"Wtedy, prawie pół wieku temu - stwierdził Władysław Bartoszewski w trzecim wydaniu książki (2007) - dzieje tej najtrudniejszej w historii Polski, a może nawet świata, akcji humanitarnej, jaką było ratowanie istnień ludzkich skazanych na zagładę, przeciwstawienie się decyzji ludobójstwa zaplanowanego na skalę niespotykaną we współczesnej historii Europy, były znane jedynie nielicznym."
Ci, którzy nieśli pomoc, po wojnie z różnych względów nadal to zatajali. Ze skromności, z obawy przed reakcją sąsiadów, bo z reguły bez ich wiedzy, często wbrew ich woli, czasem też przed nimi ukrywali podopiecznych. I ze strachu przed rabusiami, łasymi na domniemany zysk ratowników. Wielu ocalonych wyjechało z Polski, większość pragnęła wyprzeć z pamięci zły czas. W polityce historycznej władz PRL nie było miejsca na złożone relacje polsko-żydowskie. A i w Izraelu rozpamiętywanie zagłady nie było aż do procesu Eichmanna (1961) dobrze widziane.
Bartoszewski odkrył, że w instytucie Yad Vashem dokumentacja pomocy Żydom polskim, w tym akcji państwa podziemnego o kryptonimie "Żegota", jest szczątkowa. I nikt tego nie bada. Zaczął wysyłać kopie akt, zdobyte zresztą nielegalnie; oficjalnie nie miał dostępu do teczek "Żegoty" i Delegatury Rządu w archiwum KC PZPR. Gdy w 1963 roku dostał pierwszy paszport i zgodę na podróż do Izraela (wcześniej nie mógł pojechać jako sprawozdawca na proces Eichmanna), nakłonił - nie bez trudu - Yad Vashem do uhonorowania polskiej Rady Pomocy Żydom drzewkiem w Alei Sprawiedliwych.
Ale akta archiwalne nie oddawały skali ani różnorodności akcji ratunkowej, która nie mogła być na gorąco dokumentowana i z powodu rozproszenia, i z powodu tajności, z czego Bartoszewski - pracownik referatu żydowskiego Delegatury i współzałożyciel "Żegoty" - doskonale zdawał sobie sprawę. W 1963 roku ogłosił w "Tygodniku Powszechnym" apel o nadsyłanie wspomnień i świadectw o ratowaniu Żydów. Apel przedrukowała prasa emigracyjna i polskie gazety w Izraelu. Plon był nadspodziewanie obfity. Nadeszło kilkaset odpowiedzi, wiele z zagranicy, w tym z Izraela.
Relacje kwalifikował do druku i weryfikował merytorycznie Bartoszewski. Napisał wstęp "Po obu stronach muru", wybrał i opracował dokumenty do aneksu źródłowego. Kontakty z autorami relacji, uzupełnienia i noty biograficzne wzięła na siebie Zofia Lewinówna. Podczas wojny ukrywała się ze względu na żydowskie pochodzenie i jako córka oficera straconego w 1940 roku w Palmirach; jej relacja weszła do książki. Nad dziełem pracował więc i ten, kto pomoc Żydom organizował, i osoba, która jej doznała; działacz "Żegoty" i podopieczna "Żegoty". Łączyło ich jeszcze coś: oboje za stalinizmu byli więźniami politycznymi. Nie ułatwiło to urzędowych zabiegów o zgodę na druk książki.
Wydania podjął się krakowski Znak. Ministerstwo Kultury najpierw odmówiło zgody, potem długo zwlekało. W rezultacie dzieło trafiło do księgarń w kwietniu 1967 roku, a w czerwcu wybuchła wojna izraelsko-arabska. Polska zajęła wobec niej stanowisko antyizraelskie, a wobec własnych obywateli pochodzenia żydowskiego postawę antysemicką, nasiloną jeszcze po marcu 1968. Większość Żydów polskich emigrowała, życie żydowskie w kraju zamarło, opinia o Polsce na świecie została zszargana, a kontakty między PRL i Izraelem zerwane na dwa dziesięciolecia. Akcja zbierania świadectw o polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata przyszła w porę; kilka lat później spaliłaby na panewce.
Książka miała żywy oddźwięk. Nadeszło tyle nowych relacji, że konieczne stało się nowe wydanie. Autorzy i wydawca mieli dylemat: czy w obliczu kampanii antysemickiej zabiegać o wznowienie. I władza była w rozterce, bo generalnie żydowskim tematom była wroga, ale ten akurat chętnie by wyzyskała propagandowo za granicą. Cenzura żądała zmiany tytułu, zaczerpniętego od "podpadniętego" Antoniego Słonimskiego. Bartoszewski nie zgodził się, dzieło wyszło z niezmienionym tytułem i całym wierszem Słonimskiego użytym jako motto.
Drugie wydanie ukazało się w 1969 roku. Powiększone z 600 do 1100 stron. Pomieściło 280 relacji (80 przybyło) 265 autorów i dwukrotnie więcej: 100 dokumentów. Zostało uporządkowane, relacje pogrupowane w działy: pomoc zbiorowa; indywidualna; cena pomocy (o skazanych na śmierć za ukrywanie Żydów). W trzecim (Warszawa, 2007) dodano wywiad z Władysławem Bartoszewskim red. Mariana Turskiego, prezesa Stowarzyszenia "Żydowski Instytut Historyczny" (współwydawcy, ze Światem Książki), oraz wybór recenzji pierwszego i drugiego wydania.
Żydowski historyk Michał Borwicz, animator pojednawczego dialogu polsko-izraelskiego, pisał w paryskiej "Kulturze": "Jaka szkoda, że - wskutek nadużycia - termin Złota Księga tak bardzo się zbanalizował i zdewaluował! Rzadko które dzieło zasługiwałoby bowiem w tym stopniu na tę nazwę". Stefan Kisielewski (pod pseudonimem Antoni Kowalski; miał zakaz druku) w miesięczniku "Znak" nazwał tę książkę "monografią cierpień i grozy, a zarazem poświęcenia, miłości do człowieka, bohaterstwa". Podkreślił też: "Nic tu nie zostało upiększone ani zatuszowane; obok bestialstwa sprawców bywa i bezmyślność czy zła wola otoczenia, nie ukrywa się faktów upodlenia społecznego". To, że obraz stosunków polsko-żydowskich, nakreślony w Ten jest z ojczyzny mojej jest prawdziwy, nieprzesłodzony ani nieprzeczerniony, zauważył też Józef Czapski. Nawiasem mówiąc, właściwością książek Bartoszewskiego było, że wzbudzały potrzebę zabrania głosu u luminarzy kultury; mało kto mógł się poszczycić podobnym zestawem recenzentów, a dyrektor wydawnictwa Znak Jacek Woźniakowski mawiał, że na promocje do "Bartosza" przychodzi "almanach gotajski inteligencji polskiej".
Autor: Andrzej Kaczyński, październik 2010
Wydanie z 2007 roku:
-
Władysław Bartoszewski, Zofia Lewinówna
Ten jest z ojczyzny mojej. Braterstwo w czasach pogardy
Świat Książki, Warszawa, maj 2007
160 x 240, 928 ss., twarda oprawa
ISBN: 978-83-247-0715-7