Po maturze spędził pewien czas w nowicjacie u palotynów, później dwa lata w seminarium duchownym w Koszalinie. Studiował teologię, potem filozofię w Poznaniu i Wrocławiu, filologię islandzką w Rejkiawiku. Przez dziesięć lat mieszkał w Islandii, gdzie wydał dwa tomiki wierszy w języku islandzkim. Publikował opowiadania w "Studium", "Czasie Kultury", "Twórczości", "Lampie", "Portrecie" i "Gazecie Wyborczej".
Jako pisarz zadebiutował w 2003 roku zbiorem opowiadań "Stacja Bielawa Zachodnia". Opublikowany w 2006 roku dyptyk "Dom Róży. Krýsuvík" był nominowany do nagrody Nike. W 2007 roku ukazały się trzy jego książki - Kołysanka dla wisielca i Raz. Dwa. Trzy oraz Wariat. Za "Wariata" Klimko-Dobrzaniecki otrzymał nominację do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus, za "Kołysankę dla wisielca" - do Nagrody Mediów Publicznych "Cogito". W 2007 roku znalazł się również na liście kandydatów do Paszportów "Polityki". W 2009 opublikował autobiografię Rzeczy pierwsze. Mieszka w Wiedniu. Obecnie współpracuje przy produkcji filmu na podstawie swojej powieści "Raz. Dwa. Trzy".
Sylwetka twórcza
Pisarz przetwarzający twórczo własną biografię zwykle ryzykuje, że po jednej, dwóch książkach zabraknie mu materiału. Hubertowi Klimko-Dobrzanieckiemu raczej to nie grozi. Swoją biografią mógłby obdzielić kilkunastu innych twórców. Pytanie najczęściej zadawane mu przez dziennikarzy brzmi: - Dlaczego pana tak nosi?!
Za młodu punk wyrzucony z liceum (wraz z kolegami założył kapelę Jebana Ściera), niedoszły ksiądz, teolog i filozof, od najmłodszych lat włóczył się po całej Polsce. Jeździł na handel do Niemiec, pracował w Holandii i Anglii. Odwiedził Wietnam, Mongolię i Chiny. By studiować filologię islandzką, wyjechał do Rejkiawiku. Imał się rozmaitych zajęć - był barmanem, robotnikiem, skubał drób, w końcu został opiekunem w domu starców (to ostatnie doświadczenie przejmująco opisał w noweli "Dom Róży"). Na wyspie miał spędzić trzy lata, został dziesięć. "To było dziesięć lat wyroku" - mówi.
Dyptyk islandzki
Pisać zaczął w seminarium, w wewnętrznej gazecie "Klerykon", jak sam mówi "wierszyki religijne". Nie traktuje tego doświadczenia zbyt poważnie. Do poezji wrócił po długiej przerwie, już mieszkając w Rejkiawiku. Wiersze pisał po polsku, potem tłumaczył na islandzki. Dwa utwory wydrukowano w gazecie.
"A potem wydałem tomik. Tylko że do niego to już dopłaciłem. I to grubo. W umowie było napisane, małym druczkiem, więc nie doczytałem, że jak wydawca zbankrutuje, to koszty przechodzą na mnie. No i zbankrutował, uciekł do Danii, a mnie zostawił z półmilionowym długiem. Brałem nadgodziny i tą swoją poezję spłacałem. A jak poszedłem z ostatnią ratą, to mi komornik rękę podał i powiedział: teraz pan może znowu publikować, cha, cha, cha." (Tomasz Kwaśniewski, "Szacun dla księdza", rozmowa, "Duży Format", 4 X 2009)
Jako prozaik zadebiutował w 2003 roku książką "Stacja Bielawa Zachodnia", ale rozgłos przyniósł mu dopiero wydany w 2006 roku dyptyk "Dom Róży. Krýsuvík". "To niebanalna opowieść, wyróżniająca się na tle licznych świadectw literackich spisanych w ostatnich dekadach przez polskich pisarzy, którzy na stałe osiedli w różnych zakątkach świata" - pisał Dariusz Nowacki.
