Zygmunt Haupt jest jednym z najwybitniejszych i zarazem najmniej docenionych dwudziestowiecznych autorów polskich. Przyczyn owego niedocenienia należy szukać zarówno w samym twórcy, jak i w epoce, w której przyszło mu żyć. Haupt przez długi czas uważał się przede wszystkim za artystę malarza, nie przywiązując większej wagi do pisania i traktując je z początku jedynie jako źródło dodatkowych zarobków. Później, gdy sztuka literacka stała się dla niego sprawą głęboko osobistą - formą samopoznania i zarazem swoistej autoterapii - i gdy drukowały go najpoważniejsze czasopisma emigracyjne, nie zabiegał o rozgłos wokół swojej osoby, ciesząc się samym faktem publikacji. Tworzenie literatury traktował jako wartość samą w sobie i najchętniej oddałby się swemu powołaniu bez reszty, jednak życie ułożyło się mu, jako pisarzowi, niezbyt pomyślnie, w czym spory udział miała historia, czyli wydarzenia, na które zwykły człowiek nie ma większego wpływu.
Urodził się 5 marca 1907 roku w Ułaszkowcach na Podolu. Rodzice pracowali w szkolnictwie: ojciec, Ludwik Haupt, pełnił funkcję inspektora szkolnego, matka zaś, Albina z Mazurków, była nauczycielką. Miał czworo rodzeństwa: dwie siostry - Zofię (ur. 1904) i Helenę (ur. 1909), oraz dwóch braci - Henryka (ur. 1905) i Jerzego (bliźniaka).1 Czas dzieciństwa i młodości nie był czasem arkadyjskim. W 1912 roku zmarł starszy brat, dwa lata później wybuchła wojna, która szybko objęła swym zasięgiem Galicję. Maszerujące kolumny wojsk austro-węgierskich, niemieckich i rosyjskich trwale wryły się w pamięć małego chłopca. Jego ojciec trafił, jako żołnierz armii austriackiej, na front włoski. "Za czasów tamtej wojny - wspominał po trzydziestu latach pisarz - [...] to matka nasza utrzymywała całą naszą czeredę, w trudnych warunkach okupacyjnych wydając 'domowe' obiady i kolacje" (Zamierzchłe echa). W 1918 roku Albina Haupt zmarła na tyfus. Wychowaniem dzieci zajęła się jej niezamężna siostra, Helena Mazurek.
W latach wojny Zygmunt Haupt uczęszczał do szkoły powszechnej w Tarnopolu i kilku gimnazjów: najpierw w Jarosławiu, później może w Żółkwi, a na końcu we Lwowie. "Może", bo w dotychczasowej wiedzy o życiu Haupta do 1939 roku jest mnóstwo luk, które na razie trzeba wypełniać również ostrożnymi domysłami wysnuwanymi z bardzo niepewnego i zwodniczego materiału jego opowiadań, o których zresztą wiadomo skądinąd, że są w bardzo dużym stopniu autobiograficzne. W bibliotece Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii znajduje się fragment Hauptowskiego opowiadania lub wspomnienia, odnoszący się do wczesnych lat powojennych:
O Żółkwi mogę pisać, jako że nie byłem autochtonem, ale przybyszem tam, a to tylko przybysze mają oko, słuch, wyczuloną uwagę. Przybyliśmy tam jak typowa inteligencka rodzina: cały nasz dobytek walizki, żyliśmy na walizkach, jak to zawsze inteligenci. Ówczesne warunki mieszkaniowe były takie pewnie, jak i dzisiaj, to znaczy nie było gdzie stanąć. Jedynym sposobem na to, ażeby mieć dach nad głową, było sobie taki dach wystawić. Ale zanim mój ojciec "pobudował się", to zapewnienie nam schronu było, nie wiem, dla jakich przyczyn, odpowiedzialnością magistratu. Magistrat wybrnął z sytuacji w ten sposób, że pozwolił nam na jakiś czas zagospodarować się - gdzie? w miejscowym szpitaliku zakaźnym, czymś, co było właśnie nowo wystawione, a nie będące w użyciu (na szczęście, bo jakoś żadne zarazy wtedy nie grasowały), pomieszczeniem nawet wcale nowoczesnym, tyle że jak na prywatne mieszkanie, to salonik nasz mieścił się tam, gdzie na drzwiach było wypisane: "Poczekalnia", kuchnia w laboratorium, a sypialnia w przychodni. Szpitalik był tuż nad rzeką Świnią, w której strzelcy konni kąpali konie i klęli, jak to strzelcy konni, "od matki", bo tak się do koni przemawia.
