Józef Czapski - legendarny kurier katyński, autor Wspomnień starobielskich i relacji z poszukiwań oficerów katyńskich w stalinowskiej Rosji Na nieludzkiej ziemi, także wybitny malarz - często wracał w swych pismach do spraw wojny i jej totalitarnego dziedzictwa. W wydanym niedawno zbiorze jego pomniejszych szkiców i artykułów Rozproszone, opracowanym przez Pawła Kądzielę, znajdziemy wiele cennych wspomnień, obserwacji, uwag o czasach wojny, coraz bardziej odchodzących w przeszłość, coraz mniej znanych, zapominanych, a nawet zniekształcanych.
Czapski wraca do sytuacji, które sam przeżył, sytuacji symbolicznych dla jego pokolenia i historii zeszłego wieku. Nie są to tylko wspomnienia, świadectwo przywiązania do minionego czasu, lecz namysł nad kwestią tożsamości Europy, nie zakończonego, jak się okazuje, rozrachunku jej narodów z przeszłością. Te doświadczenia, powodujące do dziś wewnętrzne pęknięcia między narodami Europy, są obecnie często usuwane lub tłumione w imię propagowanej jedności. Czapski przypomina więc, jak było, choćby pamięć ta była niewygodna. Przeszłość sama ożywa. W szkicu Jeśli zapomnę o nich... musi powrócić myślami do Starobielska pod wpływem aktualnej wiadomości: "Zaduszki w Starobielsku - dwa wątłe płomyki w Dzień Zaduszny 1977 roku zapalone przez Polaka, pracującego przy budowie rurociągu, o parę kilometrów zaledwie od miejsca naszego w 1939 i 1940 roku uwięzienia, te świeczki usadzone wśród wyrw piaszczystych i dołów krzakami porośniętych na skraju lasu sosnowego, są zastanawiające. [...] Polak, który te świeczki zapalił, miał się dowiedzieć na miejscu od starego człowieka, Ukraińca [...], że tu na tych nieużytkach zamordowano i zakopano sześć tysięcy oficerów polskich. Polak opowiadał dalej, że uczynił to samorzutnie i nie ukrywając się bynajmniej, bo taki w Polsce panuje obyczaj, zapalać światła na grobach w Dzień Zaduszny. Więc Starobielszczanie na śmierć skazani, wywożeni stamtąd, mieliby być na powrót pod Starobielsk przywiezieni na śmierć? Czy odkryty został nowy Katyń?"
Zbrodnia nie wyjaśniona do końca wraca również jako wyrzut sumienia zbiorowej pamięci. Sprawa Katynia i wielu podobnych miejsc na szlakach polskiej martyrologii ożywa pod piórem Czapskiego wielokrotnie, pod wpływem każdej okazji, rocznicy, uroczystości, książki wydanej w kraju czy na Zachodzie. Kropla po kropli sączy się świadomość katyńskiej zbrodni, wiadomo, w PRL i w Rosji niechcianej, ale i na Zachodzie przez lata przemilczanej. Czapski wspomina uroczystość odsłonięcia Pomnika Katyńskiego w Londynie w 1976 roku, postawionego z wielkim trudem z powodu niechęci i oporu władz angielskich. "Rząd brytyjski - pisze Czapski w szkicu "Taki skrawek obcego pola" - odmówił wysłania oficjalnego reprezentanta na odsłonięcie pomnika, bo datę wyrytą na pomniku (1940 rok), wskazującą niezbicie, że zbrodnia tam dokonana była sowiecka, uznał za controversial. Czy można to stanowisko nazwać inaczej niż słowami posła Airey Neave: Craven attitude i jako strach przed obrażeniem władz sowieckich przez stwierdzenie prawdy." Wcześniej opisuje Czapski uroczystość odsłonięcia pomnika: "Nie widziałem nigdy takiej ilości wieńców z szarfami i bez szarf, bukietów, wiązanek kwiatów, nie tylko przez Polaków składanych. Wśród wieńców był jeden złożony w imieniu całej rodziny przez posła Winstona Churchilla, wnuka premiera czasu wojny. Nie było przedstawiciela rządu brytyjskiego, ale były liczne delegacje patriotów czeskich, węgierskich, łotewskich, ukraińskich i Wolnych Rosjan. Zdaje się, że cała prasa londyńska zareagowała jednoznacznie na to wydarzenie. Od 'Timesa' w artykule 'Stygmat Katynia' przez 'Sunday Times', który ten dzień, w którym rząd brytyjski świecił nieobecnością, nazwał 'złym dniem dla honoru i prestiżu Anglii', po 'Daily Mail', który umieścił gwałtowny tekst Winstona Churchilla: 'Mój wielki dziad nigdy nie miał wątpliwości, że winnymi tej zbrodni byli Rosjanie... Nie byli tu reprezentowani tylko winni, ignoranci i podli'."
