"ROLKE" wydawnictwa Bosz to album przekrojowy, choć nie ma w nim najbardziej popularnych dzieł fotografa. Kilkaset wybranych zdjęć powstało w powojennej Warszawie, w okresie formowania się warszawskiej awangardy, podczas pobytu w Hamburgu, a także współcześnie. Album zawiera kilka rozdziałów, które są raczej zbiorem zdjęć, niż spójną narracją, zorganizowanych na zasadzie skojarzeń wizualnych lub powtórzenia kształtów.
Tadeusz Rolke na większości wybranych przez siebie zdjęć utrwalił kobiety. Mijane na ulicy, pozujące, uchwycone w grupie podczas protestów, czy ubrane w zgrzebne płaszcze, czekające na coś. To właśnie one opowiadają o jego życiu.
Pierwszy rozdział, "Lekkość bytu", to bezpretensjonalne uśmiechy, radość z życia i erotyka. Ten zbiór można odczytywać jako marzenie o wolności, większej swobodzie, o wyjściu poza realia społeczno-polityczne. W taką narrację wprowadza również zdjęcie otwierające album, na którym na scenie tańczy grupa kilkunastu osób. Świetne reporterskie prace połączone ze zdjęciami z sesji studyjnych można znaleźć w dziale "Dotyk".
Kontrowersyjny jest rozdział "Sztuczki" – seria portretów zrobionych z wykorzystaniem dzieł sztuki w tle, a z kobietami na pierwszym planie (tytułowymi Sztuczkami?). Anda Rottenberg problematyzując te prace fotografa pisze o "ingerencjach w przestrzeń ekspozycyjną" i "wielostronności relacji autora ze sztuką". W moim odczuciu byłoby lepiej zostawić te zdjęcia jako prosty zapis spotkania, kronikę towarzyską, dokument czasów. Nadbudowa teoretyczna prowadzi tu do skojarzeń z patriarchalną wizją świata.
Fotograf kończy swoją opowieść sesją "Beatrycze". Narracja oparta głównie na ciepłych wspomnieniach młodości prowadzi do melancholijnej pointy. Na kilku zdjęciach modelka z zasłoniętymi oczami powtarza ruchy innej, znanej autorowi kobiety. Zamknięcie książki zdjęciami powstałymi po rozstaniu ma charakter uwalniający. Tego rodzaju ćwiczenie z samoświadomości ogląda się lepiej niż pozbawiony kontekstu sentymentalizm, który łatwo może obrócić się w kicz.
W pracach wybranych do albumu rysuje się obraz Rolkego jako poszukiwacza doznań, naznaczonego utraconą miłością. Osiemdziesięciosześcioletni fotograf podsumowując ostatnie sześćdziesiąt lat życia i pracy twórczej najchętniej wraca do spotkań z drugim człowiekiem. Niewiele jest tu zdjęć, które powstały w momentach samotności autora. Jednym z nielicznych jest praca pokazująca słabo oświetlony, pusty materac pod spadzistym dachem. Tadeusz Rolke woli z odbiorcą rozmawiać jak z dobrym kolegą – nie stawiać pytań o sens życia, ale wspominać dobre czasy, unikając przy tym moralizowania i polityki.