Tak samo gimnazjum tamtejsze mieściło się sposobem tymczasowym: młodsze klasy w jakimś żydowskim domu, starsze w zamku. To było typowe gimnazjum polskie z klasycznymi językami, z belframi, Panie, świeć nad ich duszami, kiedy, w nudzie prowincjonalnej, nędzy, biedzie i przednówkach, przy pensji na pierwszego i służbowych dodatkach, mówili nam o pięknościach antyku, smarowali w notesach 'dwóje', kazali ćwiczyć do chóralnej, na wiele tysięcy młodzieńczych głosów kantaty na cześć Komisji Edukacji Narodowej, której jakieś stukilkudziesięciolecie wtedy obchodzono. (Słyszcie...)2
Jak widać, powyższy tekst dotyczy wydarzeń z początku lat dwudziestych ubiegłego wieku (stupięćdziesięciolecie Komisji Edukacji Narodowej przypadło na rok 1923). Z pewnością prawdziwa jest informacja o przybyciu Hauptów z Ułaszkowiec do Żółkwi (około roku 1916, bez ojca, będącego wówczas w wojsku) oraz o wybudowaniu tam domu (w 1925 roku),3 jednakże do tamtejszego gimnazjum młody Zygmunt, jeśli w ogóle uczęszczał, to krótko - tak przynajmniej wynika z jego wspomnień:
Kiedy w roku 1923 obchodzono we Lwowie 150-letnią rocznicę powstania Komisji Edukacji Narodowej, miało to być na nie byle jaką skalę. Ktoś napisał "kantatę", ktoś inny muzykę do niej i miało to być oddane w Teatrze Wielkim przy udziale i w wykonaniu wszystkich szkół lwowskich. Do teraz pamiętam próby, na których wyciągaliśmy: "...słyszcie...". [...] Klasa moja była ostatnią klasą I Szkoły Realnej we Lwowie im. Cesarza Franciszka Józefa i na niej ta szkoła dogorywała, bo już miało się to zwać I Gimnazjum im. Mikołaja Kopernika. [...] Za tych szkolnych czasów mieszkałem w internacie ks. ks. Zmartwychwstańców [...]. Ojciec oddał mię tam dla pamięci założycieli: ks. Kajsiewicza i ks. Semeneńki, i, "jak by nie było", mówił mój ojciec, Mickiewicza.4
Maturę zdał w połowie lat dwudziestych. Nie miał chyba specjalnej ochoty na kontynuowanie nauki, gdyż podobno dopiero namówiony czy wręcz zmuszony przez ojca rozpoczął studia na Politechnice Lwowskiej. Pierwszy rok przebył na Wydziale Komunikacyjnym, potem przeniósł się na Wydział Architektury, ale żaden ze studiowanych kierunków nie wzbudził jego entuzjazmu. Jak czytamy w innym z zachowanych w Stanford fragmentów:
Wiekowałem wtedy na politechnice. Pilnie omijałem sale wykładowe i nic nie kalało czystej bieli papieru rozpiętego na desce rysunkowej. Interesował mię wtedy folklor. Łaziłem nieodpowiedzialnie po bibliotekach, szukałem starych roczników "Ludu" i "Wisły", wyciągałem stare spisy podróży, kupiłem cztery tomy Szuchewycza "Huculszczyzny". Wybierałem się na dalekie błąkaniny na zapadłą prowincję, żeby podpatrywać drgnienia duszy ludzkiej poza normalnym kołowrotem urodzin, bladego dzieciństwa, dojrzewania, płodzenia i wczesnej, cuchnącej starości.5
Wydaje się więc, że Haupta zajmowały nie tyle nauki ścisłe, ile sztuka, dlatego szukał we Lwowie przede wszystkim warunków umożliwiających rozwój swoich zdolności i zamiłowań artystycznych. Jednakże ówczesne Leopolis było pustynią kulturalną. Toteż po dwóch latach "wiekowania" wśród rysunków technicznych i modeli maszyn nastąpiło pożegnanie z politechniką. Niedługo potem, w 1928 roku, zmarł ojciec. Za swoją część spadku Haupt kupił sobie motocykl, później sprzedał go i wybrał się do Paryża, by studiować w latach 1931-1932 urbanistykę na Sorbonie, ale i w tym wypadku bardziej interesowało go samo miasto, będące ciągle jeszcze mekką artystów. Gdy skończyły się pieniądze, wrócił do Polski, gdzie musiał odbyć roczną służbę wojskową (prawdopodobnie od września 1932 roku do końca sierpnia roku następnego). W tym czasie, w roku 1932, zmarła na gruźlicę jego młodsza siostra Helena.
Po powrocie do cywila Haupt przeniósł się z Żółkwi na stałe do Lwowa, gdzie wiódł żywot cygana; jak wspominał jeden z jego znajomych, Stefan Legeżyński, "we Lwowie mieszkał na poddaszu i brakowało mu pieniędzy".6 Czas wypełniał sobie malowaniem i wystawianiem obrazów,7 a także wykonywaniem różnych dorywczych prac w celach zarobkowych. Według tradycji rodzinnej udało mu się kiedyś zdobyć zamówienie na przebudowanie domu ziemian Łączyńskich w Poddębcach w powiecie rawskim, z którymi z biegiem czasu się zaprzyjaźnił i często potem u nich gościł. "Łączyńscy zaznajomili Zygmunta Haupta z nowym dlań stylem życia: brał z nimi udział w polowaniach, grał w amatorskich przedstawieniach teatralnych [...]. Dzięki nim nauczył się też początków angielskiego."8 Potwierdza tę relację w nie publikowanym wspomnieniu przyjaciel pisarza, także artysta malarz, Zdzisław Ruszkowski: "Był zaprzyjaźniony z rodziną Łączyńskich i odwiedzał ich w majątku Z. W pożyczonym fraku pana domu lub uzbrojony w luksusową strzelbę 'Savage' (do palnej broni miał specjalną słabość) bawił się w udawanie dziedzica. Można być wdzięcznym rodzinie Łączyńskich, gdyż zawdzięczając ich gościnności [!] powstały opowieści 'Polowanie z Maupassantem', 'Biały mazur' i 'PIM'."9 Haupt wiódł też w owych latach bujne życie uczuciowe, którego rysem charakterystycznym miało być, jak utrzymuje Ruszkowski, to, że "Zygmunt lokował swe uczucia w panienkach o wiele niższym od jego poziomie umysłowym i z tych powodów wydawał się im niezrozumiały".
