Stanisław Łubieński, kulturoznawca, ukrainista, autor "Pirata stepowego" o ukraińskim anarchiście i rewolucjoniście Nestorze Machnie, nie napisał książki o ptakach. A przynajmniej nie tylko o nich. Jeśli "Dwanaście srok za ogon" można w jednym zdaniu opowiedzieć, to chyba tak: jest to zbiór różnych historii z ptakami, ale także i ich miłośnikami w roli głównej. Książka niewielka, ale pasjonująca.
"Dwanaście srok za ogon" to coś w rodzaju patchworku. Łubieński bywa tu obserwatorem przyrody-poetą, eseistą, bywa reporterem, ale często jest też biografem, a nawet publicystą. Bohaterami jego opowieści są sosnówki, jastrzębie, kruki i szlamniki, ale też postacie ornitologów, ptasiarzy-amatorów, artystów, działaczy. Bohaterem niektórych historii jest wreszcie on sam, dzielący się z czytelnikami i czytelniczkami przeżyciami – a ma ich sporo – z rozmaitych wypraw, obozów, wolontariatów i innych własnych około-ptasich aktywności.
Łubieński krąży, zatacza koła wokół tematu, oddaje się dygresjom. Tu zahaczy o Chełmońskiego i jego religijny niemal stosunek do przyrody, tam przyjrzy się postaci znanego ornitologa, tu znowu naświetli zwyczaje bocianów, żeby w międzyczasie opowiedzieć jeszcze o własnych przygodach jako "ptasiarza", jak po polsku – niezbyt fortunnie, zdaniem samego autora, mówi się na birdwatcherów. Chociaż akurat mnie to swojsko brzmiące określenie całkiem się podoba.
Właściwie cała ta mozaikowa książka napisana jest właśnie z takiej – "ptasiarskiej" – perspektywy. Daleko jej do ornitologicznej ortodoksji, ale nie jest też w żadnym wypadku "amatorska", bo Stanisław Łubieński ma na temat, o którym pisze, kapitalną wiedzę, zarówno teoretyczną, czerpaną z książek, opracowań i atlasów, o których zresztą pięknie pisze, jak i ściśle praktyczną, nabytą w lasach, miejskich parkach i różnych innych mniej lub bardziej zaskakujących miejscach, gdzie się oddawał swojej pasji.
Nie wszystkie tonacje tej różnorodnej książki tak samo trafiły mi do przekonania. Parę razy zdarzyło mi się odpłynąć myślami przy co bardziej poetyckich, "impresjonistycznych" fragmentach, bo siłą rzeczy opisów przyrody jest w tej książce dość sporo. Pochłonęły mnie za to doszczętnie historie opowiadane przez Łubieńskiego-znawcę ptasich zwyczajów i Łubieńskiego-biografa. Jednym z moich ulubionych rozdziałów czy też miniesejów, które składają się na "Dwanaście srok za ogon" jest ten poświęcony ptasim migracjom. Dowiedzieć się z niego można na przykład o XVI-wiecznym biskupie Uppsali, przekonanym, że jaskółki nie migrują, ale zanurzają się na zimę pod wodę. A także o tym, że sosnówka pachnie żywicą, a łozówka ma wyjątkowo miękkie piórka. Że ptaki do odlotu skłania "niepokój migracyjny", a szlamniki pokonują Pacyfik w czasie jednego, nieprzerwanego, rajdu.
Ptasia migracja to dla mnie największy cud natury. Historię każdej wędrówki można przedstawić jako heroiczną epopeję. Każdy jej uczestnik jest wyjątkowy. Ile przeszkód, niedogodności, niewygód i niebezpieczeństw napotyka na swojej drodze ważąca kilkanaście gramów sikora, która pokonuje jedynie kilkaset kilometrów?.
Do najlepszych, moim zdaniem, fragmentów "Dwunastu srok za ogon" należą też opowieści o rozmaitych ptasich pomyleńcach: ornitologach, badaczach, ptasiarzach. Historia ornitologa Jamesa Bonda (zbieżność nazwisk bynajmniej, bynajmniej nieprzypadkowa!), autora kultowego przewodnika "The Birds of the West Indies" czy pochodzącego z Prus Wschodnich/dzisiejszych Warmii i Mazur Friedrichu Tischlerze, który swoje ptasie obserwacje toczy w cieniu II wojny światowej, to prawdziwe minibiograficzne perły.
Łubieński w swoim deptaniu po piętach innym ptasim świrom i pasjonatom, uganianiu się po Polsce i oddaniu – jakby troszkę obsesyjnym – tematowi ptaków, przypomina nieco Filipa Springera, tyle że miejsce polskiej brzydoty i krajobrazu zajęli u niego właśnie jego ptasi mieszkańcy. Tak, jak Springer poszukiwał w prowincjonalnej, zapomnianej Miedziance śladów zaginionego miasta, tak Łubieński wypatruje znaków – niewyraźnych, zatartych - obecności Tischlera w Lusinach, gdzie "po rozwiązaniu pegeeru zostali tylko ci, którzy z rónych powodów nie mogli opuścić tego zapomnianego miejsca". Łubieński nie tylko dociera do miejsc rzadko uczęszczanych, ale też odkrywa przed czytelnikami zaskakujące światy, o których istnieniu nie mieli pewnie pojęcia, a które okazują się żyć bardzo dynamicznym i ciekawym życiem – mowa tu chociażby o ptasiarskich forach, czy w ogóle całej ptasiarskiej subkulturze i ludziach dotkniętym syndromem (tak! żartobliwie już zdiagnozowanym) BCD, czyli Birding Compulsive Disorder.