W 2016 roku w obrębie pierwszej niezależnej przestrzeni wystawienniczej w Hanoi Ziółkowski postanowił poruszyć temat miłości oraz różnych jej postaci w wystawie zatytułowanej "Sick of Love". Miłości wraz z jej wzlotami i upadkiem, który artysta potraktował dość dosłownie ponieważ dla tych, którzy mają jej dość, stworzył ceramiczne wazy, przeznaczone na wymiociny, by mogli dosłownie pochorować się z miłości. Ale "Sick of Love" nie dotyczy jedynie negatywnych stanów, w końcu uczucie zakochania się, obezwładnia ciało i umysł, łącząc w sobie skrajne emocje, zarówne te dobre, jak i te złe.
Nha San Studio, w której odbyła się wystawa, mieści się w tradycyjnym drewnianym wietnamskim domu, a prowadzona jest przez kolektyw artystyczny. Obecnie, ze względu na okoliczności społeczno-polityczne, nie funkcjonuje ona prężnie w świecie artystycznym, a pretekstem dla jej działalności jest funkcjonująca w środku kawiarnia. Stworzone przez Ziółkowskiego prace, są site-specific, dzięki czemu płynnie weszły w przestrzeń i formułę miejsca, jakim jest Nha San Studio.
Cermika to nie jedyne odejście Ziółkowskiego od stosowanych wcześniej praktyk artystycznych. Na wystawie "Sick of Love" odwiedzający zobaczyć mogli również serię rzeźb wykonanych z papieru, którego używa się do produkcji rzeźb wotywnych. W wietnamie, materiał ten nie jest wykorzystywany przy tworzeniu sztuki, być może ze względu na jego bardzo słabą jakość, mimo wszystko ma status "świętego". Ziółkowski tworzył rzeźby na wsi w wiosce, która specjalizuje się w obróbce tego materiału. Codziennie dojeżdzał tam 40 min skuterem. Chciał nimi przekazać emocje, które, jak wiemy w stanie zakochania się często bywają zmienne: to obsesyjne myślenie o obiekcie naszych westchnień, ciągłe bujanie w obłokach, odkrywanie własnych pragnień, a czasem i bolesny zawód miłosny. Te zmiany często zachodzą w rytmie kalejdoskopu i właśnie do tego rozumienia miłości, nawiązuje artysta. Rzeźby pokazują nietrwałość i ulotność uczuć oraz odwieczną emocjonalną klęskę zakochanego w sobie narcyza. Na wystawie "Sick of Love" znaleźć można było m.in. podstarzałego playboya na samotych wakacjach, zakochaną parę, a nawet miłosne krewetki. Dla kontrastu znalazła się też realistyczna rzeźba – autoportret samego artysty w kostiumie przeznaczonym do praktykowania spirytualistyczno-mistycznych obrzędów religii Len Dong. Dzieło zostało usytuowane w osobnym pomieszczeniu.
Główna część ekspozycji prezentowała również wideo zatytułowane "Przejażdżka". To opowieść o bliskości i o tym, że z różnymi osobami wygląda ona inaczej, ale są też pewne niezmienne czynniki, które jej towarzyszą, jak intensywność, temperatura i koloryt, które przenoszą się ze świata doznań do świata realnego. Zakochanie się zawsze dotyczy konkretnej osoby – jednej lub kilku jednocześnie, co jeszcze bardziej komplikuje relacje i ich zależności. Ostatecznie jednak, mimo początkowych wątpliwości, najczęściej decydujemy się podążyć za uczuciem, które często jest tym bardziej uwodzące właśnie ze względu na tę niewiadomą. Wszystkie formy artystyczne zaprezentowane podczas wystawy, znacząco różnią się od tych, którymi Ziółkowski konsekwentnie posługiwał się w poprzednich latach, co sprawiło, że ekspozycja stała się sporym zaskoczeniem.
Chciałem zresetować się na bardzo głębokim poziomie. Postanowiłem, że wyjadę do Wietnamu na wewnętrzną, duchowo-twórczą misję. To był bardzo radykalny krok, ale oparty o pewne założenia. Główne było takie, że otworzę się w twórczości na wszystko co przyjdzie, ale nie będę malował. Koniec z malowaniem. Moment, w którym zacznę malować, miał być tym, w którym kupuję bilet powrotny. No i wyjechałem, jak się okazało – na osiem miesięcy. Wynająłem dom w jednej z dzielnic Hanoi, bardzo lokalnej, daleko od innych obcokrajowców, a jeszcze dalej od świata sztuki. Moim najbliższym przyjacielem był motor, właściwie to skuter, włóczyłem się na nim dniami i nocami po wielkim mieście, w niewyobrażalnej samotności szukałem czegoś nieustannie. Czego? Tego stanu umysłu, w którym przypadkowe puzzle układają się w długie ornamentalne wzory, które mówią wszystko i nic o życiu i o śmierci – mówi Ziółkowski w wywiadzie dla Magazynu Szum.