W owym czasie, tj. na początku lat trzydziestych, uformowało się we Lwowie młode środowisko literacko-artystyczne. Wywodziło się ono w pewnej mierze spośród członków Koła Polonistów Uniwersytetu Jana Kazimierza oraz uczestników seminarium znakomitego literaturoznawcy, profesora Juliusza Kleinera. Rolę animatorów życia kulturalnego przyjęli na siebie polonista i pedagog dr Zbigniew Troczewski oraz magister farmacji Emil Tenenbaum. Pierwszy z nich, wykorzystując fakt, iż zarządzał domem akademickim przy ul. Mochnackiego 32, organizował tam wieczory literackie, drugi natomiast gościł młodych twórców we własnym mieszkaniu, usiłując nadać biesiadom pewną dyscyplinę organizacyjną, zresztą bezskutecznie. Na spotkaniach tych bywali m.in.: Teodor Parnicki, Leon Kaltenbergh, Aleksander Baumgardten, Tadeusz Hollender, Maciej Freudman, Karol Kuryluk, Stanisław Rogowski, Tadeusz Banaś, Marian Promiński, używający literackiego pseudonimu Jerzy Korabiowski Wilhelm Wind, a także Zygmunt Haupt, który w owym czasie - jak go zapamiętał Stefan Legeżyński - "był wszechobecny: na wieczorach literackich, w kołach studenckich, szczególnie polonistycznych, wśród filmowców". Emil Tenenbaum wymyślił dla owego klubu dyskusyjnego nazwę Rybałci, która z biegiem czasu zaczęła funkcjonować we Lwowie jako identyfikator ugrupowania poetyckiego, za jakie większość członków klubu chciała uchodzić.
Rybałci nie mieli swojej trybuny literackiej w postaci pisma, toteż publikowali na łamach najrozmaitszych periodyków lwowskich, od "Lwowa Literackiego" począwszy, poprzez "Wczoraj - dziś - jutro", a na "Kurierze Lwowskim" skończywszy. Część skupiła się wokół redagowanych najpierw przez Tadeusza Hollendra, a następnie Karola Kuryluka "Sygnałów", które jednak po roku istnienia (listopad 1933 - październik 1934) przestały wychodzić z powodu braku funduszów. Gdy w lutym 1936 roku pismo wznowiono, niektórzy Rybałci początkowo ogłaszali w nim swe utwory, by następnie przenieść się do wydawanego również we Lwowie "Dziennika Polskiego", w którego dziale literackim otrzymali w listopadzie stałe miejsce pod nazwą Kolumna Rybałtów. Grupę literacką Rybałci tworzyli oficjalnie: Aleksander Baumgardten, Maciej Freudman, Stanisław Rogowski, Władysław Jan Turzański i Mirosław Żuławski, jednakże Zygmunt Haupt trzymał się blisko nich do tego stopnia, że po opuszczeniu grupy w początkach 1937 roku przez Turzańskiego zaczęto go wymieniać jako piątego jej członka.10
Obecność Rybałtów w życiu literackim Lwowa nie trwała jednak długo. Po burzliwej introdukcji na przełomie lat 1936-1937, kiedy to sprowokowali kilka skandali na tle antysemickim, ich aktywność jako grupy wygasła stosunkowo szybko; już w październiku 1937 roku ukazała się ostatnia Kolumna Rybałtów. W tym czasie na łamach "Dziennika Polskiego" miał miejsce debiut Haupta jako pisarza11 - 7 lutego 1937 roku ogłosił reportaż "Aspekt Śląska". W sumie do końca 1938 roku udało mu się opublikować w tej gazecie oraz w krakowskim tygodniku "As" równo dwadzieścia opowiadań, reportaży, szkiców i recenzji. Zaistniał też razem z kolegami na antenie lwowskiej rozgłośni Polskiego Radia, przy czym audycje "rybałtowskie", emitowane w ramach cyklicznego programu Studio młodych, także wzbudziły pewne kontrowersje, tym razem natury merytorycznej. O pierwszym występie grupy, który odbył się 12 lipca 1937 roku, recenzent pisał nader eufemistycznie:
"Na pierwszy ogień rzucili Rybałci urywek ze swego życia prywatnego, można by rzec: intymnego, wyjętego bowiem z obszarów źle zrozumianych przez liczne rzesze profanów, bo knajpy po prostu. [...] Pierwsza audycja Rybałtów była w dosłownym znaczeniu rozmową przy szklance wina, rozmową jednak, która zboczyła na niewłaściwe tory, bo na sprawy i zagadnienia twórcze. [...] W pierwszej Biesiadzie Rybałtów usłyszeliśmy więc prócz utworów poważnych także jak gdyby 'utwory lekkie', więc wierszyki zrosłe do gruntu z charakterem miejsca, gdzie przyszły [na świat - AM] jako wierne odbicie nastroju."
