"Ta książka odpowiada na naszą tęsknotę do światów alternatywnych i na odwieczne pytanie, czy świat byłby lepszy, gdyby był inny. Dowcipna, żywo napisana, wizyjna i baśniowa opowieść o innej wersji naszej historii przykuwa uwagę i każe się zastanowić, nad tym, czy rzeczywiście to, co widzimy wokół, jest takie oczywiste." (Olga Tokarczuk)
Źródło: Wydawnictwo Borrusia
Alternatywna historia ludzkości opowiada o dziejach społeczności zamieszkującej Naraj. Babinie-kobiety i babowie-mężczyźni są w niej równouprawnieni, wszelka forma władzy jest odrzucana jako uzurpacja, a motorem rozwoju nie jest strach (jak u Hobbesa) ani poczucie winy (jak w chrześcijaństwie), ale chęć uprzyjemnienia sobie życia przez kolejne wynalazki (m.in. instrumenty muzyczne, prezerwatywy, narkotyki, a nawet... papier toaletowy). Książka Bołdak-Janowskiej została napisana gęstym językiem, pełnym neologizmów nazywających różne aspekty narajskiego świata.
Źródło: wyborcza.pl
Książka została nominowana do Nagrody Literackiej "Nike 2010".
- Tamara Bołdak-Janowska
Rzeczy uprzyjemniające. Utopia
Borussia, Olsztyn 2009
145 x 203, 219 ss., miękka oprawa
ISBN 978-83-89233-59-2
"Gazeta Wyborcza" prezentuje książki nominowane do nagrody "Nike 2010":
Niedobra niechęć do utopii
Powieść Tamary Bołdak-Janowskiej, czyli alternatywna historia ludzkości
Utopia nie jest gatunkiem dobrze zakorzenionym w literaturze polskiej. Czyżbyśmy nie lubili marzyć o lepszym świecie? Tamara Bołdak-Janowska - pisarka, która nie króluje na listach bestsellerów, ale jest dobrze znana wtajemniczonym - podjęła rękawicę i w Rzeczach uprzyjemniających opowiedziała alternatywną historię ludzkości. Zgodnie z regułami gatunku przedstawiła kompletne urządzenie innego świata, obejmujące wszystkie dziedziny życia (od polityki i religii po seks i umieranie), a przede wszystkim wymyśliła dla niego zabawny język. Historia Naraju - tak nazywa się miejsce, o którym opowiada - zaczyna się od wynalezienia papieru, na którym mieszkańcy utrwalają własną historię. Język, którym się posługujemy, mówi nie tylko o świecie, ale przede wszystkim o tym, kim jesteśmy.
Naraje nie wierzą w Boga, ale w Bozie, nie mają historii, tylko ahistorię, nie znają pojęcia zła. Nie są narodem i nie tworzą państwa. Są społecznością wolnych ludzi. "Pamiętacie? Pewnego dnia, dawno temu, nieważne, czy w niedzielę, czy w środę, zebraliśmy się w pewnym miejscu na wschód od zachodu, nie będąc plemieniem; wywodzimy się z różnych plemion."
Jeśli przetłumaczyć ich światopogląd na język współczesnych pojęć, są panteistami (boskość przenika wszystko), ekologami (człowiek, rośliny, zwierzęta są częścią jednego ekosystemu), feministami (Babinie - kobiety odgrywają w ich społeczności równie ważną rolę jak Babowie - mężczyźni). Ich wspólnotę spaja dążenie do przyjemności - lubią seks, którego celem nie jest prokreacja. Nieszczęśliwym dają prawo do eutanazji. Ich główne zajęcie stanowi wynalazczość, jednak nie technokratyczna. Nie wierzą w wynalazki jako motor abstrakcyjnego postępu cywilizacyjnego i moralnego (jak było w scjentystycznych utopiach XIX-wiecznych), ale jako sposób na uprzyjemnienie sobie życia.
Naraj jest społecznością zbudowaną na antropologii radykalnie odmiennej od tej, która zwyciężyła w świecie Zachodu. W jej myśl człowiek nie jest grzeszny, a zło to wymysł tych, którzy w imię politycznego ideału państwa ziemskiego (broniącego ludzi przed nimi samymi) i religijnych ideałów państwa boskiego (dającego zbawienie i wieczne życie) dążą do zdobycia władzy. Historia Narajów załamuje się wraz z przybyciem misjonarek usiłujących narzucić im chrześcijaństwo. "Jeśli mówisz, że trzeba dźwigać swój ciężki krzyż, to chcesz mi dostarczyć cierpienia z pozycji władzy, bo jeśli wykładasz o Bogu, a mówisz jak władca, albo mówi to władca, to (...) władca uprzedza cierpienie, i ty zadasz to samo, jeśli tylko się we władcę wpatrzysz, urzeczywistnisz jego zamiar zadawania cierpienia, bo to, które raz zadasz, zadawać ciągle będziesz."
