[Marian Grześczak, Snutki. Czytelnik, Warszawa 2006, ss. 64.]
Marian Grześczak nie należy do tych, którzy mają niezdrowe ambicje przypominania się co roku nowym tomikiem. Notabene jego ostatnia publikacja zwarta (Baran na złotej morwie, 2004) była, ściśle rzecz biorąc, wyborem utworów, dziełem retrospektywnym. Dlatego na świeży, premierowy autorski zbiór kazał swoim sympatykom czekać prawie trzy lata. Czekanie się opłaciło, bowiem nowo zrodzone "dziecię" Mistrza, czyli Snutki, to prawdziwa książka poetycka, a nie - jak nagminnie bywa - zaledwie zbiorek wierszy. Mamy zatem do czynienia z wyjątkową całością, jaką autor obmyślił na modłę rozbudowanej atonalnej suity lub dodekafonicznej symfonii. Rozpoczyna ją Milczenie wiatru, a kończy Milczenie milczenia. Później motywy związane z szeroko pojętą Naturą (zjawiska atmosferyczne, minerały, rośliny, zwierzęta, krajobrazy) układają się w określony ciąg tematyczny, jakby podskórnie nurtujący przez gros wierszy. Te zaś zdają się tworzyć specyficzny cykl, w którym miejsce poszczególnych, autonomicznych części zostało dokładnie zdeterminowane przez zamysł wyjściowy. Krótko mówiąc, minimum przypadku, maksimum premedytacji. Szczerze przyznaję, że dawno już nie miałem do czynienia z tomem poezji tak przemyślnie skomponowanym w artystyczny monolit. I wbrew pozorom wcale temu nie przeczy ewidentne zróżnicowanie formalne samodzielnych jednostek układu (miniatur, piosenek czy typowych przykładów vers libre'u).
Jeśli natomiast chodzi o wspomnianą już świeżość, gwoli ścisłości należy dodać, że Snutki zawierają dwa dawne, pochodzące z poprzednich edycji wiersze: Naimek z dziwobągiem i Snutkę mojego śpiewania. Snadź poeta uznał był, że w kontekście "reszty" są one konieczne, a ja tego bynajmniej nie zamierzam podważać.
1.
Nie bez kozery nazywam Mariana Grześczaka Mistrzem. Abstrahując od jego pokaźnego dorobku literackiego, od jego pozycji na rodzimym Parnasie, od jego rzeczywistego wkładu do polskiego piśmiennictwa, muszę podkreślić, że maestria autora Lumpenezji to umiejętność tworzenia dzieł wysublimowanych, wyjątkowych, wybitnych. Uciekając się do muzycznych porównań, można by powiedzieć, że Marian Grześczak niczym sławny Maestro (kompozytor, wirtuoz, dyrygent w jednej osobie) serwuje słuchaczom swoiste uczty słowno-muzyczne. Jako kompozytor obmyśla całokształt dzieła, jako wirtuoz nadaje mu wystrój ostateczny, jako dyrygent ukierunkowuje przeżycia, emocje, refleksje czytelników. Słusznie zatem krytycy zwracają uwagę na niezwykłą muzyczność jego liryki, zgodnie podziwiając wielką wrażliwość poety na fonetyczne walory języka. Maestro jest wprawdzie artystą słowa, ale z pasją wciela się w rolę twórcy struktur quasi-muzycznych. Takie ultrapoetyckie podejście do pisania sygnalizuje również sama nazwa "snutka". Oto bowiem ten neologizm kojarzy się bezpośrednio ze słówkiem "nutka", oznaczającym przecież element partytury. Śpieszę dodać, że korelacje etymologiczne są tylko jednym z wielu możliwych tropów interpretacyjnych, o czym przekonamy się później.
