Mariusz Urbanek, autor biografii "Broniewski. Miłość, wódka, polityka", wydanej przy okazji przypadającej w 2012 roku pięćdziesiątej rocznicy śmierci twórcy, uważa, że poeta umierał dwa razy. Po raz pierwszy 10 lutego 1962 roku i ponownie w 1989 roku, kiedy "Broniewski PRL-owski" został wyrzucony z programów szkolnych, z tablic patronów szkół i zakładów pracy, z nazw ulic. Zabrakło natomiast innego, odkłamanego wizerunku Broniewskiego, z przywróconymi fragmentami życiorysu – jak choćby jego udziału w walkach Legionów Piłsudskiego i w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku – poświadczonych Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari i czterema Krzyżami Walecznych lub też aresztowania poety przez sowietów w styczniu 1940 roku, uwięzienia w kazamatach Łubianki oraz cudu wyjścia z Rosji z Armią Andersa.
Przywracane pamięci zapiski Broniewskiego są więc cennym źródłem wiedzy, pozwalającym zweryfikować wiele obiegowych opinii, krzywdzących go często jako twórcę i człowieka. Wydanie krytyczne tomu "Stanęła naga... " opracowała na podstawie rękopisów autora i opatrzyła wyczerpującym komentarzem Wioletta Bojda. Ta część, bazująca na pamiętniku Władysława Broniewskiego, niedrukowanych wcześniej listach, zapiskach i dokumentach, zdaje się równie ciekawa, jak sama twórczość poety.
Przypisanie tomu do gatunku powieści, choćby – jak chce wydawnictwo – niedokończonych, jest jednak wprowadzaniem czytelnika w błąd. Utwory prozą zebrane w książce to ledwie fragmenty wielu różnorodnych rodzajowo i stylistycznie form: opowiadań, okazjonalnych tekstów satyrycznych tworzonych ku uciesze pułkowych kolegów, reportaży literackich czy prób dramaturgicznych. We wszystkich tych gatunkach Władysław Broniewski nie przestaje być niezrównanym mistrzem pióra, więc czyta się je świetnie, (łącznie z sugestywnym opisem działania pieców hutniczych, który jednak inżynierowie metalurdzy oprotestowali jako technologiczną herezję).
Pamiętam, znam was, miasta nocne pod parnym, czerwcowym niebem. Chodziłem wszystkimi ulicami z odkrytą, pałającą głową i dręczyły mię nieskończone korowody czarnych akacji niepokojem drgających liści. Bzy skulone trwożnie w pajęczynach szeptów i dźwięków otulały mnie puszystym cieniem, otulały mnie chłodem miękkim i zamykałem oczy zmęczone galopadą sinych lamp. Chodniki biegły w mrok, powtarzając odgłosy moich kroków jak w roztargnieniu zadane pytania, niosły i wydłużały uciekający, niezgrabny cień.
Tak zaczyna się opowiadanie "Noce poetów" z 1922 roku, w obrazowaniu podobne do powstałej kilkanaście lat później prozy poetyckiej Brunona Schulza. Kolejny akapit utworu Broniewskiego ujawnia już inną, buntowniczą naturę wobec wszelkiej niesprawiedliwości i społecznikowską pasję autora.
Przechodziłem wąskim, kręconym zaułkiem, zatrzymując się, gdy więźniowie śpiewali. Kilka małych, zakratowanych okienek na drugim i trzecim piętrze. Słuchałem głosów wysokich i ochrypłych, przeczuwałem za oknami oczy szeroko otwarte w jasną, gorącą noc. Później plac przekreślony wydłużoną elipsą szyn, greckie chóry spiętrzonych kolumnad nad pachnącymi plamami kwietników i jednooki, czerwony zegar, który właśnie kończył bić trzy na drugą. Cieniste kaktusy domów zwisały nad kamienistymi uliczkami, otaczały placyki ciasne, staroświeckie.
Broniewski to nie tylko piewca rewolucyjnych zmian, ale i znakomity liryk, prywatnie niestroniący zresztą od miłosnych, czy tylko erotycznych podbojów. Autorka komentarza dostrzega, że w stosunkach z kobietami ujawniał "tendencje reżyserskie", wpisując siebie "w rolę sentymentalnego kochanka", choć niezależnie od tego śledził rozwój wydarzeń "z perspektywy chłodnego analityka, rozpoznającego możliwości romansu" i przenosił "zdarzenia miłosne w perspektywę wyobraźni, uruchamiającą proces twórczy". Ujawnione epizody jego kolejnych perypetii sercowych wydają się doskonałym materiałem na scenariusz filmu lub sztukę sceniczną, z elementami groteski, albo i farsy.