Kolejną wystawą związaną z Hanoi, były "Przebłyski" (2017) w Galerii Foksal. Długie pobyty w Wietnamie, stały się inspiracją dla najnowszyszych prac Ziółkowskiego. To cykl obrazów wykonanych na szkle i pleksi, których narracja łączy klisze kulturowe z subiektywnymi doświadczeniami artysty. Groźne bóstwa przeplatają się z różnego rodzaju scenkami z rytułałów, egzotycznymi krajobrazami, orientalnymi symbolami oraz tygrysami i filmowymi parami kochanków.
Malowane obrazy przedstawiały samo doświadczenie podróży, która poszerza naszą świadomośc i jednocześnie może być psychodelicznym doświadczeniem, poprzez wchłonięcie przez inną, egzotyczną tożsamość. Można to odczuć przez sam wybór medium, które jest odwołaniem do spirytualnych ikon. Ziółkowski jednak nie odtwarza żadnej określonej religii, a obrazuje własną duchową podróż, czerpiąc z dostępnych mu mitologii i łącząc kultury. Podobnie jak wystawa w Nha San Studio, w tej Ziółkowski również starał się uchwycić i przekazać różne, emocje, doznania i stany. Malarstwo na szlke, w południowo-wschodniej Azji, ma na celu utrwalić i zachować dzieło wbrew wilgoci i wysokiej temperaturze.
Tego samego roku w project roomie muzeum Man, położonego we włoskim Nuoro, otworzyła się indywidualna wystawa Ziółkowskiego zatytułowana "Nasellini". To trzecia z tego cyklu wystawa i, a wszystkie nawiązywały do tytułowego nassellini, czyli "szczególnego rodzaju makaronu, fikcyjnej potrawy zainspirowanej kształtem jamy nosowej, która przywodzi na myśl legendę o „tortellini”, których kształt powstał rzekomo w wyniku obserwacji pępka".
W ramach wystawy Ziółkowski zaprezentował surrealistyczną kampanię reklamową, promującą tytułowe "Nasellini". W jej skład wchodziły obrazy, rzeźby i filmy, które powstały podczas rezydencji artystycznej na Sardynii. Artysta zaaranżował przestrzeń wystawienniczą tak, by przypominała tradycyjną włoską trattorię, a przypadkowo zawieszone na ścianach obrazy Ziółkowskiego, przypominały raczej kolorowe plakaty. Na wystawie pojawiły się również prace wideo, nakręcone po części na wybrzeżu Sardynii i po części w Nuoro. Projekt badał granicę między realnym i nierealnym. Ziółkowski ironicznie wykpił "makaronowy kult" we Włoszech.
Wystawa "Ian Moon" (2017) w galerii Hauser & Wirth w Londynie Jakub Julian Ziółkowski po raz kolejny przeniosła wyczarowany, wyobrażony świat Ziółkowskiego na płótno. Oprócz obrazów ekspozycja zaprezentowała również rzeźby i ceramikę. Wszystkie prace powstały podczas ośmiomiesięcznego pobytu artysty w Hanoi, kiedy to Ziółkowski intensywnie eksperymentował z różnymi formami ekspresji.
Artysta twierdził, że w ostatnim czasie przeszedł osobistą i twórczą transformację, która znajduje odbicie właśnie w tej wystawie. Tytułowy Ian Moon to alter-ego Ziółkowskiego, człowiek z gwiazd, obywatel galaktyki. Ian jednocześnie nawiązuje do angielskiego "jestem" (I am) oraz do polskiego imienia Jan – tak nazywał się pradziadek artysty.
Halucynacyjne obrazy zaprezentowane podczas wystawy, zabrały widzów w emocjonalną podróż i otworzyły na wewnętrzny świat Ziółkowskiego. Płomienie, czaszki, części ciała i wnętrzności chaotycznie ze sobą splątane stworzyły bramę do sfery uczuć, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Przeróżne anatomiczne motywy tworzą skomplikowane konfiguracje, czasem, jak w przypadku "Mindscape" są one powtarzalne. W tym obrazie ilość i stężenie detali sięgnęła obsesyjnego poziomu.