Warto od razu zauważyć jeszcze jeden aspekt maestrii Grześczaka, będący logiczną konsekwencją przyjętych założeń programowych. Otóż arcyważnym rezultatem naszkicowanego przed chwilą stosunku do muzyczności słów i zdań jest to, że udało mu się wypracować własny, odrębny, prima facie rozpoznawalny język poetycki. Coś na wzór indywidualnego leksykonu autorskiego. A jest to przywilej wybrańców Sztuki, największych mistrzów. Najwyraźniej Marian Grześczak urodził się pod mocno jaśniejącą, wyrazistą, szczęśliwą gwiazdą. Los obdarzył go silnym temperamentem nowatora, odkrywcy, burzyciela i budowniczego zarazem. Właśnie tacy jak on świadomie obalają zastane kanony estetyczne, zastępując je pomysłami niekiedy z całkiem innej bajki (exemplum: antysztuka, która zdyskredytowała sztukę). Przy czym nie twierdzę, że Grześczak lansuje antypoezję, ja tylko odsłaniam meritum kontestacji.
Paradoksalnie - nowatorska, na wskroś oryginalna twórczość autora Wyjścia z pozorów jest głęboko zakorzeniona w tradycji.
2.
Dokładna lektura omawianej książki pozwala wyłowić nie tylko jawne zbieżności tej poezji z dokonaniami jej ojców duchowych (Peiper, Przyboś, Brzękowski), ale również powinowactwa ukryte, nieoczywiste, domyślne. Bezspornym faktem jest sukcesywne wyzwalanie się autora spod wpływów awangardy krakowskiej, odchodzenie od fascynacji urbanistycznych (hasło: "miasto, masa, maszyna") na rzecz powracającej refleksji nad stykiem cywilizacji z Naturą. Sporo wierszy (np. Milczenie wiatru, Snutka o trawołąkach, Snutka o jabłonce, Naimek o bąku, Snutka mojego śpiewania) potwierdza ten proces, tę ewolucję tematyczną. Niemniej echa programu, sformułowanego przez trzech wymienionych awangardzistów, są wciąż słyszalne w poezji Grześczaka, głównie od strony formalnej (poszukiwania nowego języka, liczne katachrezy, prymat konstrukcji intelektualnej nad emocjonalną prostolinijnością). Kolejnym niewątpliwym faktem jest flirt autora Gęstego światła z futurystami (Stanisław Młodożeniec, Anatol Stern, Aleksander Wat), o czym niemal ostentacyjnie przypomina Naimek z dziwobągiem:
[...]
Co i i co
mam ptaków
uczyć futu futu
ryzmu
Same potrafią
Sowa wat posapuje
Dzięcioł stern podziobuje
Młodożeńczyk leci niebem
obsypuje głodnym chlebem
[...]
Czy poeta ma uczyć futuryzmy jego popularnych reprezentantów? Żartobliwe, przewrotne, ale znamienne pytanie. Wszak świadczy o potencjalnych ambicjach pytającego. A miałby się czym popisać także na tym polu uwielbiający radosne słowogry twórca "naimków" i "dziwobągów". Z futuryzmem łączy go nie tylko bunt przeciw ograniczeniom syntaktycznym, ale też wyraźna afirmacja "słów na wolności" (Marinetti).
Na ewentualne powiązania z awangardowymi pomysłami autora Les mamelles de Tiresias tym razem naprowadza niewinne pytanie ze Snutki o moim ojcu:
[...]
Ojciec próbuje księżyca
Słony - otarł wargi wierzchem dłoni
przestrzelonej pod Verdun
Może był to pocisk z karabinu Apollinaire'a?
[...]
Może to przypadek, a może mimowolna wskazówka? Biorąc pod uwagę rozbuchaną wyobraźnię i śmiałe zapędy słowotwórcze Mariana Grześczaka, chyba nie do końca bezzasadnie próbuję tutaj wietrzyć jakieś ślady inspiracji. Tym bardziej że przykłady poezji konkretnej Mistrza przypominają w pewnej mierze zapisy graficzne z Kaligramów Apollinaire'a. Na szczęście w Snutkach daremnie byłoby szukać pozostałości tego już wyeksploatowanego nurtu poezji eksperymentalnej.
Niezwykła inwencja poety, rezydującego w Casteldentoso (tak on sam określa Ząbki pod Warszawą), wyraża się również - a może przede wszystkim? - w dziedzinie słowotwórstwa. Liczne i rozmaite, bardziej lub mniej dowcipne, tego przykłady mieści omawiany tom (vide: Snutka o nabożeństwie majowym, Gęgonia C-dur, Mazowiecka, Dziwobąg mądrów, Snutka o powązku). W tym zakresie jego autor jawi się jako utalentowany i ukierunkowany uczeń Bolesława Leśmiana. Z niezapomnianym twórcą Sadu rozstajnego łączą go ponadto elementy surrealistyczne.