Kolejna prezentacja grupy w eterze, 12 sierpnia, ponownie nie wywołała zachwytu:
"Druga Biesiada Rybałtów miała już inny charakter. [...] osią jej były raczej specjalne sprawy literackie, dyskusja wokół frapujących zagadnień wyłącznie fachowych, stąd też może trudno było liczyć na jej popularność. Polemika nad prozą psychoanalityczną i reportażową oraz nad zadaniami przyszłej poezji - być może nie interesuje nikogo poza fachowcami - niemniej jednak tym niefachowcom rzuca snop światła na problemy dla nich nie istniejące."12
Następnych "biesiad" słuchacze się nie doczekali, co inny recenzent skomentował złośliwie: "Albo radio ma już dosyć Rybałtów, albo ci ostatni tym razem... skrewili. To drugie prawdopodobniejsze."13 Swoistym ukoronowaniem ówczesnej działalności pisarskiej Haupta było przyjęcie go w poczet członków lwowskiego oddziału Związku Zawodowego Literatów Polskich.14
Kampanię wrześniową odbył jako żołnierz 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej pod dowództwem pułkownika Stanisława Maczka. Podporucznik rezerwy Zygmunt Haupt dowodził 1. Plutonem 1. Baterii 16. Dywizjonu Artylerii Motorowej,15 uczestnicząc już 2 września w zaciekłych walkach z niemieckimi siłami pancernymi w rejonie podhalańskich wsi Jordanów i Wysoka. Szlak bojowy cofającej się pod naporem wroga brygady wiódł m.in. przez Żółkiew, gdzie żołnierze Maczka znaleźli się późnym rankiem 13 września; wtedy to pisarz miał po raz ostatni możliwość ujrzenia swego domu. Po przegranej kampanii wraz z około jedną trzecią stanu osobowego brygady przekroczył granicę polsko-węgierską w okolicach miejscowości Raho (Rachov) "19 września po południu, w kolumnie uporządkowanej jak do defilady, z wszystkimi działami artylerii prócz jednego opornego, które na wirażu stoczyło się do wąwozu."16 Na Węgrzech brygada została rozbrojona i internowana. W wyniku zorganizowanej ewakuacji Haupt wraz z innymi żołnierzami trafił w listopadzie 1939 roku do bretońskiego obozu wojskowego Coëtquidan niedaleko Rennes. Jak wspomina Zdzisław Ruszkowski: "W marcu dostaliśmy konie, a potem dołączyły armaty. W połowie kwietnia oficerowie i żołnierze z dawnej 10. Brygady Kawalerii Motorowej pułkownika Maczka zostali przeniesieni na południe Francji w celu sformowania podobnej brygady. Naturalnie również był przeniesiony Zygmunt." Klęska Francji w wojnie z Niemcami spowodowała masowy exodus żołnierzy polskich nad Atlantyk w nadziei na ewakuację na Wyspy Brytyjskie. Hauptowi udało się dotrzeć do małego portu St Jean de Luz niedaleko Bayonne nad Zatoką Biskajską i tam 21 czerwca stanął na pokładzie "Batorego", który w dwa dni później zacumował w brytyjskim porcie Plymouth.
Lata 1940-1946, spędzone najpierw w Szkocji, a potem w Londynie, to chyba jeden z najszczęśliwszych okresów w życiu pisarza. Ruszkowski w swej relacji wskazuje niedwuznacznie, że i on, i jego przyjaciel nie mieli w wojsku zbyt wiele do roboty, mogli zatem bez przeszkód poświęcić się twórczości artystycznej. I tak na przykład "wobec braku wojennej aktywności i nadmiaru oficerów w wojsku polskim zostaliśmy wydelegowani na dwa miesiące do Edynburga - na malowanie!" Dla Haupta dodatkowe znaczenie miał z pewnością fakt, że pobierając pensję oficerską, po raz pierwszy nie musiał zabiegać o środki na utrzymanie. "Znając go dość dobrze - powiada dalej (tym razem z pewną przesadą) Ruszkowski - można śmiało powiedzieć, że w swym życiu nigdy tak zwanego 'czegoś celowego' nie robił. Do czasu powstania 'Pierścienia z papieru' [tj. do roku 1963 - AM] potrafił prześlizgnąć się przez życie, nie splamiwszy się żadną pracą z przymusu, a nawet z rozsądku. Jedyną jego pobudką do pracy było to, w czym mógł dla siebie znaleźć zainteresowanie." Dlatego w Szkocji mogło powstać bardzo wiele opowiadań, z których tylko małą część udało się Hauptowi od razu opublikować w czasopismach emigracyjnych.
Podczas pobytu w Szkocji przeżył też, wedle słów Ruszkowskiego, nieszczęśliwą miłość bez wzajemności. Brulionowa wersja opowiadania Rigor mortis sugeruje, że przyjaciel autora miał w tym swój udział, poznając go z dziewczyną: "[...] było to, zdaje się, tak, że Ruszkowski wprowadził ją do mojej pracowni"17. Znacznie później, wiosną 1944 roku, pisarz spotkał w Londynie (gdzie przeniósł się i zatrudnił w charakterze wojskowego cenzora) swą przyszłą żonę, Amerykankę Edith Norris, która przybyła z rodzinnego Nowego Orleanu z armią Stanów Zjednoczonych, by pracować w służbach Amerykańskiego Czerwonego Krzyża. "Gdy zaczęła się inwazja kontynentu - wspomina Ruszkowski - zostawiono nas w spokoju. Zaczęło się życie na wpół cywilne." 7 września, gdy dywizja generała Maczka zdobywała belgijskie miasta Passchendeale i Rouleurs, a 1. Pułk Artylerii Motorowej (dawny 16. Dywizjon) po bitwie pod Ypres - która odbyła się 6 września - zmierzał do Ruysselede, gdzie 8 września stoczył kolejny bój, w londyńskim kościele polskim pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej odbył się ślub Zygmunta Haupta i Edith Norris. Według Ruszkowskiego była to kobieta odmienna od dotychczasowych miłości jego przyjaciela: "inteligentna, oczytana, [...] zdolna inteligencję i talent Zygmunta właściwie ocenić". Młoda para zamieszkała w Londynie. W październiku 1945 roku urodził się syn Arthur, jedyny potomek. Dokładnie rok później pisarz został zdemobilizowany. W grudniu Hauptowie przenieśli się do Nowego Orleanu.
