Fotograficzne historie opowiadane w pierwszej osobie, a nawiązujące do dziedzictwa fotografów takich jak Anders Petersen, Antoine D’Agata, czy Michael Ackerman, mają swoich fanów. Mówią one przeważnie o sytuacjach trudnych, czy wręcz granicznych. Akcent kładziony jest w nich na dążenie do samopoznania, do czego często potrzebny jest Inny, czasem grupa wykluczonych, a często przypadkowi nieznajomi, na których w zależności od kontekstu można zaprojektować dowolne treści. W Polsce poza Piotrem Zbierskim ten obszar interesuje m.in. Mateusza Sarełło, czy Igora Pisuka. Formalnie są to zazwyczaj fotografie kontrastowe i ziarniste, często też poruszone, ta surowość ma podkreślać autentyzm opowieści.
Gdzie warto się gubić?
Józef Robakowski, kurator wystawy Zbierskiego w warszawskiej Leica Gallery, pisze o jego praktyce jako o odbierającej ostrość realności, wymazującej kontury. Jego zamazania obrazów są przejawem subtelnej delikatności i podaniem ręki drugiemu - tłumaczy.
Fotograf w tekście otwierającym pisze o procesie twórczym jako o wybieraniu kierunku, a nie zbieraniu efektów. Rolę fotografa, a więc swoją, definiuje (i uzasadnia) następująco:
Fotograf to ktoś, kto potrafi się gubić, tam gdzie warto się gubić.
W autorskim tekście otwierającym duża ranga zostaje nadana subiektywności doświadczenia. Upraszczając: ja czegoś doświadczam i dlatego jest to warte opowiedzenia. Niebezpieczeństwem takiego zabiegu jest to, że podmiot staje się towarem, jego opowieść zmienia się w reklamę samego siebie. Z tego samego powodu sceptycznie patrzę też na umieszczone między rozdziałami małe zeszyty pokazujące notatki fotografa, które tworzą dodatkową i nieciekawą opowieść, odciągającą od głównej treści książki.
Do opisu fotografii z "Push the sky away" mógłby posłużyć zestaw słów opisujących romantyczną miłość, z jej uniesieniami, uczuciami pięknymi i głębokimi, oderwaniem od rzeczywistości. Jest w nich tęsknota za bitnikowską swobodą twórczą, podszyta egzystencjalnym lękiem. Zbierskiego inspiruje hinduska kosmologia i francuska poezja. Są tu echa poszukiwań Thoreau i Kerouaca, a tytuł drugiego rozdziału, "Love has to be reinvented", to cytat z Rimbauda.
Sen, miłość i religia
Pierwszy rozdział otwiera portret chłopca wynurzającego się z basenu, po nim widać autoportret fotografa; cień sylwetki przy drodze, obrzeża, miejsce poza czasem. Ten fragment książki jest jak marzenie senne. Przechadzają się w nim dziwne postaci ze zniekształconymi twarzami, czasem mroczne, kiedy indziej to dzieci zatrzymane podczas zabawy. Ich kontur prześwietla się w słońcu, albo znika w cieniu. Dominuje tu atmosfera letniej przygody, ożywczej jak haust świeżego powietrza.
Druga opowieść rozpoczyna się zdjęciem dawnej miłości. Kilkadziesiąt prac w tym rozdziale to zbiór myśli, które pojawiły się po rozstaniu. Niezwykła naturalność bije z dwunastu portretów kobiecych umieszczonych na jednej stronie. Jest tu chyba najwięcej tego, czego przez cały rozdział szuka Zbierski: spontaniczności, ekspresji emocji.