Robert Kuśmirowski, "D.O.M.", 2004, instalacja w Johnen Galerie, Berlin, fot. dzięki uprzejmości Fundacji Galerii Foksal
Robert Kuśmirowski, artysta słynący z tworzenia wprowadzających w błąd niemal idealnych atrap przedmiotów, w instalacji "D.O.M." tworzy antyobraz arkadyjskiej utopii. Widzowie konfrontowani są z obrazem zapomnianego cmentarza.
Zapytany na jednej z konferencji prasowych o stosunek do śmierci, Woody Allen odparł: "Jestem całkowicie przeciw". Czy człowiek przy zdrowych zmysłach może być przeciwny śmierci? Przecież takie stwierdzenie nie ma najmniejszego sensu, przed śmiercią nie można uciec. Cóż, zarówno życie, jak i śmierć pozbawione są sensu - zdaje się mówić słynny amerykański reżyser, miłośnik Sørena Kierkegaarda i Ingmara Bergmana. W jego filmach tylko do nielicznych szczęśliwców, obdarzonych naiwną wiarą w ów sens, ta podstawowa prawda nie dociera. Ignorance is a bliss - zwykli mawiać Anglicy.
Na słynnym klasycyzującym obrazie siedemnastowiecznego francuskiego malarza Nicolasa Poussina "Et in Arcadia ego" (1638-1640), przechowywanym w Luwrze, grupa pasterzy napotyka starożytny nagrobek. Widnieje na nim tajemniczy napis, zawarty w tytule malowidła. Et in Arcadia ego. Inskrypcja, cytat z Wergiliusza, to typowa łacińska elipsa, zdanie niepełne - brakuje tu orzeczenia, nie wiemy też, kto kryje się za mówiącym "ja" (ego). Można je tłumaczyć na co najmniej dwa sposoby: "Ja, osoba złożona w grobie, żyłem w Arkadii", ale też "I ja, śmierć, jestem w Arkadii". Erwin Panofsky, słynny historyk sztuki, twórca ikonologii, w artykule poświęconym obrazowi opowiadał się za drugim z możliwych odczytań. W obliczu tajemniczej inskrypcji pasterze popadają w zadumę. Wizję nieuchronnej śmierci przyjmują ze stoicką rezygnacją. Skoro nawet Arkadia, mityczna kraina szczęścia, gdzie panuje wieczne lato, a pasterze cieszą się, piją i tańczą, nie jest od niej wolna…
Robert Kuśmirowski, artysta słynący z tworzenia idealnych atrap przedmiotów przy użyciu styropianu, farby, papier-maché, w instalacji "D.O.M." tworzy antyobraz arkadyjskiej utopii. Widzowie konfrontowani są z obrazem zapomnianego cmentarza. Jaką wizję przekazuje?
Kuśmirowski budował swój cmentarz w niewielkich przestrzeniach galerii - Johnen Galerie w Berlinie (2004) oraz Fundacji Galerii Foksal w Warszawie (2004). Stąd efekt zaskoczenia - wizja starego cmentarza ucieleśniona zostaje w czystym, modernistycznym white cube. Widzów oddziela od nekropolii ceglany parkan i zardzewiała brama. Spomiędzy cegieł wykruszył się tynk, ale mur jeszcze stoi i skutecznie broni dostępu do sfery zmarłych. Dalej ograniczają ją jednak białe ściany. To zaledwie fragment większej wizji, możliwy do oglądania z jednej strony. Otoczenie każe domyślać się jednak, że mamy do czynienia z atrapą. Że za tym trójwymiarowym obrazem kryje się fałsz.
Artysta celowo operuje tutaj kontrastem - między funkcjonalną, czystą architekturą a nieporządkiem, który zapanował w strefie przypisanej zmarłym. Żywi dawno o nich zapomnieli, jak też o miejscu, w którym ich pochowano, nikt już nie dba o nagrobki. Pomniki pochodzące zapewne z XVIII lub XIX wieku poprzekrzywiały się i popękały, czas rozkruszył kamień, zatarł kamieniarskie inskrypcje, złamał ramiona krzyży. Wraz z nimi odeszła pamięć o imionach, nazwiskach, datach urodzin i śmierci. Tylko na niektórych nagrobkach majaczą pożółkłe medaliony. To ponury widok, podwójnie wanitatywny. To widok śmierci zapomnianej. Cmentarz sprawia wrażenie jakby przetrwał katastrofę. Nie ma żadnej żywej zieleni, ziemia to spękana glina, jakby przeszła właśnie powódź czy spora ulewa.
