W warszawskich teatrach z końcem ubiegłego i początkiem nowego roku zrealizowano dwie ważne premiery, Krzysztof Warlikowski wyreżyserował Burzę w Rozmaitościach, Jerzy Grzegorzewski w Teatrze Narodowym wystawił Morze i zwierciadło Wystana Hugh Audena - poetycki komentarz do Burzy.
Warlikowski wyrzuca z Szekspira poezję i baśniowość. Jego Burza ma tętnić złowrogim rytmem współczesności. Jerzy Grzegorzewski realizując Morze i zwierciadło zastanawia się nad naturą tworzenia i granicami ludzkiej kreacji.
W warszawskich Rozmaitościach, po rezygnacji Janusza Gajosa, Prospera zagrał Adam Ferency. Swoją rolę w całości zbudował na smutnym zaniechaniu władcy, który nigdy nawet nie marzył o sprawowaniu pieczy nad wydarzeniami. Zdaje się, że nie ma mocy kreacyjnej, że połamał swoją magiczną pałeczkę i pozbył się ksiąg mędrca na długo zanim zrobił to w rzeczywistości. Tylko niejako formalnie kieruje za sprawą Ariela przebiegiem wypadków, wewnętrznie pozostaje osobny i oddalony, jakby przebywał już w innym świecie. Z powodzeniem można by go umieścić w dramacie Audena. Tam, w przedstawieniu Grzegorzewskiego w postać Prospera wcielił się Jerzy Trela, który na samym początku wygłasza pożegnalny, pełen rezygnacji i spokoju, refleksyjny monolog będący podsumowaniem życia. Mówi: "Dziś jestem tym, kim jestem, Arielu: twym byłym samotnym / Panem, wiedzącym już, czym jest magia: jest władzą czynienia czarów / Zrodzoną z rozwiania złudzeń." Filozoficzna natura wywodu Prospera, który dotyczy podstawowego sensu istnienia, w wykonaniu Treli jest zbudowana na dystansie do cierpienia. Szczególnie boleśnie zabrzmiały tutaj słowa o starości, która "(...) aż nazbyt dobrze / Wie, że nic jej nie uszło na sucho i niczego nie osiągnęła (...)" Prospero - Ferency także gra w sposób chłodny i zdystansowany, jest poza tym bezgranicznie samotny, kiedy tak chyłkiem przemierza scenę w wyciągniętym swetrze. Lecz jego rola, pewnie celowo pozbawiona nerwu dramatycznego, nie ma takiej siły, ponieważ gra postać bez historii. Nie dość zaświadcza o swojej winie i swoich racjach. On nie cierpi. Już oderwał się od swojego cierpienia, pewnie zresztą nadludzką siłą woli, lecz zrobił to za kulisami.
Świat w przedstawieniu Warlikowskiego pewnie nie zasługuje na to, by nad nim boleć. Reżyser czyta Szekspira przez doświadczenia dzisiejszego dramatu: od Koltesa po Cane. W takiej interpretacji pojawia się znak równości między dziewiczą wyspą rządzoną przez Prospera i światem cywilizacji, której odór ciągnie się za rozbitkami przybijającymi do brzegów wyspy. Z jednej strony jest więc przegrany Prospero, nieokrzesana Miranda (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) w przydeptanych tenisówkach i Ariel (Magdalena Cielecka) jak zabiedzona nastolatka zarabiająca na ulicy. Z drugiej strony są gangsterzy w białych kołnierzykach ze świty królewskiej, Trinkulo (Stanisława Celińska) w czarnej halce oraz piękny knajak, Stefano (Jacek Poniedziałek). Warlikowski wywleka wszystko to, co pesymistyczne i odrażające - utratę złudzeń o dobrze i pięknie, perwersję i pociągające zło. Znakomicie wykonany, sentymentalny i wprost chwytający za serce "Wonderful World" śpiewany przez Trinkula pobrzmiewa więc tutaj wyjątkowo ponuro. Postaci otaczają atrybuty współczesnego świata dotkliwie poturbowanego, gdzie wszelkie systemy wartości wielokrotnie podważono i zanegowano. Świta króla Alonzo (Zygmunt Malanowicz) nonszalancko rozkłada się w wygodnych fotelach lotniczych, Ariel - stewardesa wprowadza ich w obłęd symulując katastrofę lotniczą. Stefano, Trinkulo i Kaliban "drinkują" przy obskurnym kontuarze, chichoczą i nurzają się w swoim pijaństwie. Sebastian (Marek Kalita) prawie nie rozstaje się z laptopem, Antonio (Andrzej Chyra) namiętnie zaciąga się papierosem i wygłasza cyniczne uwagi. W takim świecie jedynym pocieszeniem mogą być słowa Prospera, który mówi, że swoją magiczną pałeczkę ukrył na dnie morza i leży ona tak głęboko, że żadna sonda ludzka nie będzie w stanie jej odnaleźć. Są więc jeszcze rejony nieskażone ludzkim bytowaniem.
