Beata pisała o islamie jak nikt inny w polskiej prasie – uważał Ryszard Kapuściński. – Mistrzowsko łączyła wiedzę z wrażliwością, pasję z odpowiedzialnością, pracowitość z niezwykłą determinacją, by objaśniać ten świat.
Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W początkach lat 80. minionego wieku była działaczką opozycji demokratycznej i redaktorką jednego z podziemnych czasopism. Od 1984 roku przebywała na emigracji w Paryżu, gdzie poznała muzułmanów z byłych kolonii francuskich. Żeby lepiej zrozumieć świat, starała się go zobaczyć także oczami ludzi Wschodu. Zaczęła czytać Koran i literaturę fachową.
Po 1989 roku wróciła do Polski, została reporterką "Gazety Wyborczej", gdzie pracowała w latach 1990–2000. Pisała o Polsce oraz świecie islamu. Do swoich rozmówców podchodziła z darem empatii. Docierała do wyznawców i wyznawczyń islamu w ich krajach, robiła wywiady z przywódcami fundamentalistycznych organizacji islamskich północnej Afryki, Bliskiego Wschodu i Europy oraz ze zwykłymi ludźmi. Jak nakazuje muzułmański obyczaj, przychodziła do nich w chuście-hidżabie.
W "Gazecie Wyborczej" pracowała od początku, pisała reportaże. Realizowała swoje marzenie, by zostać pisarką, bo jej teksty nie były zwykłą dziennikarską robotą, ale kunsztownymi literackimi perełkami. Często wyjeżdżała za granicę, opisywała zwykłych ludzi, ale uwikłanych w niezwykłe sytuacje. W Kalkucie pracowała jako wolontariuszka w umieralni, w Algierii śledziła, jak żyje kraj, w którym terroryści toczą wojnę domową. Bywała w Afryce, w Indonezji, zatrudniła się nawet w izraelskim kibucu. Cierpiała, kiedy niektórym w redakcji zaczęło przeszkadzać jej podróżowanie. Tłumaczyła, że przecież musi być wszędzie tam, gdzie coś się dzieje, że nie chce obciążać redakcji kosztami, część wydatków weźmie na siebie. Nie wszyscy rozumieli, że Pawlaczka już tak ma, że musi gnać po świecie.
[Piotr Pytlakowski, "Pawlaczka", www.polityka.pl, 12 października 2012]
W marcu 2002 roku wyruszyła w podróż po Azji. Z Indii przez Nepal, Tajlandię i Malezję dotarła do Indonezji. Na Bali dotarła 10 października, zamieszkała w skromnym hoteliku. Swoją podróż opisywała w mailach do przyjaciół:
To ostatni raj na ziemi, wyspa bogów, tak mówią. Wiecznie zielona, bo ziemia tu wulkaniczna, żyzna. Palmy. Bananowce. Tarasy ryżu. Sielskość.
Wiadomości o sobie wysyłała w miarę regularnie. W Polsce miała mamę, siostrę, ojciec już nie żył. Ostatnią wiadomość wysłała 11 października 2002 roku.
Jestem już trochę zmęczona [...] więc bardzo możliwe, że zamiast do Australii, wrócę do kraju. Ale raczej nie na długo. Na kilka miesięcy... Insz szallah... A potem... Miałabym ochotę pomieszkać kilka miesięcy w Malezji. Potem kilka miesięcy w Tajlandii. Potem albo przedtem w Australii. A wcześniej napisać i wydać bestseller. Taki mam plan z grubsza rzecz biorąc.
12 października przyszła wiadomość, że na indonezyjskiej wyspie Bali doszło do serii bombowych zamachów. Zamach przeprowadziła azjatycka organizacja fundamentalistyczna Dżimah Islamija powiązana z Al-Kaidą. Islamscy terroryści zabili wówczas 202 osoby.
Długo przebywała w Indonezji, ale zdecydowała, że czas zmienić Sumatrę na Bali. Pech chciał, że w ten październikowy wieczór postanowiła wejść do jednego z barów w słynącym z klubów i dyskotek kurorcie Kuta. Właściwie można powiedzieć, że zabiła ją jej pasja. Czyli islam, który dla terrorystów z organizacji Dżimah Islamija okazał się być tylko i wyłącznie narzędziem przemocy.