Czymś oczywistym jest też podobieństwo lingwistyczne eksperymentów Grześczaka do niektórych odważnych i ważnych pomysłów Mirona Białoszewskiego. Błyskotliwe igraszki słowem, namiętne mutowanie wyrazów, spontaniczne, niczym nie skrępowane składanie rymów (POZORNIE jak leci) - to czysto zewnętrzne punkty wspólne ich poetyk. Analogie są tak uderzające, że wybrane zapisy jednego mogłyby z powodzeniem uchodzić za wyszłe spod pióra drugiego - et vice versa. Oto drobiazg: Naimek generała:
Wojna.
Jaka wojna?
Wojnosele.
Przecież ta miniatura miałaby się doskonale pośród późnych, lapidarnych, prześmiewczych "zanotów" Białoszewskiego. Pomijając te formalne podobieństwa, warto by także przeanalizować zbieżności programowe (np. koncentrację na strukturze fonetyczno-semantycznej słów, na związkach frazeologicznych, na słowotwórczych prawidłach). Granice tego tekstu nie pozwalają na rozwinięcie tej kwestii.
Marian Grześczak czerpie inspiracje z wszelkich dostępnych źródeł, począwszy od pisarskiej oferty poprzedników czy współczesnych, na liturgii skończywszy. Ciekawe, acz drobne tego przykłady znajdujemy w Dziwobągu przydrożnym. Oto dwuwers "Już go nie ma już go nie / Ani nawet odzienie" faktycznie okazuje się parafrazą fragmentu (pierwotnej wersji) pieśni wielkopostnej "Chrystus zmartwychwstan jest". Przysłowiową kropką nad i stanowi tutaj dobrze znana formuła fiat voluntus tua, w roli ironicznej pointy. Nie mniej kreatywnie do tworzywa poetyckiego podchodził wymieniany już właściciel Mironczarni.
3.
W Snutkach autor serwuje nam wymyślone przez siebie nowe gatunki poetyckie, takie jak naimki, gęgonie, dziwobągi oraz przede wszystkim snutki. Jak już wcześniej zauważyłem, tytuł książki generuje skojarzenia muzyczne, co jednak nie wyczerpuje wariantów egzegetycznych. Zgodnie z postulatami awangardy krakowskiej polisemia jest atutem zasadniczym. W wierszu Snutka mojej siostry Urszulki spotykamy napomknienie o "wysnuwaniu snutki". Sugeruje ono, iż neologizm "snutka" pochodzi od czasowników snuć, wysnuć, wysnuwać. Dobitne tego potwierdzenie przynosi Dosnutka goetheańska, czyli znakomita miniatura o człowieczym losie. Dalej - może dlatego, że cierpię na pesymizm, mnie osobiście tytuł Snutki kojarzy się ze smutkiem w liczbie mnogiej. O tym, że nie jest to chybiony trop, przekonują snutki poświęcone pamięci rodziców poety, pisarza Borysa Pasternaka, ks. Jana Twardowskiego czy dajmy na to przejmująca, minorowa, pesymistyczna Snutka o powązku. Niewykluczone, że jedna z odmian snutki to forma pośrednia między trenem a elegią, rzecz jasna, w wydaniu progresywnym. Zatem wieloznaczność tytułu została zweryfikowana.