Katyń pozostanie dla Polaków symbolem zbrodni, ale jest też dotąd symbolem zafałszowania lub przemilczenia prawdy także w wolnych krajach Zachodu, świadczy o kłopocie, jaki mają one nadal z uznaniem nie mniejszej niż niemiecka zbrodniczości sowieckiego systemu komunistycznego. Władze angielska i amerykańska dobrze wiedziały, kto jest sprawcą zbrodni, nakazały jednak milczenie. Czapski relacjonuje w szkicu "Katyń" przypadki oficerów i polityków, którzy ujawniali prawdę o Katyniu wbrew tym zakazom. Amerykański pułkownik Szymański, który zawiózł Rooseveltowi materiały dowodowe o Katyniu, przygotowane w armii Andersa, "został surowo skarcony przez wyższą władzę, że uległ wpływom antysowieckich Polaków". Raporty zaginęły. Pułkownik Van Vliet, który widział groby katyńskie odkryte przez Niemców, napisał raport do Departamentu Wojny USA. Raport również "zaginął", a pułkownik dostał rozkaz, by zachować o nim milczenie. Ambasador George Howard Earle, zresztą przyjaciel Roosevelta, za opisanie sprawy Katynia i podanie jej sprawców został zesłany na wyspy Samoa i mógł wrócić do Ameryki dopiero po śmierci Roosevelta.
Jako ocalały z zagłady Czapski czuje się zobowiązany dawać świadectwo w imieniu ofiar, które już nie przemówią. Udziela głosu także innym, którzy przeżyli, a byli świadkami wielu rodzajów zagłady, setek tysięcy wywożonych na Wschód, ginących w łagrach, kopalniach i lasach Syberii, topionych na barkach koło Wysp Sołowieckich i w tylu innych miejscach, których losów nigdy nie poznamy. Czapski przypomina wszystkie ofiary, nie tylko po jednej stronie, wszystkie narodowości, prócz Polaków także Żydów, Białorusinów, Ukraińców, Rosjan, wobec których totalitaryzm sowiecki był równie bezwzględny, jak niemiecki, a odróżniał się tym, że niszczył także własnych obywateli i wyznawców. Spisuje relacje wygnańców przepędzanych w Rosji sowieckiej z łagru do łagru, z kopalń i lasów Syberii. W szkicu "Artiem" opisuje losy Białorusina, typowe dla tysięcy, który jednak szczęśliwie trafił do armii Andersa, bo spotkał znajomego, a ten decydował o przydziale do polskiego wojska. Wcześniej stracił całą rodzinę, prócz dwóch synów, w morderczej tułaczce po syberyjskich bezkresach. Na pytanie Czpaskiego, czym się żywili, opowiada: "Jeden raz, jeszcze na lesopunkcie my same robotniki trzy konie zastrzelili i zjedli, bo już wytrzymać nie mogli". "Jakżeście to mogli zrobić?" - pyta Czapski. "Nu, to my mieli na to specjalny sposób, wjeżdża się koniem w lesie w taki gąszcz i w takie miejsca, że koń musi nogę złamać, to my brali takiego, co tłustszy, nu i on łamał nogę. A potem trzeba było zastrzelić. Oni potem straszyli komisją, ale nic nie zgadli kto i jak. Gdzie tylko my byli, wszystkie psy i koty były wymordowane, bo my ich zjadali, a także jedli mięso iszaka [osła], nawet taki mieli sposób na iszaków, jeden do mnie przyszedł, żeby ja jemu przygotował długi szpic, to jemu z przeproszeniem iszakowi ten szpic w dupu pchali, tak że iszak zdychał, a Izbek nic nie wiedział i wyrzucał zdechłego na śmieci, a my jego wtedy brali i jedli."
Milczenie Zachodu w wielu sprawach wojny w Europie Wschodniej zbiegło się z pożądanym, mało tego, dyktowanym przez Rosję, milczeniem w tychże sprawach. Czapski, wychowany na polskich Kresach Wschodnich, jak mało kto znał Rosję i interesował się jej realiami. Gdy pytał w Rosji sowieckiej, za co są więzieni i zsyłani także Rosjanie, słyszał często odpowiedź: "Za słowo". We wspomnianym szkicu z 1948 roku pod tym tytułem pisał: "Opuszczając Rosję Sowiecką, wyniosłem poczucie nieoddychalnej, dławiącej atmosfery, nie dlatego, że tam zmarli z głodu lub zostali zamordowani ludzie bardzo mi bliscy, że wyginęły tam setki tysięcy rodaków, ale że to był kraj milczenia. Że nie tylko jest tam krzywda człowieka, wyzysk i zło, [...] ale że tam nie można było nawet krzyknąć, zaprotestować, na zbrodnie palcem wskazać, że tam nie wolno było nikomu wychodzić poza optymistyczny frazes stało legcze żit’, ja drugoj takoj strany nie znaju itd., każde słowo stawiające pod znakiem zapytania prawa i moralność Związku lub jakiekolwiek rozporządzenie wyższej władzy, jest tym [słowem], za którym idzie taka czy inna likwidacja człowieka".