Anarchistyczno-lewicowa utopia? Z pewnością. A do tego bardzo przekonująco opowiedziana.
Rozmowa z Tamarą Bołdak-Janowską:
Juliusz Kurkiewicz: Utopia to literacki gatunek żywotny w świecie anglosaskim, a w Polsce niemal nieobecny. Dlaczego nie lubimy utopii?
Tamara Bołdak-Janowska: Jej obecność jest obecnością rozważań o szczęściu doczesnym w stabilnym państwie. My długo nie byliśmy takim państwem, utopię zastępowały nam dążenie do jego odzyskania, walka o niepodległość, powstania. A potem żyliśmy przez pół wieku wewnątrz komunistycznej utopii, przez którą nabawiliśmy się wstrętu do utopii w ogóle.
JK: Powinniśmy się bać utopii czy ich braku?
- Ich braku, bo jest on brakiem ostrzeżeń o systemie, w którym żyjemy. Powoduje, że system zbyt łatwo wyradza się w realną utopię, w której wszyscy się męczą lub - przynajmniej - męczą się ludzie wykluczeni.
JK: Chciałaby pani żyć w Naraju?
- Tak, bo to miejsce, gdzie każdy może być doceniony i każdy jest wolnomyślicielem, dzieci i starcy nie zostają postawieni poza nawiasem, trwa pomiędzy nimi dialog. Kobieta jest dobrze traktowana, a więc nie przekształca się w nieszczęśliwą jędzę. I najważniejsza sprawa - nikt nikomu nie tłumi radości życia.
JK: Mówiąc o ideale życia społecznego, mówimy zazwyczaj o wolności, równości, sprawiedliwości. Dlaczego dla pani tak ważna jest ta radość życia?
- Bo nikt nie wypędził ze sfery stereotypów i przesądów fatalnej dla kobiety maksymy Seneki Młodszego: pati natae [(kobiety są) zrodzone, aby cierpieć]. Wojuję z Seneką o prawo do mojej żeńskiej radości życia. Przez wieki jej tępienie obowiązywało w chrześcijaństwie. Żona była własnością męża ze wszystkimi tego konsekwencjami, była bita, pouczana. I dziś mamy z tym do czynienia. Precz z Seneką Młodszym!
JK: Chciała pani napisać książkę antychrześcijańską?
- Moja utopia nie jest antychrześcijańska. Chciałam pokazać wczesne zderzenie mitologii słowiańskiej z chrześcijańską i rozdwojenie, w którym tkwimy do dziś. Pozostaliśmy poganami używającymi chrześcijańskiego słownictwa. Przede wszystkim jednak jest to zderzenie duchowości kobiecej z duchowością chrześcijańską, która pierwotnie miała przecież potencjał emancypacyjny, dysponowała idealnym mężczyzną Jezusem, który obywał się bez przemocy. Obecnie każde z wyznań chrześcijańskich, nie tylko katolicyzm, zapomina o tym idealnym mężczyźnie. Zbyt często szczęście kapłanów nie jest szczęściem wyznawców. Nieszczęściem wyznawców jest utopia: religia jako państwo. Taka religia-państwo wtrąca się w państwo świeckie z pozycji autorytetu boskiego, bez możliwości dyskusji i zwykle sięga po prawo świeckie, kierując je w stronę represji, najczęściej wobec kobiet.
JK: Jeśli nie chrześcijaństwo, to co?
- Podoba mi się system Sokratesa, który pozwalał żonie Ksantypie na publiczne obijanie go poduszką. Mawiał: "Jeśli wytrzymam moją Ksantypę, to wytrzymam wszystko". Kobiety z mojej utopii to Ksantypy, tylko bez tych poduszek.
JK: Co powiedzieliby Naraje, gdyby znaleźli się w dzisiejszej Polsce?
- Może wykrzykiwaliby tytuł jednej z moich książek: "Tfu! Z ludźmi!". Niezupełnie tu żartuję. Nie widzę lepszego zawołania. Narajki byłyby wstrząśnięte. Musiałyby stać się, jak to określiła Dubravka Ugrešić, milczące i przystosowane.
Źródło: Autor: Juliusz Kurkiewicz - wyborcza.pl - 8 czerwca 2010