Maestro, jakby na potwierdzenie swojego mistrzostwa, zawarł w Snutkach projekt poezji absolutnej. W jego ujęciu wiersz to rodzaj utworu muzycznego, w którym znaczenie słów powinno być podporządkowane ich walorom brzmieniowym, samoistnym, stricte artystycznym. Wyrafinowanych zamysłów poety nie mogą ograniczać ani krępować żadne konwencjonalne reguły komunikacji werbalnej - semantyka, gramatyka, logika etc. Dlatego Marian Grześczak zaliczany jest do grona twórców, którzy nie piszą tak, jak pisać należy (czyli wedle norm literackiej polszczyzny), ale tak jak się mówi i jak się myśli. Stąd anakoluty, aliteracje, nowe słówka, kolokwializmy, przeróbki obiegowych powiedzonek (np. o mądrym, który idzie na flądry). Ma to coś wspólnego nie tylko z koncepcją zapisu automatycznego nadrealistów, ale też z postulatem "wyobraźni wyzwolonej" Jana Brzękowskiego. Dokładniej rzecz ujmując, liberalne podejście Grześczaka do procesu kreacji zbliża się bardziej właśnie do stanowiska Brzękowskiego. O ile bowiem francuscy surrealiści, przynajmniej teoretycznie, honorowali wyłącznie pełny automatyzm, o tyle Polak mówił o wyobraźni częściowo organizowanej i kontrolowanej przez intelekt. Wierność temu założeniu bez trudu można dostrzec w Snutkach.
Proponuję przyjrzeć się w całości przynajmniej jednemu tekstowi, będącemu ucieleśnieniem owej poezji absolutnej. Wybrałem Dziwobąga mądrów, ponieważ zauroczył mnie swoim wdziękiem. Ponadto skrzy się od aluzji do biografii i spuścizny Witolda Gombrowicza. (Można tedy prześledzić, w jaki sposób sztuka innych stymuluje inwencję Mistrza). Niemniej głównym powodem jest reprezentatywność cytowanego wiersza. Ironia i humor, humor i ironia - są tymi znamiennymi rymami, na które chciałem zwrócić szczególną uwagę.
My jesteśmy głodne mądry
Pojedliśmy tłuste flądry
Jedna jeszcze na dnie krąży
Pewnie na stół już nie zdąży
Gąbr
Gdy napchamy się rozumem
Popijemy gorzkim rumem
Naśmiejemy się do syta
Mrugnie nieba okowita
Gąbrowita
Gdy zlegniemy sytobrzuche
W błoto po ulewach suche
Proch nam przyozdobi skórę
I zamieni w pornogórę
Gąbr
Kisła płynie po gąbrynie
Jeszcze nie jeszcze nie zginie
Jeszcze Polska argenturka w Argentynie
My jesteśmy mądry z toni
I czekamy aż zadzwoni
Ferdydurka
Wybrałem ten utwór również dlatego, że dodatkowo reprezentuje jakby nową tendencję w poezji Grześczaka. Mianowicie - pozorne uklasycznienie, niezobowiązujący powrót do regularnego rytmu i rymów. Sądzę, że chce w ten sposób spotęgować muzyczność swej liryki. Próbował takich zabiegów już wcześniej, ale dopiero teraz sprawiają one wrażenie programowej metody. Może w jego następnym tomie znajdzie się więcej typowo stroficznych klejnotów?
Tak realizowana poezja absolutna zbliża autora Kwartału wierszy do poezji czystej Stefana Mallarmégo. Może tam należałoby szukać jej pierwoźródła? Jak wiadomo, dla francuskiego symbolisty poezja czysta miała być ABSOLUTEM, w którym słowa - wyzwolone od przyziemnej funkcjonalności - stają się jedyną rzeczywistością tej dziedziny życia. Poemat to niemal utwór muzyczny, symfonia słów, odpowiednio dobranych według brzmień - poza wszelkimi trywialnymi ich znaczeniami. W dużym stopniu podobnie, przypuszczam, postrzega istotę mowy wiązanej sam Grześczak. Od Mallarmégo różni go bardziej awangardowe, swobodne, może futurystyczne podejście do wszelkich mutacji językowych (słowotwórstwo, składnia, wersyfikacja). Nasz "oracz orator" z wielkim upodobaniem, z rozmachem, możliwe, że nawet z nonszalancją tworzy nowe wyrazy. Oto przykładowa ilustracja tego, co w tym zakresie "wyorał": młynić, modliwka, najdolniejszy, najmieniejszy, namięcik, pomężna, popiczkiwać, potajemniać, sępolot, suczydło, sypina, świwirgot, tęczosłów, ubrzęczać, ugrzeszeni, uptakany, wybąglać się, zagrzmotnięcie, zasłowić, zdradzanka, ziemnia. Oprócz tego łamie prawidła deklinacyjne (vide: Brzeg do powrotu). Stosuje tzw. klisze, które nierzadko przeobraża w odkrywcze sformułowania (np. "jak łąką sięgnąć").
