Dziwne by było, gdybym pisał w tym miejscu o najnowszej książce Waldemara Bawołka i nie powiedział o związkach tego autora z "Twórczością". A że Bawołek jest dzieckiem warszawskiego miesięcznika, to pewne. To tutaj całkiem niedawno drukowano jego prozę, której świat literacki jakoś nie chciał pokochać (powieść Bimetal); to dzięki staraniom redaktorów "Twórczości" - dużo wcześniej - ukazał się debiutancki zbiór opowiadań samotnika z Ciężkowic Delectatio morosa (1995) z efektownym słowem wstępnym Bohdana Zadury; to na łamach "Twórczości" ciepło wypowiadał się na temat tej prozy Henryk Bereza. Wszystko to prawda, ale zrazem to wszystko nic nie znaczy. Oto ukazała się powieść zatytułowana Raz dokoła i trzeba o niej napisać, zdać sprawę z tego, czym jest i jaka jest. Owszem, Waldemar Bawołek jest dzieckiem "Twórczości", nie znaczy to jednak - dzieckiem specjalnej troski.
Nie bez powodu posłużyłem się frazą "proza, której świat literacki jakoś nie chciał pokochać". W istocie, twórczość literacka Waldemara Bawołka przebija się z trudem. Wiem skądinąd, że pisarz od dłuższego już czasu nie może porozumieć się z wydawcami. Dość powiedzieć, że powieść "Raz dokoła" jest także dziełem po przejściach. Z powieścią tą wiąże się bowiem skandal konkursowo-wydawniczy, o którym wiedzą tylko nieliczni. Otóż wiosną 2004 roku rzecz Bawołka została wyróżniona w konkursie prozatorskim zorganizowanym przez krakowską oficynę Zielona Sowa. Wyróżnienie to było zarazem zobowiązaniem: książka miała się ukazać - tak jak pozostałe dzieła-laureatki - jesienią 2004 roku. W niejasnych i niehonorowych okolicznościach organizator konkursu złamał własny regulamin - powieści Bawołka, w odróżnieniu od innych zwycięskich prac, nie opublikował. Musiał minąć cały następny rok, żeby znalazł się nowy wydawca. Nieprzyjemna przygoda skończyła się w sumie happy endem, ale smrodek pozostał.
Zaiste dziwna historia, niepojęty afront. Bo też kiedy się czyta "Raz dokoła" i ma się w pamięci wcześniejsze dzieła tego pisarza, widać, jak mało "bawołkowata" jest ta nowa proza, jak wiele autor "Bimetalu" uczynił, żeby spotkać się w pół drogi z mniej wymagającym czytelnikiem, jak bardzo chciał się znaleźć w głównym nurcie polskiej prozy lat pierwszych naszego wieku. Konkretnie co zrobił? Ano uprościł narrację, odrobinę wygładził nawet styl, prawie całkowicie zrezygnował z - jakże charakterystycznych, będących znakiem rozpoznawczym tego pisarstwa - wątków onirycznych; krótko: zdyscyplinował żywioł kreacyjny, ugryzł się w język. Najważniejszy jest jednak zwrot tematyczny.
Nawet nie chcę myśleć, że mamy tu do czynienia z zachowaniem koniunkturalnym, ale fakt jest faktem - Bawołek zwrócił się ku temu, co około roku 2003 było w cenie, a więc ku opowieściom o przegranych, wykluczonych, o bezrobotnych uwięzionych w małych miasteczkach zapomnianych przez Boga i Unię Europejską. Nie chcę przez to powiedzieć, że Waldemar Bawołek stał się epigonem - dajmy na to - Daniela Odii. Tak źle to nie jest. Ale czy jest dobrze? Tego nie wiem. Na pewno jest ciekawie.
Narratorem-bohaterem "Raz dokoła" jest czterdziestoletni mieszkaniec zapyziałej, biednej mieściny, Waldemar. Akcja powieści rozgrywa się w ramach jednego roku (2003), jest rozpięta między jedną wizytą duszpasterską, zwaną kolędą, a drugą. Odwiedzanym przez księdza domem jest mieszkanie Lidii Kot, siostry bohatera. Ten ostatni jest życiowym rozbitkiem, dość tajemniczym rozbitkiem - uprzedzę. Pogrążona w żałobie siostra (przed laty straciła męża w wypadku) utrzymuje bezrobotnego, tkwiącego w marazmie brata i siebie z nędznej renty. Od Waldemara odeszła żona z córką, ale chyba nie tylko z powodów ekonomicznych. Oczywiście, socjalne czy środowiskowe zaplecze tej opowieści jest dużo szersze. Mamy więc sąsiadów, którzy znaleźli się na dnie, są bywalcy miejscowej knajpy, smakosze tanich win i ciemne małomiasteczkowe typy; mamy tu mnóstwo obrazków i scen rodzajowych z życia zdegradowanej cywilizacyjnie Polski B. Lecz nie podobieństwa nas pociągają, ważniejsze są różnice.