Składające się na dyptyk nowele można czytać w dowolnej kolejności. Pozwala na to prosty zabieg edytorski - w zależności od tego, jak odwrócimy książkę, zaczniemy lekturę od "Domu Róży" albo od "Krýsuvíku". To pozornie dwie zupełnie odmienne historie. "Krýsuvík" jest historią życia islandzkiego rybaka, prostą opowieścią o miłości, śmierci i przeznaczeniu, stylizowaną na skandynawską sagę. "Dom Róży" to z kolei relacja quasi-autobiograficzna, opowieść Huberta - emigranta z Polski, znajdującego pracę w domu starców. Autor z kronikarską skrupulatnością opisuje realia instytucji funkcjonującej w jednym z najzamożniejszych państw Europy. Obojętność, przedmiotowe traktowanie, wykorzystywanie seksualne, wreszcie - potajemne uśmiercanie pensjonariuszy przy cichej aprobacie rodziny. Dopiero po lekturze obu części okazuje się, że przypowieściowy "Krýsuvík" i brutalnie realistyczny "Dom Róży" uzupełniają się i dopełniają. Dwie odmienne narracje, historie z pozoru całkowicie różne, łączy więcej, niż tylko osadzenie obu w realiach islandzkich.
"Majstrowanie autobiograficznym kluczem przy islandzkich opowiadaniach Dobrzanieckiego nie przyniesie większego skutku, bo zamiast w egzotycznej scenografii moglibyśmy równie dobrze znaleźć się na zwykłej polskiej prowincji. Wartość pisarstwa, które uprawia Klimko-Dobrzaniecki, tkwi bowiem w umiejętnym i dojrzałym przedstawianiu stanów podstawowych i granicznych - życia, śmierci, miłości, a więc wartości i doświadczeń, które nie podlegają szerokościom geograficznym i nie nadają się po prostu na zwykły, podróżniczy obrazek z dalekiego kraju" - pisał w "Gazecie Wyborczej" Marek Radziwon.
Rok trzech opowieści
Rok 2007 okazał się dla Dobrzanieckiego wyjątkowo owocny. W trzech różnych wydawnictwach ukazały się trzy jego książki - "Kołysanka dla wisielca", "Raz. Dwa. Trzy." i "Wariat".
W Kołysance... - poruszającej, onirycznej historii przyjaźni - pojawiły się motywy znane z "Domu Róży" i "Krýsuvíku". Sceną opowieści znów jest Islandia, jej senny spokój i puste przestrzenie, powróciła także postać chorwackiego malarza Bora i jego oswojonej orki. Krytyka porównywała tę książkę z "Lotem nad kukułczym gniazdem" i "Czułym barbarzyńcą". Marcin Baran zwracał uwagę na fakt, że w przypadku Dobrzanieckiego trudno ustalić, gdzie kończy się proza, a zaczyna poezja. "W tej książce mówię o artystach, o malarzach, o muzykach. Tak więc, pisząc to, chciałem to osadzić w takiej jakiejś formie balladowej, kołysankowej właściwie" - tłumaczył autor w rozmowie z Marcinem Baranem.
"Raz. Dwa. Trzy". jest już historią zupełnie inną. Akcja książki rozgrywa się w Polsce. Poprzez poszarpaną, dygresyjną narrację, prowadzoną trzema odmiennymi głosami, poznajemy realia prowincjonalnego dolnośląskiego miasteczka. Opowiadający o własnym dojrzewaniu bohaterowie - punk, niedoszły ksiądz i fryzjer-gej - różnią się właściwie wszystkim, choć każdy na swój sposób próbuje realizować się jako mężczyzna.
"Ta proza jest nasycona erotyką i to nie w wersji light" - pisała na łamach "Gazety Wyborczej" Agnieszka Wolny-Hamkało. - "Nie ma tu subtelności, sepiowych aranżacji, zaciemnień, cukierkowych kolorów - narrator ma oczy otwarte 'dokładnie, do końca' i śmiało obdarza nas swoją wiedzą. To w polszczyźnie prawdziwa sztuka - opisać seks, unikając infantylizacji, brutalizmu i medycznej terminologii."
W "Raz. Dwa. Trzy". Dobrzaniecki powrócił do swoich dolnośląskich korzeni. Podobnym powrotem była publikacja "Wariata" - nieco zmienionej wersji "Stacji Bielawa Zachodnia". Jak zauważał Eugeniusz Sobol w "Toposie", osiem opowiadań "to utwory bardzo dojrzałe, co jest zaskakujące, bo przecież mamy do czynienia z debiutem prozatorskim". W "Wariacie" Klimko-Dobrzaniecki odważnie mierzy się z historią swojej małej ojczyzny, od końca lat 30. aż do początków PRL-u.
