Powiedzenie o kimś spośród czołowych twórców młodopolskich, że był artystą niezwykłym to oczywistość. Jednak nawet na tym tle życiorys artystyczny Wojciecha Weissa jest wyjątkowy. Mało kto w dziejach sztuki polskiej osiągnął tak wcześnie (ok. 1898, a więc rok po debiucie), w tak młodym wieku (zaledwie 23 lat) tak wysoki poziom artystyczny. Mało czyja twórczość tak szybko ewoluowała.
Po pierwszym, młodzieńczym i ekstatycznym etapie jego twórczości bardzo szybko (po wyjeździe do Paryża w 1899 roku) pojawia się okres dojrzały, krytycznie testujący możliwości młodego języka modernizmu. Następny etap - liryczny, pełen akceptacji świata, najbogatszy malarsko, to już 1902 rok. Dwa lata później język Weissa znów się zmienia - staje się bardziej syntetyczny, wraca do początkowego linearyzmu przy dużo spokojniejszym, zdystansowanym traktowaniu materii malarskiej. I wreszcie po 1906 roku Weiss z hukiem opuszcza szeregi awangardy (jeśli tego terminu można już użyć wobec postimpresjonistycznej fazy modernizmu), wypracowując uspokojony, impresjonizujący styl, godzący potrzebę "malarstwa czystego" z nienagannie eleganckim malarstwem salonowym, której to formuły będzie trzymał się bardzo długo, właściwie przez całe międzywojnie.
Mamy więc życiorys przedziwny, rozłamany na pół. Młodego geniusza, ewoluującego w tempie dla większości twórców nieosiągalnym i dojrzałego mężczyznę, który - przebadawszy zapewne wszystkie nęcące go ścieżki świadomie wybrał zejście z głównej drogi poszukiwań twórczych na rzecz spokojnego, pozbawionego wyzwań (i popłatnego) radowania się swym kunsztem malarskim. Równie spektakularny gest twórczy stał się udziałem chyba tylko Ferdynanda Ruszczyca, który równie świadomie przepołowił swoją twórczość, rezygnując po 1908 roku z malarstwa. Gest Weissa wydaje się jednak, wbrew pozorom, bardziej radykalny i może bardziej odważny. Ruszczyc, zamykając działalność malarską, zabezpieczył pamięć o niej, Weiss zaryzykował, że brak akceptacji "drugiego" Weissa pociągnie w niebyt sztukę pierwszego. Tak się nie stało, ale nieprzypadkowo autor najlepszej książki o artyście, Wiesław Juszczak, zatytułował ją "Młody Weiss". Istotnie ten cykl esejów stanowi monografię "pierwszego" Wojciecha Weissa, i właściwie tylko ta twórczość znajduje się w centrum zainteresowań historii sztuki polskiej.
Z tego punktu widzenia "Demon", obraz ustępujący klasą artystyczną najwybitniejszym dokonaniom młodego Weissa, okazuje się dziełem nadzwyczaj ciekawym. Stanowi bowiem klamrę pierwszego okresu twórczości malarza. Powstały w 1904 roku, tematycznie odnosi się do obrazów stworzonych jeszcze przed rokiem 1900, w okresie bezpośredniego oddziaływania na Weissa osobowości "demona Młodej Polski", Stanisława Przybyszewskiego.
Cały początek twórczości Weissa wydaje się nierozerwalnie związany z Przybyszewskim. Badania ostatnich lat dały pewność, że Przybyszewskiego do Krakowa wezwały głównie dzieci. Młodzieńcy rozpoczynający swą drogę twórczą, studenci czy wręcz, jak głośny później satyryk Adolf Nowaczyński, gimnazjaliści, którzy ujrzeli w otoczonej już legendą literacką gwieździe z Berlina geniusza mogącego nadać ton rodzącej się dopiero Młodej Polsce. To właśnie oni po przyjeździe mistrza stworzyli jego świtę, przydając krakowskiej bohemie charakterystyczny dekadencki styl, pełen fatalnych miłości, pijackich ekscesów, emfatycznych deklaracji niewiary w sens życia i wiary w sens sztuki, czyniąc z tego okresu ekstatyczny karnawał. To dzięki nim została zbudowana legenda krakowskiej cyganerii z kawiarnią jako forum i sceną, a także modą na ekstrawagancko-niechlujny styl bycia.