Ale i tu los nie poskąpił poecie rodzinnych tragedii. Wojennym szlakiem dotrze do Palestyny, gdzie natknie się na prasową informację o śmierci drugiej żony, pisarki i aktorki Marii Zarębińskiej. Opłacze ją w wierszach, po czym okaże się, że Maria przeżyła dwuletni pobyt w obozach koncentracyjnych Auschwitz i Altenburg. Niestety, nawet kuracja w Szwajcarii nie uchroniła Marii od przedwczesnej śmierci w 1947 roku. W tragicznych okolicznościach (zatrucie gazem) stracił w 1954 roku Broniewski ukochaną córkę, reżyser filmową Joannę "Ankę". Dał upust swej boleści w cyklu wierszy, siłą emocji bliskich "Trenom" Kochanowskiego.
Pobyt poety w Palestynie i jego spotkania autorskie w kibucach wspominał Dawid Lazer:
Po przejściach więziennych w Rosji, po urażonej dumie – powiedziałbym – niemal szlacheckiej – że on "rewolucyjny poeta ma zgnić w mamrze sowieckim" […] – Władek cierpiał wyraźnie na uraz psychiczny na punkcie komunizmu i swej własnej przeszłości rewolucyjnej, żywiołowo nienawidził Rosji, Marksa, Lenina, Stalina i cały "Olimp sowiecki" był mu wstrętny, pisał złośliwe fraszki antysowieckie – jedną nawet po rosyjsku – miał po prostu alergię do wszystkiego, co mu przypominało Zamarstynów, Butyrki, dwa etapy w drodze z więzienia sowieckiego we Lwowie do ponurej celi więziennej w Moskwie.
Kiedyś na zaczepne pytanie jednej z kibucowych dziewczyn: "Dlaczegoście właściwie wy, rewolucyjny poeta, opuścili Związek Radziecki?", odpowiedział: "Bo mnie wypuścili…". Wiktor Woroszylski wspominał, jak w 1955 roku, podczas pobytu w Moskwie z okazji setnej rocznicy śmierci Adama Mickiewicza, "ktoś z miejscowych dygnitarzy zaproponował: »Towarzyszu Broniewski, może usiądziemy na chwilę?«, Broniewski odpowiedział błyskawicznie: »Ja już u was siedziałem«. Pierwszy szok". Nazajutrz, gdy nadeszła pora jego referatu, odsunął jednym ruchem kartkę z przygotowanym, zatwierdzonym przez najwyższe władze w Warszawie tekstem, "zmierzył wzrokiem salę i wykrzyknął: »Jeszcze Polska nie zginęła!«. Brawa, burzliwe oklaski."
Tę samą podróż wspominał też Leopold Lewin: "W Nowogródku wybraliśmy się na spacer po mieście. Towarzyszyli nam poeci ze wszystkich republik radzieckich, którzy przyjechali na uroczystości. W pewnym momencie Władysław zatrzymał się, spojrzał na wzgórze po lewej stronie i powiedział: »To wzgórze zdobyłem w 1920 roku na bolszewikach«." Długą ciszę przerwał wtedy poeta Piatrus Brauka: "A gdzie miał wtedy Władek walczyć, jeśli nie w polskim wojsku…".
Choć władze PRL hołubiły Broniewskiego jako sztandarowego poetę lewicy, niepokorny charakter dawnego legionisty wielokrotnie dawał znać o sobie. Nigdy nie zapisał się do partii, z dumą za to opowiadał, jak w trzydniowym ciągu alkoholowym napisał swoje "Słowo o Stalinie" na 70-lecie generalissimusa. Maria Dąbrowska wspominała, jak na przyjęciu w Belwederze oznajmił Bierutowi: "Wy chcecie, towarzyszu Bolesław, żebym ja napisał nowy tekst do hymnu narodowego. Ja to potrafię. Ja jeden! Ale ja hymnu narodowego nie będę zmieniał. […] Bo to tak, jakbym orłowi polskiemu urwał głowę."