"Autor, nie opowiadając się po żadnej ze stron, opisuje zanik żywiołu niemieckiego na powojennym Śląsku Cieszyńskim, przyjazd i trudną adaptację repatriantów ze Wschodu, niełatwą kohabitację z Czechami na Południu. Autor bardzo dobrze spełnia się w opowiadaniu, często przyprawionych humorem, historyjek dotyczących ludzkich losów. W małomiasteczkowej atmosferze kryje się jednak niezwykły potencjał, niezaspokojony głód doznań" - pisał Sobol.
Krytycy zwracają uwagę na fakt, że jego utwory są zwięzłe i lapidarne. Sam autor z rozbawieniem zauważa, że wydawcy namawiają go - przeciwnie niż innych pisarzy - raczej do rozszerzania, niż skracania tekstów.
Autobiografia zwielokrotniona
W 2009 roku ukazała się kolejna książka Klimki-Dobrzanieckiego, "Rzeczy pierwsze". "Wszystkie moje książki są bardzo osobiste - ta najbardziej - gdyż jest to moja niekłamana autobiografia" - mówił Magdalenie Wierzbie z portalu dlastudenta.pl.
Dobrzaniecki często daje narratorowi własne imię, anegdoty opowiadane dziennikarzom pokrywają się niekiedy z historiami zawartymi w opowiadaniach. Wprawdzie czasem pojawiają się sprostowania - rzeczywisty Boro miał delfina, nie orkę, Róża nigdy nie istniała. Jednocześnie jednak podczas wywiadów pisarz pokazuje butelkę sake, którą miał jakoby dostać od jednego z bohaterów "Rzeczy pierwszych", Japończyka Hiroshi. Ponieważ w pisaniu korzysta z własnych bogatych doświadczeń, krytycy przyzwyczaili się już do utożsamiania narratorów jego opowieści z samym autorem. "Rzeczy pierwsze" pokazują, jak złudne i ryzykowne to przeświadczenie.
Powieść zaczyna się - jak to autobiografia - od narodzin. Tyle, że od razu w trzech wersjach, w dodatku wyśnionych. Obok faktów znanych z oficjalnej biografii autora - dziecięcego pobytu w sanatorium, nauki w seminarium, tułaczki po świecie - pojawiają się motywy co najmniej przedziwne. Dozorca opiekuje się oswojoną kawką i poleruje szklane oko, Hiroshi wróży z wymiocin, a jego wróżba zbiega się z tym, co narrator usłyszał niegdyś od Cyganki. Wiedeński psychoanalityk jako skuteczny lek na demony poleca różaniec i skomplikowane zaklęcia. Autobiografia zwielokrotnia się, nabiera cech fantastycznych, nasyca onirycznymi wizjami. Odróżnienie prawdy od fikcji przestaje być możliwe. I nie jest to bynajmniej zarzut. Połączenie realistycznego szczegółu, krwistego konkretu z tym, co subtelne, poetyckie, niedopowiedziane, to jedna z największych zalet prozy Klimki-Dobrzanieckiego. Właśnie z tej mieszanki powstaje dobra literatura.
Grecy w Bielawie i wiedeńscy "straszni mieszczanie"
Cztery lata później ukazały się dwie kolejne książki Klimko-Dobrzanieckiego: powieść "Grecy umierają w domu" i zbiór opowiadań "Pornogarmażerka".
"Grecy umierają w domu" to opowieść o greckiej rodzinie, która - po przegranej przez partyzantów w 1949 roku wojnie domowej - osiadła w (rodzinnym mieście autora) Bielawie, na Dolnym Śląsku. Mamy więc znów historię migracji i obcości, z tym tylko, że tym razem przyjeżdżają "do nas". Główny bohater, pięćdziesięcioletni Sakis - samotny, bezdzietny dziennikarz - jedzie do domu pracy twórczej na wyspie Lefkes, by skonfrontować się z przeszłością i napisać książkę o ojcu.
"Klimko-Dobrzaniecki ma kapitalny zmysł obserwacji i poczucie humoru, tworzy ciekawe portrety. Widzimy ojca, który dla syna był rudym Posejdonem, i matkę Greczynkę, która po śmierci męża zarabiała na życie, wyszywając kaszubskie obrusy" - pisała Justyna Sobolewska ("Polityka", 16.07.2013).