Początkowe około półtora roku pobytu na amerykańskim Południu było kolejnym okresem w życiu Haupta - po paryskim i lwowskim - kiedy to mógł swobodnie uprawiać twórczość artystyczną, nie skrępowany żadnymi zobowiązaniami. Dużo malował, prezentując obrazy na wystawach zbiorowych i indywidualnych. W pierwszej połowie roku 1948 wojenne oszczędności pisarza uległy wyczerpaniu, w związku z czym zmuszony był szukać nowego źródła dochodów. Początkowo próbował zarobkować, publikując reportaże z Luizjany w "Wiadomościach, ale uzyskane w ten sposób honoraria okazały się dalece niewystarczające. 29 stycznia 1949 roku pisał do Mieczysława Grydzewskiego: "[...] jestem dosłownie zależny jedynie od jej [żony] skromnej płacy pracowniczki biblioteki, zanim nie zdecyduję się ambitnie do amerykańskich początków: zmywania talerzy"18. Usiłował też zaistnieć na amerykańskim rynku wydawniczym, drukując w uniwersyteckich kwartalnikach literackich przekłady swoich opowiadań, ale i ta działalność, mimo pewnych sukcesów, nie dała spodziewanych korzyści. W końcu Haupt nie miał wyjścia i w połowie 1950 roku podjął starania o pracę w którejś z polskojęzycznych rozgłośni radiowych znajdujących się pod auspicjami rządu USA. Zabiegi te przyniosły efekt po upływie roku: w czerwcu 1951 Haupt znalazł się wśród pracowników działu polskiego Głosu Ameryki, w związku z czym przeniósł się wraz z rodziną do Nowego Jorku; od 1958 roku pracował w redakcji miesięcznika "Ameryka", w którym od czasu do czasu zamieszczał szkice, sprawozdania i recenzje. Od tej pory, tj. od początku lat 50., pisząc i publikując głównie na łamach "Wiadomości" i "Kultury", przeżywał nieustanne udręki spowodowane nieumiejętnością pogodzenia pracy zarobkowej i pracy literackiej. A gdy w końcu znalazł się na emeryturze w 1969 roku, zostało mu jedynie sześć lat życia. Zmarł 10 maja 1975 roku w szpitalu w Winchester w Wirginii w następstwie jednoczesnego zawału serca i wylewu krwi do mózgu.
Był człowiekiem skrajnie niepraktycznym - tak zapamiętali go znajomi. Według Zdzisława Ruszkowskiego, gdy jego przyjaciel otrzymał pierwszy żołd we Francji, jedną czwartą przeznaczył na zakup patefonu, resztę zaś na wycieczkę w Alpy na narty. Z kolei Henryk Grynberg opowiada w poświęconym Hauptowi filmie biograficznym, jak to pisarz zaraz po uzyskaniu zatrudnienia w Głosie Ameryki udał się ze świadectwem pracy do banku po pożyczkę na kupno konia wierzchowego, której mu zresztą, rzecz jasna, odmówiono.19 Wymowna jest też charakterystyka dokonana przez Ryszarda Mossina: "Mało przejmował się bieżącą pracą: radiową i redakcyjną w piśmie 'Ameryka'. Uważał tę pracę po prostu za zło konieczne, by zdobyć niezbędne środki utrzymania na pisanie, malowanie i przede wszystkim czytanie. Zygmunt Haupt uważał, że lepiej jest czasami mniej zarabiać, albo w ogóle nic, przejść na wczesną emeryturę, siedzieć na farmie, pisać i przede wszystkim czytać i czytać."20 Jak widać, autor Pierścienia z papieru był urodzonym artystą, przekonanym, że sztuka stanowi dobro najwyższe, któremu można i należy podporządkować wszystko pozostałe. Ci, co go znali osobiście, podkreślają również, iż nie spotkali drugiego tak radosnego, życzliwego i zainteresowanego innymi ludźmi człowieka. Jednakże jego twórczość wyraźnie wskazuje, że miał również drugie, całkiem odmienne oblicze.