O ile jednak większość akolitów wypaliła się przy Przybyszewskim jak ćma przy świecy, w rzadkich przypadkach osiągając dojrzałość po przewalczeniu jego wpływu (Nowaczyński, Tadeusz Boy-Żeleński), o tyle Weiss właśnie dzięki Przybyszewskiemu od razu zyskał oryginalność języka artystycznego i siłę wyrazu.
Po pierwsze - tematyka. Uczniowie Przybyszewskiego raczej żyli niż tworzyli. Weissowi pozostało barwne zadanie, aby owych młodych dekadentów namalować. Tej funkcji kronikarza zawdzięczamy tak charakterystyczne dla pierwszego okresu jego twórczości zapisy stanu ducha bohemy jak "Opętanie" (dionizyjska wizja przyjazdu mistrza do Krakowa) czy "Melancholik (Totenmesse)".
Po drugie - forma. Naśladowanie Przybyszewskiego przyniosło młodym piórom więcej szkody niż pożytku. Za jego pośrednictwem Weiss zyskał jednak wzór do naśladowania - wielkiego prekursora ekspresjonizmu, Edvarda Muncha, berlińskiego przyjaciela Przybyszewskiego. W ten sposób niemal jako debiutant znalazł się w awangardzie sztuki europejskiej. Ekspresyjny linearyzm Muncha i jego intensywna, drapieżna kolorystyka, wyrażająca pierwotne stany duszy, ale też będąca wyzwoleniem koloru w formie malarskiej, wyznaczyła sztuce europejskiej kierunek, który ta miała osiągnąć w niemieckim ekspresjonizmie za około dziesięć lat. Weiss, podejmując formę Muncha na poziomie bliskim mistrzowi, osiągnął to na kilka lat przed nimi.
"Demon" jest też jednak przypomnieniem okresu drugiego, w którym Weiss po przyjeździe do Paryża zmienił paletę i wzbogacił formę, rozszerzając wpływ Muncha o doświadczenie postimpresjonistów. W Paryżu przyszło otrzeźwienie - barwne życie stolicy świata artystycznego przywróciło cygańskiemu karnawałowi na krakowskiej prowincji właściwe proporcje. To wtedy powstał obraz "Café d'Arcourt (Kawiarnia paryska)", którego centralną scenę, rozmowę przy stoliku kawiarnianym młodej kobiety z brodatym, demonicznym indywiduum, powtarza "Demon".
Między obrazami są istotne różnice, pozwalające uchwycić przyczynę, dla której Weiss powrócił do tej sceny. Na obrazie paryskim kobieta, w typie femme fatale jest partnerem lub równorzędnym przeciwnikiem mężczyzny. Widzimy nie jednego, lecz dwa demony. W późniejszym obrazie kobieta swym odzieniem (bo twarzy przecież nie widzimy) odpowiada raczej typowi córki z dobrego, mieszczańskiego domu. Stosunek demon-ofiara naznaczono aż nazbyt ostentacyjnie. Inaczej opracowana jest postać mężczyzny, groźny brodacz nie z tego świata z pierwszego obrazu staje się w drugim postacią karykaturalną i obleśną. Swoją tandetną demonicznością budzi lęk, ale i śmiech. Zobrazowana sytuacja sprawia wrażenie pastiszu poprzedniej. Wszystkie uczucia są niemal karykaturalnie przerysowane, całość przypomina tandetną scenę rodem z umoralniającego romansu dla dorastających panien.
I wreszcie reszta obrazu. Na pierwszym płótnie tłem jest pełna życia kawiarnia, prawdziwe forum bohemy. W drugim kawiarnia opustoszała, scena rozgrywa się na tle pustych krzeseł. Trudno nie dopatrzeć się w tym podzwonnego dla modernistycznej kawiarni. Całość sprawia wrażenie autoironicznego komentarza do własnej twórczości, uświadomienia tandety i błazenady, jaką podszyta była młodopolska ekstaza. Ciekawe, że mniej więcej w tym samym czasie podobny ton miały humoreski Adolfa Nowaczyńskiego, który z entuzjasty bohemy szybko stał się wyjątkowo szyderczym jej krytykiem. Już za parę lat Nowaczyński zacznie obrazować historię Europy w monumentalnych "powieściach dramatycznych", a Weiss malować idylle rodzinne w cichym zakątku.
Autor: Konrad Niciński, marzec 2011
Wojciech Weiss
"Demon (W kawiarni)"
1904
olej na płótnie, wym. 66,5 x 96 cm
wł. Muzeum Narodowe w Krakowie