4.
Sygnalizowałem już zjawisko odchodzenia Mariana Grześczaka od początkowej fascynacji urbanizmem - na rzecz bacznego przyglądania się cywilizacyjnej ekspansji kosztem Przyrody. W kolejnych dziesięcioleciach wzmaga się niepokój moralny poety, młodzieńczy optymizm ustępuje dojrzałemu niepokojowi. Przyczyn tego procesu należy upatrywać we wzmagającym się poczuciu przemijania i uśmiechającej się niedaleko śmierci. Pełnię podobnych nastrojów przyniósł poprzedni tom Atena strząsająca oliwki (2003). Najnowsze Snutki są jakby następnym, ważnym etapem na drodze do ostatecznych ustaleń i odkryć.
Po pierwsze mam tutaj na myśli zwrot w stronę Natury. Od paru dekad autor poświęca więcej uwagi związkom łączącym nas z minerałami, roślinami i zwierzętami. Dla obserwatora i badacza jest to wielce obiecujący teren zetknięcia cywilizacji z przyrodą, pełen dramaturgii, niepokojących procesów, tragicznych historii. Sama przyroda także staje się przedmiotem zainteresowania, zabiegów poznawczych i twórczych, wręcz zauroczenia poety. Tom Snutki roztacza przed czytelnikiem całą panoramę oddziaływań przyrody na uczucia, wyobrażenia, myśli, samopoczucie artysty. Opisując podpatrywane środowisko naturalne, poeta dokonuje daleko idącej jego antropomorfizacji. Przyjmuje nietypowe punkty widzenia, nawet wciela się w postać demiurga. Kreuje zupełnie nową, niejako międzysferyczną, wykoncypowaną rzeczywistość. Oto Naimek o bąku jako mała egzemplifikacja:
Nie ubrzęczaj mnie
Brzęczy pszczoła bąkowi
Na ucho
Bąk odbąkuje:
Bąkam głucho
Czy za głucho?
Po drugie mam tutaj na względzie wyraźny zwrot ku metafizyce. Jest on widoczny przede wszystkim w podejmowaniu tematów religijnych, głównie judeochrześcijańskich. Dotyczy to również ukazywania określonych motywów (np. krzywdy społecznej, cierpienia, choroby, śmierci) w odniesieniu do prawd metafizycznych i dogmatów wiary. Oczywiście, zawsze można powiedzieć, że odkurzanie starych toposów biblijnych o niczym nie świadczy, nie jest przejawem fermentu duchowego, nie wyraża głębszego zaangażowania formacyjnego. Często tak bywa. Wydaje się, że Snutka o nabożeństwie majowym, Snutka o trzech diabołach, Dziwobąg przydrożny, Snutka z księdzem Twardowskim, Snutka nadhalańska, Westchnienie oślicy z Betanii - to szereg potwierdzający takie właśnie odczytanie intencji autora. Ewidentnym tego przykładem jest Snutka z piasku, dedykowana profesor Marii Janion. Kompozycja została tak skonstruowana, by zakląć w słowo tajemnicę ziemskiego pielgrzymowania - optymistyczną w świetle chrześcijańskiej eschatologii. Aż tyle i zaledwie tyle. Z kolei Snutka o powązku może być zinterpretowana w duchu osobistej niewiary!