Jeśli w powyższym zarysie biografii Haupta zasadniczy nacisk położono na czasy przedwojenne i wojenne, to dlatego, że okres po 1945 roku w ogóle go nie interesował jako materiał literacki. Jednocześnie zostały tu wyeksponowane te fakty, które trafiły do opowiadań, dzięki czemu czytelnik może łatwo uchwycić tak znamienną dla stylu tego autora postawę autobiograficzną.21 Wydaje się, że Haupt po prostu nie umiał pisać inaczej, jak tylko opierając się na tworzywie czerpanym z autopsji. Przy czym korzystał ze swego życiorysu na wiele sposobów: wprowadzał do opowiadań prawdziwe nazwiska swych znajomych, np. Stanisławy Blumenfeldowej w Kapitanie Bloodzie; portretował rzeczywiste osoby, ukrywając je za fikcyjnymi personaliami, jak np. Elektra z Co nowego w kinie? i Nietota z drugiego cyklu Ostatniego zbioru opowiadań (siostra pisarza, Helena), a w Moich przyjaciołach: Ryszard Brandsteter (Zbigniew Troczewski), Juliusz Włoch (Tadeusz Hollender), Narcyz Briquet (Tadeusz Banaś), Zdzisław Modrzewski (Stanisław Rogowski), Kurt Föhn-Żagielski (Wilhelm Wind), Rafał Breitman (prawdopodobnie: Maciej Freudman) i Alojzy Zamsz (Karol Kuryluk), w Ogrodzie Jezuickim zaś - Tadzio Wara (Tadeusz Banaś) i Połmiński (Stanisław Rogowski); opisywał, pseudonimując, autentyczne miejsca akcji, np. Chłąd w Lili Marleen, czyli w istocie Łuck (oraz Chełm jako anegdotyczne miasteczko głupich Żydów z Przy szabasowych świecach Horacego Safrina), czy siedzibę "Głosu Powszechnego" w Gołębiach z placu Teodora - lwowski lokal "Dziennika Polskiego" przy ulicy Zimorowicza 15; przedstawiał historyczne wydarzenia, np. zawarty w Ogrodzie Jezuickim opis przewróconego przez demonstrantów tramwaju u wylotu ulicy Gródeckiej znajduje swoje potwierdzenie w dokumentalnej relacji naocznego świadka wypadków opowiedzianych w tym utworze, Artura Sandauera, co jednocześnie wskazuje na czas akcji - 16 kwietnia 1936 roku;22 itp.
Ale realizm szczegółów to nie jedyny walor tej twórczości. Kto wie, czy nie najważniejszą zaletą opowiadań Haupta jest prawdziwość wyrażanych przeżyć. Nie przypadkiem w prawie wszystkich utworach występuje narracja pierwszoosobowa. Pisarz rzadko podejmuje się empatycznego wglądu w psychikę drugiej osoby. Interesuje go przede wszystkim wyrażenie własnego stosunku do świata, co zresztą jest być może oznaką świadomości istnienia podmiotowych ograniczeń poznawczych. Warto podkreślić, że choć narrator-bohater utworów Haupta z reguły unika bezpośredniego wyznania, to jednak wysoka temperatura emocjonalna jego relacji jest wyraźnie widoczna w samym sposobie opowiadania, a także w zachowaniu i postrzeganiu rzeczywistości zewnętrznej. Nasuwa się zatem pytanie, co stanowi przedmiot tak intensywnych, choć pieczołowicie maskowanych przeżyć. Jest to zarazem pytanie o istotę twórczości Haupta.
Nie istnieje jedna formuła, w której można by zamknąć to pisarstwo. Na pewno w znakomitej większości opowiadań narrator wspomina odeszły w bezpowrotną przeszłość świat swego dzieciństwa i młodości: Kresy południowo-wschodnie (przede wszystkim Żółkiew, Poddębce i Lwów), choć pojawiają się też utwory, których akcja dzieje się podczas wojny w południowej Polsce oraz we Francji i w Wielkiej Brytanii. Wspominanie dokonuje się jednak w sposób nieepicki, gdyż brak mu względnie stałego dystansu do przedmiotu przedstawienia. Odległość między czasem opowiadania a czasem akcji zmienia się - raz jest duża, innym natomiast razem oba czasy prawie się na siebie nakładają. Jeśli taka oscylacja występuje w obrębie jednego utworu - a zdarza się to dosyć często - to mamy wówczas do czynienia z subiektywizacją perspektywy narracji, tak charakterystyczną dla metody artystycznej Haupta. Ale pisarzowi nie chodzi tylko o utrwalenie przeszłości. Stara się on także miniony czas zrozumieć. Łatwo zauważyć, że Haupta zajmują głównie dociekania w zakresie kwestii najistotniejszych, a niemożliwych do ostatecznego zgłębienia, takich jak miłość, śmierć, przemijanie, istota sztuki, tożsamość jednostki, sens egzystencji czy motywy postępowania. Właściwie większość opowiadanych historii staje się dla niego pretekstem do snucia rozważań natury niemalże filozoficznej, psychologicznej lub historiozoficznej. Autor Pierścienia z papieru należy bowiem do rzadkiego gatunku pisarzy myślących, którym nie wystarcza praca w języku. Oprócz pytania: jak to wyrazić? zawsze pojawiają się u niego pytania równorzędne: jaki jest świat?, dlaczego tak jest? Autor widzi poszczególne fragmenty rzeczywistości, by tak rzec, kontekstowo, tzn. stara się je pojąć, zinterpretować, angażując całą dostępną mu wiedzę, co niejednokrotnie każe wikłać narratora w gąszcz najróżnorodniejszych asocjacji, nigdy nieprzypadkowych. Nie jest to przy tym, powtórzmy, dociekanie beznamiętne - Hauptowski opowiadacz, dorosły mężczyzna, prowadzi swą narrację tak, jak gdyby zachował wrażliwość dziecka, które wszystko, co dzieje się wokół, odnosi w akcie swoistego egoizmu wyłącznie i bezpośrednio do siebie. To zapewnia opowiadaniom Haupta zaskakującą świeżość, oryginalność spojrzenia, a jednocześnie przypomina o powszechnej, choć z biegiem czasu utraconej zdolności odbierania świata.
