Wojciech Chmielarz ma za sobą całkiem udane dwanaście miesięcy. Co prawda premiera serialowej adaptacji jego "Żmijowska" - podczas pracy nad nią debiutował jako scenarzysta i aktor - miała premierę późną jesienią ubiegłego roku, ale można uznać ją za porządną przystawkę do książek, które ukazały się już w 2020 roku. Najpierw pojawiła się świetna "Wyrwa", w której Chmielarz po raz kolejny udowodnił, że mistrzowsko potrafi łączyć pełną napięcia fabułę z wiarygodnym dramatem psychologicznym. Po kilku miesiącach na rynek trafiła "Prosta sprawa" - rzecz zupełnie innego kalibru, lecz o bardzo ciekawej genezie: powstała już w czasie pierwszego pandemicznego lockdownu, gdy pisarz próbował z jednej strony zabić monotonię przymusowego dystansu społecznego, a z drugiej dać swoim czytelnikom jakąś formę rozrywki i wytchnienia od codziennego niepokoju. "Prosta sprawa" powstawała w odcinkach publikowanych codziennie na Facebookowym profilu autora. Chmielarz przyznaje, że nie miał skrystalizowanego pomysłu na fabułę. "Wiedziałem tylko tyle, ze chcę napisać historię o człowieku, który przyjeżdża do miasteczka, zabija tam wszystkich złych i wyjeżdża", pisze w posłowiu, dodając, że akcję wymyślał z odcinka na odcinek.
Lockdownowa nuda zaowocowała niejednym przedsięwzięciem tego rodzaju. Powieści w odcinkach pisali m.in. Jakub Ćwiek oraz wspólnie Łukasz Orbitowski ze Szczepanem Twardochem. Bez wielkich ambicji, improwizowana twórczość, przynosząca chwilę wytchnienia, a być może także swoiste poczucie sprawczości, pozwalające na zachowanie zimnej krwi (i dystansu do rzeczywistości) w niepewnych czasach. Większość pandemicznej twórczości prozatorskiej - tak zawodowców, jak i amatorów - zapewne nie przetrwa próby czasu. Pozostanie co najwyżej świadectwem pisarskich próbek, zapisem towarzyszących epidemii lęków, projekcją fantazji o zmianach, jakie może przynieść pandemia. "Prosta sprawa" ma jednak szasnę zostać z czytelnikami na dłużej z kilku powodów.
Wydanie "fizyczne" różni się od pierwotnej wersji znanej z Facebooka: zostało zredagowane, tu i tam poprawione, autor dorzucił parę elementów. Ale to - jak sugeruje pisarz - raczej kosmetyka, na pewno nie zasadnicze zmiany. Więc choć w dorobku autora "Prosta sprawa" to w gruncie rzeczy literacka błahostka, Chmielarz pokazał, jak pisze się porządną, bezpretensjonalną rozrywkową powieść. Idealną na jesienną nudę, gdy znów wszyscy siedzimy pozamykani w domach, a repertuar Netflixa znamy niemal na pamięć.
Pierwsze skojarzenie, jakie wywołuje lektura to cykl powieści Lee Childa o Jacku Reacherze - już sam tytuł wywołuje takie skojarzenia. Główny bohater przyjeżdża do niewielkiego miasta, orientuje się, że sprawy nie wyglądają tam zbyt dobrze lub spotyka ludzi, którzy potrzebują pomocy, wskutek czego zostaje wplątany w niebezpieczną rozgrywkę. Tyle że u Chmielarza główny bohater nie jest byłym oficerem armii, lecz bezimiennym twardzielem - biegle posługuje się bronią, walczy jak profesjonalista, doskonale wie, jak poruszać się w trudnym terenie - który pilnie strzeże sekretów swojej przeszłości. Do końca nie dowiemy się o nim całej prawdy, autor bardzo oszczędnie dawkuje informacje na jego temat, za to umiejętnie podbija zainteresowanie czytelników.
Tajemniczy mężczyzna zjawia się pewnego dnia w Jeleniej Górze szukając kumpla sprzed lat, któremu chce oddać dług. Orientuje się jednak, że Prosty zniknął bez śladu, na dodatek szuka go lokalna mafia z okrutnym bossem Kazikiem i jego pomagierem Czachą na czele. Bohater, przeczuwając kłopoty, postanawia odnaleźć znajomego, lecz szybko orientuje się, że będzie do tego potrzebował pomocy. Wraz z Justyną, samotnie pracującą analityczką ABW, zaczyna tropić Prostego, odkrywa jego powiązania z romskimi gangami i orientuje się, że sznurki w całej aferze pociąga czeska mafia. Atmosfera się zagęszcza, akcja rwie do przodu, Chmielarz nie pozostawia czytelnikom zbyt wiele miejsca na zastanawianie się, czy cała fabuła ma sens - tu liczy się czysta rozrywka w iście hollywoodzkim stylu.