[Jakub Noch, "To już 10 lat od śmierci Beaty Pawlak" natemat.pl, 12 października 2012]
Wielu komentatorów zwraca uwagę na fakt, że wśród ofiar fundamentalistów islamskich znalazła się akurat zafascynowana islamem reportażystka z Polski, Beata Pawlak.
Bo nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności, jakąś wyjątkowo szyderczą ironią losu Beata Pawlak straciła życie z rąk tych, których próbowała zrozumieć a nawet bronić, na dodatek czego w miejscu, gdzie nie spodziewała się ich zamachu, gdzie znalazła się zupełnie prywatnie, z dala od zgiełku światowych polityk i religii. Indonezja jest wprawdzie krajem muzułmańskim, największym na świecie państwem islamskim (80,3 proc. ludności jest muzułmanami), ale Bali jest wyspą różniącą się od pozostałych kilkunastu tysięcy wysp Indonezji tym, że ma inną religię. Niewywodzącą się z islamu i zupełnie do niego niepodobną. Jest to mieszanka hinduizmu z wierzeniami animistycznymi. Politeizm. Balijczycy wierzą w bóstwa i demony rządzące światem. Bóstwa (bogowie i boginie) gór, jezior, drzew, rzek, ryżu, zmarłych przodków... wywodzą się od Jedynego Najwyższego Boga Władcy Wszechświata i nie jest nim Allah, a Sang Hyang Widi Wasa we własnej osobie, a raczej nie tyle osobie, ile we wszechobecnym bycie. Hinduizm balijski to swoisty politeizm panteistyczny (1,9 proc. Indonezyjczyków jest jego wyznawcami). Balijczycy wierzą w wędrówkę dusz, w karmę, w osiągnięcie pełni szczęścia poprzez oświecenie. Religia Bali jest bardzo skomplikowanym systemem wierzeń pierwotnych mieszkańców wyspy wymieszanym z wiarą przedislamskich przybyszy z Indii. Dla nas ważne jest w kontekście islamskiego zamachu to, że Balijczycy nie dążą do wyparcia innych religii, nie walczą ze światem. Pragną żyć na swojej wyspie w zgodzie z bogami i ludźmi. Wobec turystów są gościnni i tolerancyjni. Wręcz przeciwnie islamscy fundamentaliści. Dla nich centra turystyczne Bali to siedliska zła i grzechu, jak cała kultura Zachodu.
[Elżbieta Binswanger-Stefańska, "Beaty Pawlak śmierć w raju", sofijon.pl, 12 października 2012]
Wojciech Tochman poświęcił jej książkę "Córeńka" (Znak, Kraków 2005) – reporterską opowieść o poszukiwaniach dziennikarki na wyspie Bali.
Pierwszy raz wylądowałem tu w październiku 2002 roku, trzy dni po zamachu terrorystycznym w miasteczku Kuta. Dwa dni przed zamachem nasza koleżanka Beata Pawlak, reporterka, napisała do nas, że właśnie dotarła na Bali. Od kilku miesięcy podróżowała po Azji: Indie, Nepal, Tajlandia, Malezja, Indonezja. Dziś wielu tamtędy podróżuje, ale wtedy to było coś! Beata pisała reportaże o islamie i o terroryzmie, choć, to zawsze podkreślam, między jednym a drugim nie stawiała znaku równości. Pisała maile do przyjaciół w Warszawie, codziennie, ale kiedy w tutejszych barach wybuchły bomby – zamilkła. Nie wróciła do hotelu. Nie było jej wśród pierwszych rozpoznanych ciał. A na rozpoznanie czekało ich aż 202. W większości Australijczycy, Indonezyjczycy. Także Brytyjczycy, Amerykanie, Szwedzi, Holendrzy. Identyfikacje trwały kilka tygodni.
[Wojciech Tochman, "Bali. Odwiedziny", m.wyborcza.pl, 12 listopada 2015]
Ciało Beaty Pawlak zidentyfikowano w australijskim laboratorium jako jedno z ostatnich. W lutym 2003 roku jej prochy pochowano na cmentarzu w Milanówku.