Z jednej strony Kuśmirowski tworzy atrapę rzeczywistości, która jest jak prawdziwa, z drugiej - wydaje się, że bliższa jest ona filmowych wyobrażeniom cmentarza z horrorów czy kreskówek Disneya niż prawdziwym nekropoliom. W świecie filmowym, do którego artysta może się odnosić, śmierć albo pojawia się w takich ilościach, że przestaje być traktowana do końca serio, albo jest niemożliwa - uderzenie najcięższym młotem nie jest w stanie ukatrupić bohaterów filmów dla dzieci, zawsze odradzają się w kolejnej scenie. Jakby autorzy tych produkcji zgadzali się z Woodym Allenem: "Śmierć? Nie zgadzam się. Zgłaszam veto".
Wizja Kuśmirowskiego to obraz przerysowany, na wyrost, bardziej scenografia niż cytat z rzeczywistości. Czy do tego została dziś sprowadzona śmierć? Do kiczowatego obrazka, nawet jeśli w trójwymiarze? Czy współczesny obraz śmierci to zamieszkujące horrory zombies?
Wydaje się, że Woody Allen zawarł w swej lapidarnej wypowiedzi eskapistyczny stosunek ponowoczesnej współczesności do śmierci. Mimo jej wszechobecności w mediach - bez niej nie obędą się wiadomości, a im wyższa liczba ofiar, tym wiadomość ciekawsza - śmierć obrasta tabu, znika z codzienności, zostaje wyizolowana z widoku publicznego. Ale to fakt ludzkiej śmiertelności w znacznym stopniu kształtuje naszą kulturę. Zygmunt Bauman w eseju "Śmierć i nieśmiertelność - o wielości strategii życia" pisał:
"Bez śmiertelności nie byłoby historii, nie byłoby kultury, nie byłoby ludzkości. Ponieważ jesteśmy świadomi śmiertelności, chronimy przeszłość i tworzymy przyszłość. Ponieważ wiemy, że musimy umrzeć, tak bardzo pochłania nas robienie życia, śmiertelność jest bez wątpienia nasza - ale nieśmiertelność musimy zbudować sami".
Tymczasem ponowoczesna strategia życia
"nie dopuszcza do tego, by skończoność czasu niepokoiła żyjących; stara się porozrywać czas (…) na krótkotrwałe, natychmiast znikające epizody. Uwalnia śmiertelność od związanego z nią wstrętnego przerażenie, wydobywając ją z ukrycia i rzucając w zwykły i znajomy świat - by mogła być tam, dzień po dniu, praktykowana. Życie staje się ciągłą próbą kostiumową śmierci".
Ale horrory mają swe pierwowzory w gotyckiej powieści, a w sztukach wizualnych chociażby w romantycznych obrazach Caspara Davida Friedricha, który wykorzystywał pejzaż i widoki natury jako medium przesłania religijnego, eschatologicznego czy wanitatywnego. Nieobcy był mu widok romantycznego cmentarza - samotnego, ukrytego w górach, zapomnianego, zniszczonego przez czas, przykrytego śniegiem.
Interpretatorzy twórczości Roberta Kuśmirowskiego wskazują na pewien intrygujący aspekt jego prac - obcujemy z czymś, co wygląda tak samo jak rzeczywiste przedmioty, ale nimi nie jest. Jednocześnie wiedza, że mamy do czynienia z rękodziełem, a nie mechaniczną kopią, nadaje im niezwykłej aury, tak jakby były "prawdziwsze".
"Benedyktyński wysiłek wkładany w dzieła przez Kuśmirowskiego, który w czasach szybkich i łatwych technik reprodukcyjnych może robić wrażenie ekstrawagancji służy tedy umocowaniu falsyfikatów w realnym świecie - po to tylko, by w następnym kroku realność tego świata uczynić mniej oczywistą. Bo skoro falsyfikaty tak perfekcyjnie wpisują się w rzeczywistość, kto nas zapewni, że ona sama nie jest jednym wielkim falsyfikatem?" - pisze Jarosław Suchan.
Tworząc swe atrapy Kuśmirowski zaciera granicę między tym, co prawdziwe, a tym, co fałszywe, ale również między tym, co przemijalne, a tym, co trwałe.
"Spośród wszelkich nieszczęść ziemskiej egzystencji śmierć okazała się (…) najbardziej oporną i obojętną na ludzkie wysiłki" - zauważa Bauman.
Przytakuje mu Poussin: "Tak, śmierć jest nawet w Arkadii". Allen mówi: "Sprawdzam". A Kuśmirowski, jak sugeruje zawarty w tytule skrót, częsta inskrypcja z nagrobków "D.O.M.", asekuracyjnie dedykuje swe dzieło Deo Optimo Maximo - Bogu Najlepszemu Największemu.
Autor: Karol Sienkiewicz, marzec 2011
Robert Kuśmirowski
"D.O.M."
instalacja
2004