Bodaj najbardziej intryguje kreacja narratora-bohatera. Po pierwsze, nie potrafimy rozstrzygnąć, dlaczego Waldemar jest żywym trupem, rozbitkiem, który ani na chwilę nie przestaje rozmyślać o samobójstwie. Bohater sporo mówi o sobie, lecz zawsze nazbyt ogólnie, między innymi tak: "Oto jaki jestem: cząstkowy, fragmentaryczny, niepełny, niecałkowity, jakiś jakby rozdarty, rozerwany, pęknięty, przełamany, myślący o samobójstwie. Nieobecny za zamkniętymi drzwiami [...] i nic przede mną". Okoliczności zewnętrzne o jego kondycji raczej nie przesądziły. Coś jest nie tak z samym bohaterem, ale co - niepodobna dociec. Po wtóre, jak na małomiasteczkową łajzę, bezrobotnego, który od czasu do czasu dostaje prostą robotę na budowach, Waldemar jest naturą niezwykle złożoną i subtelną. W tej postaci skumulowały się cechy typowego bohatera prozy o przegranych, o ofiarach transformacji ustrojowej z atrybutami nadwrażliwca, bez mała artysty, figury znanej ze zgoła innych bajek. Na przykład zastanawia to, że Waldemar jest melomanem zasłuchanym w tzw. trudną muzykę (poważną). A zwłaszcza to, co mówi o sobie i swojej sytuacji duchowej, brzmi co najmniej dziwnie. Kim on, u licha, jest? Inteligenckim autsajderem, niespełnionym artystą czy prowincjonalnym popaprańcem, który nie potrafi dostosować się do panujących warunków?
Sprawę dodatkowo komplikuje rozdział powieści zatytułowany "Coraz więcej chmur na niebie, wiatr", segment, w którym nie tylko doszło do zmiany tonacji, lecz chyba też do zmiany (bo przecież nie przemiany) bohatera. Na pozór jest to ten sam Waldemar, którego znamy z wcześniejszych rozdziałów i który powraca w dwu ostatnich, zamykających powieść segmentach. Trudno jednak włączyć to, co dzieje się w owym jak gdyby odrębnym rozdziale, w strukturę całości. Nawiasem mówiąc, takich tajemniczych, zaskakujących tekstowych "ciał obcych" jest jeszcze kilka.
Jak to, co napisałem w związku z "Raz dokoła", rozumieć? Można snuć rozmaite domysły. Najbardziej prawdopodobna wydaje mi się hipoteza, zgodnie z którą Waldemar Bawołek, mimo wszystko, chciał osadzić swoją wypowiedź literacką w głównym nurcie nowej prozy, lecz nie potrafił do końca stłumić własnego żywiołu kreacyjnego. Powstała więc powieść pęknięta, a przez to - jak już zasygnalizowałem - interesująca. Pęknięcia są tu na tyle poważne, że wręcz musi się pojawić pytanie, czy aby na pewno - jak podpowiada fabuła - najnowsza rzecz Bawołka jest opowieścią o nędzy bytowania na peryferiach smutnej polskiej rzeczywistości. A może jest to opowieść o tym, jak trudno zagospodarować totalną wolność, jak ciężko żyć komuś, kto nie ma żadnych obowiązków względem kogokolwiek, łącznie z sobą? Równie dobrze można tę rzecz czytać jako opowieść o przywiązaniu do życia, z centralnym wątkiem niemożliwego samounicestwienia. Bez względu na przyjętą perspektywę najnowszy utwór Waldemara Bawołka jest propozycją co najmniej intrygującą.
Autor: Dariusz Nowacki © by "Twórczość" 2006 | |
Waldemar Bawołek, "Raz dokoła", Księgarnia Akademicka, Kraków 2005, s. 183