Świat opisany przez Czapskiego nadchodził, zbliżał się do Polski w czasie wojny i zapanował nad nią na całe półwiecze. Sowiecka Rosja cicho i podstępnie podbijała Europę Wschodnią przy milczącej zgodzie Zachodu. Swój dramatyczny "List otwarty do Jacques’a Maritaina i François Mauriaca", który był apelem do wszystkich właściwie intelektualistów zachodnich, napisany kilka dni po upadku powstania warszawskiego, Czapski kończył słowami: "Sprawa Polski i sprawa narodów europejskich ujarzmionych jak ona - to sprawa moralna, to sprawa sumienia świata. Jeżeli dla gry, krótkowzrocznej polityki czy taktyki Francja, tak jak inne wielkie narody, zlekceważy ich los, przestanie być w oczach świata tym, czym była, spadkobierczynią i wyrazicielką wspólnej tradycji, obrońcą uniwersalnych idei. Waszym milczeniem będziecie współdziałać w zniszczeniu - może na zawsze - tak cennego, dla was i dla nas, autorytetu moralnego i intelektualnego Francji w świecie".
List Czpaskiego pozostał bez odpowiedzi. Milczenie podyktowane przez zwycięzców i zdobywców zapanowało w całej Europie.
W szkicu z 1945 roku "Kiedy prawdziwi Polacy powstaną" Czapski pozostawił piękne epitafium poległym w czasie wojny Polakom, w szczególności znanym mu ludziom pióra i artystom, o których dowiaduje się już na Zachodzie, że zginęli, najczęściej w powstaniu warszawskim. "Chciałem niedawno paru Francuzom opowiedzieć - pisze Czapski - o źródłach oporu Warszawy, o typie Polaka, który ten klimat moralny wytworzył, szukałem drogi, którą by mogli odczuć postawę Polaków i dlaczego właśnie Warszawa walczyła do ostatka". Posłużył się poezją, wierszami Słowackiego. Jego Testament na tle Warszawy urastał do proroctwa.
Ocalony Czapski wspomina ofiary, które znał. Poległą na początku powstania Krystynę Wańkowiczównę, córkę Melchiora. Kadena Bandrowskiego, który zginął z synem od bomby; drugiego syna stracił wcześniej w akcji konspiracyjnej: "Chłopak ostrzeliwując się uciekał na Świętokrzyską, tam, osaczony w bramie domu, bronił się do końca, zabił i ranił paru gestapowców. Ostatnią kulę chciał wystrzelić sobie w głowę. Lecz był już tak poraniony, że nie miał siły podnieść ręki i strzelił sobie w brzuch. Opowiadano mi, że wiadomość ta, gdy się rozeszła po Warszawie, spotykała przeważnie nieoczekiwaną reakcję. Pierwszy odruch tych, którzy dowiedzieli się o śmierci chłopca, którego kochano, nie był żal, ale zazdrość. Zazdroszczono młodemu Kadenowi, że tak drogo sprzedał życie".
W czasie wojny ludzie umierali rzadziej w sposób naturalny, choć przecież rzadko w spokoju ducha. Malarz Tytus Czyżewski uratował się po powstaniu, ale stracił cały dorobek życiowy i zmarł, gdy z trudem dotarł do Krakowa. Aniela Zagórska, krewna Conrada, tłumaczka prawie wszystkich jego dzieł, zmarła, pracując nad przekładem Złotej strzały. Najpierw nie można było jej pochować, bo zabrakło benzyny do przewiezienia samochodem ciała. Gdy w końcu "przewieziono trumnę na Powązki - wspomina Czapski - gdzie odprawiono Mszę świętą w kaplicy św. Karola Boromeusza [...] cmentarz został otoczony przez Gestapo. Miano wykryć zapasy broni w jednym z grobów na terenie cmentarza. [...] Wszystkim obecnym na pogrzebie Anieli kazano w chwili Podniesienia opuścić kościół, a gestapowcy zabrali się do otwierania trumny, w której były jej zwłoki, szukając tam broni czy materiałów wybuchowych".
Pojedyncze przypadki i przykłady układają się w zbiorowy los. By go pełniej ująć i przedstawić, Czapski posługuje się wierszem Słowackiego:
Kiedy prawdziwi Polacy powstaną,
To składek zbierać nie będą narody,
A osłupieją i na pieśń strzelaną
Wytężą uszy, odemkną gospody.
Nie pojmie Francuz, co to w świecie znaczy,
Że jakiś naród wstał w ciemności dymie,
Choć tak rozpaczny - nie w imię rozpaczy.
Choć taki mściwy, a nie w zemsty imię.
...kończy Czapski, powtarzając słowa poety, podkreślające jakieś piętno polskiego losu, by postawić w końcu pytanie: "Naród stał w ciemności dymie, rozpaczny nie w imię rozpaczy i duch jego odbył robotę w przeświętej serca ludzkiego ciemnicy. Ale czy osłupiały narody?"
Marek Klecel © by "Twórczość" 2006 | |