesnej Dramaturgii Europejskiej w Budapeszcie w kwietniu 2001, a w sierpniu na festiwalu MittelFest w Cividale del Fruli we Włoszech, włoskie gazety pisały o spektaklu entuzjastycznie.
W latach 2000-2004 Paweł Miśkiewicz pełnił funkcję dyrektora artystycznego Teatru Polskiego we Wrocławiu, jednej z najważniejszych scen w kraju. Jej oblicze będzie kształtował pomiędzy skrajnymi punktami, wyznaczonymi przez dwie jego "reżyserskie" wypowiedzi - "Wiśniowy sad" Antoniego Czechowa (2001) i "Przypadek Klary" Dei Loher (2001), nieporównywalne ze sobą historie o ludzkiej samotności.
Bardzo osobiście traktuję to, co robię. Czasem wyrzucam sobie nawet, że zbyt mało marketingowe - to teraz takie modne słowo - jest moje myślenie o teatrze. Staram się sięgać przede wszystkim po to, co mnie samego w danym momencie interesuje, co mnie boli, co bezpośrednio przekłada się na moje emocje. Jestem na takim etapie, kiedy wstępny okres formowania ma się już za sobą i gdy odniosło się już pierwsze rany. Życie zdążyło mnie już przemielić, przymusić do kompromisów, pozbawić złudzeń. I często właśnie o takich ludziach - odartych z marzeń, samotnych, starających się chronić przed bólem i zniechęceniem - opowiadam.
"Polityka" 10 lutego 2001, nr 6.
W kolejnych latach Miśkiewicz był reżyserem Teatru Dramatycznego w Warszawie, a od 2008 do 2012 roku był dyrektorem naczelnym i artystycznym tej warszawskiej sceny.