Jednak gdyby uwzględnić aspekt ilościowy (tzn. częstotliwość prób), można by zmienić kierunek domysłów. W związku z tym byłbym skłonny przyznać rację Nietzschemu, gdy twierdził, że "Artysta wybiera swoje tematy: jest to jego sposób pochwały". Tak należałoby więc zinterpretować inny ciąg liryków, począwszy od Snutki o trawołąkach, a na Snutce tyberiadzkiej skończywszy. Wszelako o ile Snutka o trawołąkach (jako swoista korespondencja ze słynnym Hymnem o miłości z Pierwszego listu do Koryntian) to prawdopodobnie przejaw gry artystycznej, o tyle Snutka o jabłonce już na serio daje do myślenia. Na przykład taki fragment:
Niemała pogoda prószy się na moje plecy
Co one udźwignąć mogą tylko wie jabłonka
Bo ona mnie strzegła na drodze ku tajemnicy
To Duch Święty powiedział mi - nie mów
nikomu i nic z tego co nas potajemnia
Nasza wiara rosła ukryta
Drążyły się rozpastne katakumby
Szukałem współwyznawców pod całym Ogrodem
A kiedy nie znajdowałem rosy
Duch mi powtarzał: jabłonka jabłonka
Jabłoń, jabłonka, rosa, ogród, tęcza - to przecież symbole o dobrze znanej proweniencji. Czy jest to wyznanie poety, czy znowu artystowski popis, musimy już samodzielnie rozstrzygnąć, ponosząc ryzyko pomyłki. Właściwie to samo tyczy się impresyjnej Snutki tyberiadzkiej. Wszak może być ona wyimaginowanym opisem dramatycznego spotkania z Aniołem albo też obiektywizacją przeżyć zmęczonego pływaka. Podmiot liryczny konstatuje: "Kiedy ocknąłem się w łodzi / Nie było już nikogo / Obok mnie czekały / Dwa niebieskie wiosła". Sen? Niecodzienna przygoda? A może przypowieść? Z pewnością jest to aluzja do Jezusa kroczącego po falach jeziora Genezaret, ale czy kryje się w tym jakaś znacząca podpowiedź... Kolor wioseł też może coś sugerować...
Wydaje mi się, że jeśli Marian Grześczak podchodzi do jakiegoś tematu bez jawnego dystansu, bez ironii, bez parodystycznego nastawienia, to jest w tym coś na rzeczy, to po prostu COŚ ZNACZY. Jedno jest w tym wszystkim bezdyskusyjne: coraz bogatsza w odniesienia judaistyczne i katolickie poezja autora Nieba jaskółek staje się ważkim zaprzeczeniem smutnej uwagi Czesława Miłosza o postępującej "erozji wyobraźni religijnej" w kulturze współczesnej.
5.
Zawartość treściowa tomu Snutki jest niezwykle bogata, urozmaicona, niewolna od intrygujących sprzeczności wewnętrznych. Rzecz jasna, dodaje to tylko ciężaru gatunkowego książce. Dla zwolenników alternatywnych opcji światopoglądowych będzie ona równie ciekawa. Obfitość motywów, wątków, spostrzeżeń i skojarzeń to szansa na powodzenie. Z tego błogosławieństwa dostatku koniecznie wypadałoby jeszcze wyeksponować co najmniej jedną sprawę: charakter rozliczeniowy zbiorku.
W Snutkach Marian Grześczak dokonuje kolejnych (bo czynił to już wcześniej) rozliczeń z narodową historią i powojenną polityką. Zawsze echa II wojny światowej - tudzież innych dziejowych kataklizmów - wyraziście dochodziły do głosu w twórczości poety. Jednak obecnie Holocaust i polska martyrologia pojawiają się w niej o wiele częściej. Szczególnie dotyczy to deprymującej, XX-wiecznej historii narodu wybranego. W wierszu Biało zakwitł zeschły jawor na Pawiaku poeta przypomina wspólnotę losu Żydów i Polaków, prześladowanych i zgładzonych przez ten sam bestialski system. W równie poruszającym zapisie Siostra z Treblinki, kadysz oraz w Snutce znad Jordanu akcenty semickie wzięły górę nad wszelkimi innymi, dostępując prawa wyłączności. Najważniejszym rekwizytem o symbolicznej wymowie jest tutaj macewa, czyli żydowski kamień nagrobny (epitafijny) w kształcie pionowej płyty. Ponadto wielu starotestamentowych pierwiastków można by się doszukać w innych poezjach autora Antologii izraelskiej. Wszystko to świadczy o pielęgnowaniu historycznej pamięci, a także o nieskrywanej sympatii dla narodu spod znaku Dawida. Należy się spodziewać, że ten kierunek literackiej "orki" Grześczaka nie tylko utrzyma się, ale zapewne ulegnie pogłębieniu.