Jak wiadomo, cechą dobrej literatury jest obracanie się w kręgu tematów uniwersalnych. Haupt potrafił to robić, angażując przy tym emocje i zmuszając czytelnika do współprzeżywania ukazywanych problemów. Lęk przed śmiercią pojmowaną jako pogrążenie się w nicości, miłość jako afekt najpiękniejszy, a zarazem pusty, gdyż pozbawiający nadziei na więź duchową z partnerką, poczucie kruchości jednostkowego istnienia, a z drugiej strony: zaduma nad nieprzewidywalnością biegu dziejów, kontemplacja różnorodności piękna natury, zachwyt nad bogactwem form życia - wszystko to autor umiał przekazać tak, jakby wyrażał postawy i wrażenia samego odbiorcy. Przejmująca do głębi jest też w prozie Haupta artykułowana wprost lub pośrednio samotność jednostki wobec świata. Narrator nie jest w stanie porozumieć się z otoczeniem, jak gdyby wszyscy ludzie, a więc i on sam, byli monadami. Wszelkie wysiłki przekroczenia własnych uwarunkowań okazują się daremne - postać główna skazana jest więc na pozostawanie w granicach samej siebie, dlatego zwykle przyjmuje postawę outsidera. W tej sytuacji jedyną pewną rzeczywistością wydaje się "ja", ale i to przekonanie zostaje w końcu zakwestionowane (w utworze Światy), tak że ostatecznie bohater opowiadań nie znajduje w otaczającym go świecie żadnego punktu oparcia. Ów dramatyzm istnienia udało się autorowi wyrazić szczególnie przekonująco.
Artyzm prozy Haupta przejawia się również na poziomie stylu. Język tych opowiadań, osobliwy, trochę niedzisiejszy, gdyż pełen barbaryzmów, galicyjskich regionalizmów i słów będących dla współczesnego czytelnika archaizmami, bez żadnej przesady można określić mianem poetyckiego, z tak bowiem nieprzeciętnie wysoką jak na utwory narracyjne częstotliwością pojawiają w nim niebanalne, a czasami nawet bardzo oryginalne epitety, przenośnie i porównania - zwłaszcza w znakomitych opisach przyrody, i to zarówno na poziomie makro-, jak i mikrokosmosu. Znać tu oko malarza. Co ciekawe, stylistyka narracji nie jest też bez wad: stosunkowo często zdarzają się pisarzowi lapsusy gramatyczne, a już stanowczo zbyt często - błędy składniowe. W tym drugim wypadku czytelnik jest gotów odnieść wrażenie, że Haupt, straciwszy kontrolę nad tokiem wypowiedzi, macha ręką na reguły syntaktyczne i podąża za biegiem myśli, gdyż te są dlań najważniejsze. A jednak uchybienia składniowe nie obniżają wartości artystycznej opowiadań, przeciwnie - potęgują ją, gdyż współbudują efekt autentyczności przekazu. Po prostu mamy tu do czynienia ze - świadomą lub nie, co zresztą nieistotne - stylizacją opowiadania na mowę żywą, w której podobne usterki są nie do uniknięcia, stanowiąc jej charakterystyczną oznakę. Wyrazistym sygnałem przyjęcia takiej strategii stylistycznej są łatwo zauważalne, a występujące w wielu utworach Haupta narratorskie zwroty do odbiorcy, skracające dystans i zacieśniające więź między opowiadającym a słuchaczem.
Tak więc Haupta warto czytać, bo i ma coś ciekawego do powiedzenia, i umie to coś pięknie wyrazić. Nie ma przy tym większego sensu przydawanie jego utworom dodatkowej, a wątpliwej wartości sentymentalnej poprzez opatrzenie ich etykietką tzw. literatury kresowej. Po pierwsze, z tego względu, że sama ta kategoria jest tyleż ogólna, co niejasna. Po drugie, dlatego, że autor Pierścienia z papieru był jak najdalszy od idealizacji Kresów - wręcz przeciwnie, stać go było zawsze, nawet u schyłku życia, na krytycyzm spojrzenia (co skądinąd jest cechą niezwykle rzadką), który sprawiał, że miał do tamtego regionu stosunek w najwyższym stopniu ambiwalentny (co notabene najlepiej widać w opowiadaniu Ogród Jezuicki). Po trzecie wreszcie, temu pisarzowi, jak rzadko któremu spośród literatów opisujących kraj lat dziecinnych, obca była idea nostalgii za bezpowrotnie utraconą ojczyzną. Już w 1937 roku stwierdził zdecydowanie: "Nie należy wracać do miejsc" (Krzemieniec). Dlaczego? Bo nie da się odzyskać minionego czasu, który zmienia i nas, i przestrzeń tak dalece, że powróciwszy do niej fizycznie, czujemy się wyobcowani. Tak naprawdę więc nie tęsknimy za okolicami, w których upłynęła nasza młodość, lecz za samą młodością. Zatem powroty możliwe są wyłącznie w pamięci, ergo: każdy staje się emigrantem, czy tego chce, czy nie. I jest to egzystencja tragiczna. Takie właśnie doświadczenie wyraża wiersz bez tytułu, zachowany w archiwum Haupta:
Czemu mi dotąd nie spocząć, ale pamiętać i myśleć
O tym, jak drży liść kaliny podolskiej i jak krople strząsa,
O tym, jak śnieg granatowy i złoty, i skrzy się różowo
Po obłej krągliźnie podgórza, a słońce to samo, to samo?