Wydana w tym samym roku "Pornogarmażerka" to zbiór dwunastu opowiadań, rozgrywających się w Austrii i, w większości, opartych na głośnych, rzeczywistych wydarzeniach. Na kartach książki spotykamy więc Josefa Fritzla i Jörga Heidera, ale też polskiego stypendystę-pijaka, gastarbeitera z branży porno i młodego Serba, który w szpitalu odbywa służbę wojskową.
"W „Pornogarmażerce” najlepsze opowiadania to te, w których realistyczny detal spotyka się z groteską i surrealnym nastrojem. Gdzie język bohaterów nie tyle kształtuje postrzeganie rzeczywistości, co raczej ją kreuje i ustanawia nowe, nieoczywiste związki. Największa siła tych tekstów tkwi w łączeniu błahych, banalnych zdarzeń z niesztampowym spojrzeniem obserwatora. To zestawienie nie jest tylko czystą grą wyobraźni, stanowi część pewnej wizji świata i umożliwia wgląd w jego reguły. Tam, gdzie płaska codzienność ulega zakrzywieniu, Klimko-Dobrzaniecki jest najciekawszy" - pisał Karol Franczak ("Tygodnik Powszechny", 21.10.2013).
Dwa lata później ukazały się dwie kolejne książki publikującego "falami" autora. "Samotność" to nieduża, osadzona w Wiedniu powieść o samotnym mężczyźnie, mizantropie i ksenofobie, który jest jednak reprezentantem szerszej grupy: współczesnego "strasznego mieszczaństwa", odznaczającego się dyskretną wzajemną nieżyczliwością.
"Preparator", wydana w nowej oficynie Od deski do deski, to książka znajdująca się na granicy między "fiction" a "non fiction", pierwsza w serii kryminalnych powieści dokumentalnych, której patronem obwołano Trumana Capote i jego "Z zimną krwią".
"Czy śmierć weszła na świat przez zawiść diabła? A może wiara w nadnaturalne pochodzenie Złego i zła jest zbyteczna? Bo ludzie i tak sami potrafią zdobyć się na każdą niegodziwość? Co do tego nie mam ostatecznej pewności. Jednak to właśnie te dwie myśli bezustannie prześladowały mnie podczas pisania Preparatora" - mówił autor o swoim "zbrodniczym Bildungsroman".
Bibliografia:
- "Stacja Bielawa Zachodnia", Mamiko, Nowa Ruda 2003;
- "Dom Róży. Krýsuvík", Czarne, Wołowiec 2006;
- "Kołysanka dla wisielca", Czarne, Wołowiec 2007;
- "Raz. Dwa. Trzy", Korporacja Ha! art, Kraków 2007;
- "Wariat", Portret, Olsztyn 2007;
- "Rzeczy pierwsze", Znak, Kraków 2009.
- "Grecy umierają w domu", Znak, Kraków 2013
- "Pornogarmażerka", W.A.B., Warszawa 2013
- "Samotność", Noir sur Blanc, Warszawa 2015
- "Preparator", Od deski do deski, Warszawa 2015
Ważniejsze artykuły o autorze:
- Dariusz Nowacki, "Dom Róży. Krýsuvík, Klimko-Dobrzaniecki Hubert", "Gazeta Wyborcza", 13 lutego 2006;
- Agnieszka Wolny-Hamkało, "Raz. Dwa. Trzy, Klimko-Dobrzaniecki, Hubert", "Gazeta Wyborcza", 11 czerwca 2007;
- Eugeniusz Sobol, "Hubert Klimko-Dobrzaniecki, 'Wariat' ", "Topos", czerwiec 2007;
- Marek Radziwon, "Bóg, my i suszone ryby", "Gazeta Wyborcza", 14 czerwca 2007;
- "Duch spokojności. Z Hubertem Klimko-Dobrzanieckim rozmawia Marcin Baran". "Mrówkojad", numer 15, grudzień 2007;
- Tomasz Kwaśniewski, "Szacun dla księdza", rozmowa, "Duży Format", 4 października 2009;
- Maciej Robert, "Pamięć skrzywiona", "Życie Warszawy" 11 października 2009;
- Magdalena Wierzba, "Najprawdziwsza prawda, czyli buty nieboszczyka", dlastudenta. pl, 27 października 2009.
Autor: Zofia Sawicka, listopad 2009, aktualizacja: NMR, czerwiec 2016.