W kilku osobnych tekstach pojawiają się odważne refleksje polityczne. Chodzi przede wszystkim o satyryczną Piosenkę głupiów, w której autor ostro krytykuje naszą chorą demokrację ("Na ojczyźnie / Orlej bliźnie / Rak / Tak! Tak!"). Obywatelskiej troski o dalszy byt państwowy można się dopatrzyć w następującym fragmencie:
Na gałązku
Zeschły listek
Listek
Rzeczypospolistek
Kat
Tak! Tak!
Pointa wieje grozą (egzekucja!) jako przymówka do znanych konsekwencji szlacheckiej złotej wolności. Po lekturze tej piosenki właściwie dochodzi się do wniosku, że Polacy to niezbyt mądre społeczeństwo. W takim przekonaniu utwierdza jakże aktualna Snutka z Norwida, w której projektodawca poezji absolutnej nie szczędzi rodakom sarkazmu. Zaprezentowana wizja naszego kraju, delikatnie mówiąc, nie napawa optymizmem:
[...]
W kątku drzwi uchylonym
Uśmiechnięta jutrznia i bandyta
Rzecz Cyprianie tylko rzecz
Niedbale zbita tępa i pospolita
Jak wiadomo, twórca PROMETHIDIONA poświęcił wiele energii i zdrowia na wyszydzanie narodowych przywar, co nie przysporzyło mu ani sympatii wpływowych kręgów, ani wiernych przyjaciół, ani spokojnych snów. Dzisiaj zaś - obok Frycza Modrzewskiego, Skargi, Staszica, Konarskiego czy Kołłątaja - uchodzi za jednego z najbardziej dalekowzrocznych synów ojczyzny. Nic dziwnego, że Grześczak akurat tego wieszcza obrał sobie za patrona swoich prospołecznych interwencji.
Uważam, że odważne imanie się tych odwiecznych problemów, pośród "owego ludu krzywego", jest przejawem autentycznego patriotyzmu. W dobie kosmopolityzmu, jaki zdominował najbardziej opiniotwórcze elity, jaki święci tryumfy w ekskluzywnych salonach zjednoczonej Europy, jaki stał się niemal wymogiem politycznej poprawności, postawa patriotyczna (złośliwie pomawiana o ukryte motywacje nacjonalistyczne) jest ze wszech miar zdrowym odruchem. Przejawem niezależnego myślenia i właściwego stosunku do historii: "Bo ziemia wojnę pamięta / Jako spichlerz pełen śmierci". A dzieje narodu to przecież kwestia pamięci, przechowywania pamiątek przeszłości. "Poeta pamięta" - zapewniał i ostrzegał kiedyś autor Zniewolonego umysłu. I bardzo dobrze, tak powinno być zawsze. Skoro "ziemia [...] zaraz zapomina / I po chwili znowu otwiera drzwi / I obdarza", to chociaż człowiek winien pamiętać swoje klęski i szaleństwa, żeby rozbiory, okupacje, holocaust znów się nie powtórzyły. Albowiem "Tak się kończy / Jak się zaczyna". Przed laty, broniąc swojej prawdy, zdeterminowany poeta z Casteldentoso buńczucznie uprzedzał: "Jeśli nie możecie mnie zrozumieć musicie mnie zabić" (Byłem i ja).
6.
Całego bogactwa pomysłów, myśli, nawiązań i odwołań, reinterpretacji wiekowych toposów ze zbioru Snutki nie sposób przeanalizować i omówić w krótkim szkicu. Toteż pominąłem tutaj niemało wierszy, które skądinąd prosiły się o uwzględnienie.
W obszar nowej wrażliwości estetycznej Maestro wprowadził nie tylko neologizmy czy wymyślne neosemantyzmy, ale także składniowe hybrydy i deklinacyjne wynaturzenia, a nawet oddzielne, dźwiękonaśladowcze sylaby. W poszczególnych realizacjach zachował ogólne wrażenie swobody, radosnej zabawy, lekkości pióra. Już starożytni mawiali: Ars est celare artem (sztuką jest ukryć sztukę). Powszechnie wiadomo, że prawdziwy kunszt polega na umiejętności stworzenia pozorów prostoty i wprawy. Moim zdaniem to właśnie spełniło się w Snutkach.
Stanisław Chyczyński © by "Twórczość" 2006 | |