O tym, jak sieją się jego promienie i kładą na czoła?
Niepamięć i udar sprzysięgłe z czasem, z goryczą i próchnem...
Czemu mi dotąd nie spocząć, ale pamiętać i myśleć?...23
Przypisy:
+ Fragment posłowia do książki Baskijski diabeł. Opowiadania i reportaże, w której zostały zebrane wszystkie artystycznie doniosłe utwory Zygmunta Haupta i która ukaże się w tym roku nakładem Spółdzielni Wydawniczej "Czytelnik". Książka ta zawiera trzy autorskie zbiory opowiadań: Opowiadania (1946), Pierścień z papieru (1963) i Ostatni zbiór opowiadań (1972) oraz utwory rozproszone; ich teksty ustalono w oparciu o wszystkie zachowane do dziś w archiwach autografy.
1. Z. [Zdzisław] Haupt, "Schemat genealogiczny Hauptów. Stan w końcu 1977 roku", maszynopis w posiadaniu Arthura Haupta.
2. Zygmunt Haupt Papers, Department of Special Collections and University Archives Stanford University Libraries, catalog number M 356, [dalej: ZHP], box 5, folder 14.
3. Potwierdził to stryjeczny brat pisarza, Kazimierz Haupt, w liście do Aleksandra Madydy z 9 maja 2003 roku oraz syn pisarza, Arthur, w e-mailu do Aleksandra Madydy z 22 lutego 2005 roku.
4. Z. Haupt, "Jak się uczyli współcześni pisarze polscy. Odpowiedź na ankietę 'Wiadomości' ", "Wiadomości" 1949 nr 19, s. 3 (tekst poprawiony na podstawie maszynopisu w: ZHP, box 1, folder 4; box 5, folder 5; box 10, folder 1).
5. ZHP, box 11, folder 3.
6. S. Legeżyński, "Haupt cygan", "Wiadomości" 1975 nr 37, s. 4.
7. Z. Haupt, "Odpowiedź na ankietę Pracowni Słownika Współczesnych Pisarzy Polskich Instytutu Badań Literackich PAN, 8 stycznia 1967", maszynopis, Pracownia Dokumentacji Literatury XX Wieku IBL PAN, Warszawa.
8. A. Haupt, "Zygmunt Haupt (1907-1975). Szkic biograficzny", przeł. R.G. [R. Gorczyńska], [w:] Z. Haupt, Szpica. Opowiadania, warianty, szkice, Paryż 1989, s. 279. Pisownię nazwiska wymienionych ziemian poprawiam z "Łęczyńscy" na "Łączyńscy" w oparciu o relację Zdzisława Ruszkowskiego (zob. przyp. 7) i listy Amalii, Marii i Jadwigi Łączyńskich do Zygmunta Haupta (ZHP, box 2, folder 3).
9. Z. Ruszkowski, "O Zygmuncie Haupt" [!], ok. 1987, maszynopis w posiadaniu Arthura Haupta.
10. Zob. Bordan. [ps.], "Biesiady Rybałtów przed mikrofonem PR", "Dziennik Polski" 1937 nr 225, s. 7.
11. Z. Haupt, dz. cyt.
12. Oba cyt. z: Bordan., dz. cyt.
13. Mart. [ps.], "Na lwowskiej antenie", "Dziennik Polski" 1937 nr 257, s. 7.
14. Z. Haupt, "Odpowiedź na ankietę Pracowni Słownika Współczesnych Pisarzy Polskich Instytutu Badań Literackich PAN".
15. J. Majka, Brygada motorowa płk. Maczka. 10. Brygada Kawalerii 1937-1939, Rzeszów 2004, s. 194.
16. S. Maczek, Od podwody do czołga. Wspomnienia wojenne 1918-1945, Londyn 1948, s. 95.
17. ZHP, box 11, folder 3.
18. Zob. A. Madyda, Zygmunt Haupt. Życie i twórczość literacka, Toruń 1998, s. 42.
19. Pytania z bezkresu. O Zygmuncie Haupcie, [film dok.], reż. i scen. W. Maciejewski, zdj. M. Brożek, 1998.
20. R. Mossin, [Wspomnienie o Zygmuncie Haupcie], [cyt. za:] K. Rutkowski, "W stronę Haupta", "Teksty Drugie" 1991 nr 1-2, s. 114.
21. Zob. J. Smulski, "Autobiografizm jako postawa i jako strategia artystyczna. Na materiale współczesnej prozy polskiej", "Pamiętnik Literacki" 1988 z. 4.
22. A. Sandauer, "Polityka i sztuka. (Autobiografia)", [w:] tenże, Proza, Kraków 1974, s. 108; [przedr. w:] tenże, Byłem..., Warszawa 1991, s. 30-31.
23. ZHP, box 1, folder 4.
Aleksander Madyda © by "Twórczość" 2007 | |