Beata Pawlak przed ostatnim wyjazdem z Polski złożyła w wydawnictwie Prószyński i S-ka swoją pierwszą powieść, "Aniołek". Zawarła w niej rozważania o rodzicach, naszkicowała też własny portret. Autorka dzieli się z czytelnikiem refleksjami nad życiem i śmiercią, dość powiedzieć, że książka zaczyna się tak:
W piątek Karolinie przyśniło się, że jest trupem. Całe jej ciało zaczęło zielenieć i skóra popękała jak spalona ziemia. Ale ponieważ mogła chodzić, udała się do lekarza, żeby postawił diagnozę. Lekarz zbadał ją uważnie i rzekł: Istotnie, jest pani trupem.
"Aniołek" jest niezwykłą, ciepłą opowieścią o oswajaniu śmierci poprzez miłość. Głównej bohaterce, niemłodej już Karolinie, przyjdzie pochować męża i zmierzyć się z konsekwencjami jego dalszej, nieoczywistej obecności. Wstęp do trzeciego wydania "Aniołka" (Agora, Warszawa 2013) wyszedł spod pióra Wojciecha Tochmana, skąd istotny fragment:
Beata pisała o islamie i o terroryzmie, ale nigdy między tymi słowami nie postawiła znaku równości. W swoich reportażach o Algierii, Egipcie i Turcji, opartych na rozległej wiedzy i wnikliwej dokumentacji, opowiadała nam o tamtejszych zwykłych ludziach. Z wielką wrażliwością pisała o Palestyńczykach i o Kurdach. Stroniła od łatwych wniosków, burzyła się przeciw stereotypom. Dociekliwa, uparta. I w terroryście widziała człowieka. Zginęła z rąk tych, których próbowała zrozumieć. Jak każdy nieudawany twórca, Beata chciała cieszyć się swoją pracą. I dlatego, kiedy tylko nadarzała się okazja, wsiadała w samolot, by dokumentować inne kultury. Ostatnią podróż, w marcu 2002 roku, Beata zaczęła w Indiach – w Kalkucie. Potem, zanim w październiku dotarła na wyspę Bali, była w Nepalu, Tajlandii, Laosie i Malezji. Po drodze uczyła się masażu, medytowała i szkicowała swoją drugą powieść. Pierwszą – 'Aniołka' – zostawiła w wydawnictwie tuż przed wyjazdem. Nigdy nie zobaczyła jej w formie wydanej książki.
Według "Aniołka" Beaty Pawlak w 2012 roku powstał film zatytułowany "Wszystkie kobiety Mateusza". W rolach głównych wystąpili Krzysztof Globisz i Teresa Budzisz-Krzyżanowska. Reżyserował Artur "Baron" Więcek.
Od 2003 roku przyznawana jest Nagroda im. Beaty Pawlak za tekst na temat innych kultur, religii i cywilizacji opublikowany w języku polskim. Dziennikarka w swoim testamencie ustanowiła na ten cel specjalny fundusz. Zarządza nim teraz Fundacja Stefana Batorego, a wyróżnienie przyznaje jury, w skład którego wchodzą Adam Szostkiewicz, Urszula Doroszewska, Wojciech Jagielski, Piotr Kłodkowski, Maria Kruczkowska, Antoni Rogala, Olga Stanisławska, Wojciech Tochman, Joanna Załuska i Wojciech Załuska.
Twórczość
Książki:
- "Mamuty i petardy. Czyli co naprawdę cudzoziemcy myślą o Polsce i Polakach", PWN, Warszawa 2001
- "Aniołek", Prószyński i S-ka, Warszawa 2003
- "Piekło jest gdzie indziej", reportaże o świecie islamu: Algieria, Francja, Bośnia, Gaza, Izrael, Liban, Irak, Kurdystan, Egipt, Polska, Turcja, Ali Ağca i Jan Paweł II, Prószyński i S-ka, Warszawa 2003
Współautorka zbiorów reportaży:
- "Kraj raj", 1993
- "Anna z gabinetu bajek. Reportaże roku", Warszawa 1999
- "Nietykalni. Reportaże roku 1999", dwa reportaże Beaty Pawlak o Polsce, Prószyński i S-ka, Warszawa 2000
Bohaterka książki:
- Wojciech Tochman, "Córeńka (powieść reporterska)", Znak, Kraków 2005
Film:
- "Wszystkie kobiety Mateusza", na motywach powieści "Aniołek", reż. Artur Więcek "Baron", 2012