Załoga szekspirowskiego okrętu w przedstawieniu Grzegorzewskiego bawi się nie gorzej niż Stefano i Trinkulo przy barze. Tyle, że mniej agresywnie i wulgarnie, a bardziej hultajsko i w innej konwencji. Są w obszarpanych strojach, z wielkiego szkieletu ryby wysysają resztki smakowitego tłuszczu, nucą wesołe, dowcipne, trochę obsceniczne music-hall'owe piosenki. Nadal tkwią w życiu, co gorsza nie zamierzają się z niego wynieść, bo właśnie, po uwolnieniu, do niego wracają. Działają w tłumie, rozprzestrzeniają się po scenie jak zaraza i jak stado robaków oblepiają szkielety ryb. Ale jedno trzeba im przyznać - są sympatyczni. U Grzegorzewskiego pełnią funkcję zbiorowego błazna i zdają sobie sprawę ze swojej roli, działają jakby za przyzwoleniem Prospera, może też za przyzwoleniem Najwyższego. Kolejnymi rolami, jakie przyszło odegrać aktorom Szekspira są sceny miłosne w wykonaniu Mirandy (Anna Ułas) i Ferdynanda (Bartłomiej Bobrowski). Wydawałoby się, że czyste zauroczenie dwojga kochanków poparte pięknym, poetyckim tekstem Mirandy, mogłoby stać się autentycznym przeżyciem. Ale i tym razem, oblubieńcy mówią sztucznie, z emfazą, przeglądają się nie tyle w sobie nawzajem, co we własnym zakochanym "ja".
W przedstawieniu Warlikowskiego podszyty erotyzmem związek Prospera i Ariela naturalnie rozpada się, kiedy władca zwraca wolność duchowi i ten spokojnie, bezwładnie umiera na skraju sceny. Ariel w wykonaniu Magdaleny Cieleckiej był tragicznym buntownikiem, rozpaczliwie dobijającym się o własne prawa, postacią, która skupiła w sobie i dramat Prospera. Uzyskanie wolności stało się dla niego możliwe dopiero w momencie odejścia. Inną swobodę otrzymują na chwilę Stefano, Trinkulo i Kaliban, ale wtedy ich poczynania, obrazowane w rytmie ciężkiej, rytmicznej muzyki i szaleńczego tańca, stają się barbarzyńskie i groźne, jak fanatyzm w każdej postaci. Nieokrzesany, wytatuowany Kaliban (Renate Jett) jest rzeczywiście potworem, który nie nauczył się jeszcze dobrze mówić. (Niemiecka aktorka "perfekcyjnie" kaleczy język polski). Jego osobowość tak silnie waży, że jest widoczna nawet w subtelnie przez Hajewską-Krzysztofik narysowanym portrecie - odrobinę nieokrzesanej czy "kanciastej" Mirandy, która przecież edukowała dzikusa. Wydaje się, że ukryte, przewrotne pytanie, nie o wolność w znaczeniu uniwersalnym, lecz artystycznym i osobistym stawia także Grzegorzewski, który przedstawieniem Morza i zwierciadła żegna się z dyrekcją w Teatrze Narodowym. Najpełniej wyraża to monolog Kalibana (Jerzy Radziwiłowicz), który zwraca się do publiczności, małpując ją i przedrzeźniając. Jakby mówił wprost: "Jesteście głupi, nie przychodzicie tu po zastanowienie, po namysł". Radziwiłowicz w mistrzowski sposób rozgrywa swoją, wypełniającą całą drugą cześć przedstawienia, scenę. Rozsadza konwencję używając, paradoksalnie, wielu konwencji teatralnych, od sztuczek cyrkowych i błazenady, poprzez rezonowanie po elementy publicystyczne i mówienie "na koturnach". W tym sensie zabija teatr, walcząc jego własną bronią. I staje nagi, prawdziwy, rozpaczliwie szukając drogi wyjścia z kreacyjnej pułapki, zacierając granice między sztuką i życiem. Ta rola to majstersztyk. I mimo, że Kaliban dostaje sam od siebie pomidorami, to tak jakby nas okładał po twarzy i pytał: "dotarło?"
Jeśli Miranda w Burzy Warlikowskiego ekstatycznie i naiwnie zachwyca się samym tylko istnieniem rodzaju ludzkiego, a słowa te wypowiada patrząc na Prospera, Alonza i jego świtę siedzących, jak na business'owym obiedzie, przy biało nakrytym stole, przy którym za chwilę "podpiszą traktat o przebaczeniu", to stanowi to doskonałą, ironiczną pointę. W przedstawieniu Grzegorzewskiego nie ma już miejsca na ironię, lecz dowcip, bo poetycka i filozoficzna materia tego spektaklu wszystko odarła ze złudzeń. Jeśli Warlikowski odnosi się do współczesności, to Grzegorzewski, nawet jeśli zabrzmi to górnolotnie, dotyka samego istnienia odartego z przypadkowości. Mądre i gorzkie Morze i zwierciadło widzi się ostrzej po mądrej i gorzkiej Burzy.
- William Szekspir, Burza
Przekład: Stanisław Barańczak
Reżyseria: Krzysztof Warlikowski
Scenografia: Małgorzata Szczęśniak
Muzyka: Paweł Mykietyn
Premiera: 4 stycznia 2003, w Teatrze Rozmaitości w Warszawie.
- Wystan Hugh Auden, Morze i zwierciadło. Komentarz do Burzy Szekspira
Przekład: Stanisław Barańczak
Reżyseria i scenografia: Jerzy Grzegorzewski
Kostiumy: Barbara Hanicka
Muzyka: Stanisław Radwan
Premiera: 21 grudnia 2002, w Teatrze Narodowym w Warszawie, scena przy Wierzbowej.
Monika Mokrzycka-Pokora, luty 2003