"Kiedyś mnie pytano, czemu nie napiszę czegoś współczesnego" – mówił Piotr Paziński w wywiadzie dla "Newsweeka". "Odpowiadam: bo ludzi mogących opowiedzieć o swych licealnych przeżyciach są w Polsce tysiące. A tych, którzy mogliby opisać ostatni żydowski pensjonat, może pięć". W tej deklaracji zawiera się esencja pisarstwa urodzonego w 1973 roku prozaika, znawcy Joyce'a i laureata Paszportu Polityki za powieść "Pensjonat", a przy okazji redaktora naczelnego żydowskiego dwumiesięcznika "Midrasz".
Cztery opowiadania z tomu "Ptasie ulice" są niedzisiejsze, niewspółczesne, zwrócone w przeszłość. Jakby nie pisał ich na komputerze (o ile to narzędzie pracy Pazińskiego) człowiek przed czterdziestką, ale nauczyciel z Drohobycza w przy świetle lampy naftowej. Nie ma w tym jednak wtórności, jest za to dobrze przemyślany głos i kreacja literacka, przefiltrowana przez ironię i melancholię. To kolejna wysmakowana, gęsta i podszyta rozpadem proza Pazińskiego, która, jak pisała parę lat temu "Polityka", pokazuje, jak mocno i ciekawie brzmi głos trzeciego pokolenia po Holokauście.
"Ptasie ulice" są poniekąd kontynuacją "Pensjonatu", choć, jak mówi autor, mniej autobiograficzną. Tam był podupadający pensjonat pełen podstarzałych wczasowiczów oddających się dyskusjom o żydowskim losie, tu jest pogrzebowy kondukt, którego kluczenie po cmentarnych ścieżkach przywodzi na myśl wędrówkę przez pustynię ("Kondukt"); poszukiwanie zaginionego rękopisu powieści o przedwojennej Warszawie i jego autora, po którym ostało się tylko imię ("Manuskrypt Izaaka Feldwurma"); jest znikający nagle tajemniczo starszy pan z parku, którego trop można odnaleźć nie gdzie indziej, jak w przedwojennej książce telefonicznej w pewnym antykwariacie u progu likwidacji ("Staruszek") i czuwanie przy zwłokach zmarłej znajomej w mieszkaniu pełnym przedmiotów, zyskujących własne życie ("Mieszkanie").
Nie ma właściwie gojów, bo świat, który buduje Paziński to szczelny świat żydowski, skupiony na sobie i zwrócony do wewnątrz i wstecz. Są lisie kołnierze, biblijne debaty, są nieistniejące już "północne dzielnice" z ulicami, w których pospolitych nazwach ("Orla, Gęsia, Wronia i Kacza") kryje się "specyficzny ładunek ni to smutku, ni to nostalgii, maskujących rozpacz". Jest wreszcie czołowa bohaterka zbioru, czyli śmierć i odchodzący w niebyt świat: trzy z czterech opowiadań z "Ptasich ulic" zaczynają się od tego, że ktoś właśnie umarł.
Bo, podobnie jak w "Pensjonacie", oprócz narratora, "ostatniego w łańcuchu pokoleń, uczepionego na samym końcu", nie ma tu właściwie bohaterów poniżej osiemdziesiątki. A młodość ma wobec odchodzącego świata zobowiązania. "Jakub idzie w moje ślady. Tak mówił. Jakub mnie wyręczy. Jakub podejmie wątek, Jakub zacznie tam, gdzie ja nie mam siły dalej pisać" – mówił o narratorze zmarły, jak opowiadają mu żałobnicy z opowiadania "Kondukt". Kontynuator, następca, "ostatni w szeregu", który od garstki starców przejmuje opiekę nad tradycją, opowieści i pamięć – w tej figurze kryje się klucz do prozy Pazińskiego.
Drugi klucz, a może właściwie ten sam, to postpamięć, wzrastanie w cieniu historii poprzednich pokoleń, ukształtowanych w traumatycznych okolicznościach, które domagają się opowiedzenia, choć, jak zastrzega bohater, przysłuchując się po raz kolejny żywotowi Izaaka Feldwurma, niekoniecznie w kanonicznej i niezniekształconej wersji. Pisarstwo Pazińskiego wypływa z poczucia braku, jego siłą sprawczą jest melancholia i zasłyszana jeszcze w dzieciństwie, "chyba dzięki nieuwadze dorosłych", opowieść o tym, że "nowe kwartały miasta wzniesiono na ludzkich kościach, zalegających płytko, zaraz pod nogami przechodniów".
To proza umiejscowiona w mieście (Warszawie), którego współczesne przecznice unoszą się w próżni, nie przywierają do gruntu, skrywają nicość, jak "mieszkanie na ruinach wymarłej cywilizacji". Taka przeszłość domaga się wciąż nowego przetwarzania i działań młodego archeologa pamięci, choć to działalność poniekąd wywrotowa, bo tak jak rękopis Izaaka Feldwurma, "mogłaby wywołać tęsknotę, ta zaś żal, dotychczas tak skrzętnie skrywany, że jakby go w ogóle nie było".
Melancholia podszywająca prozę Pazińskiego nie oznacza jednak wyłącznie minorowej tonacji. Bo opowiadania z "Ptasich ulic" to też proza czuło-ironiczna, w której pobrzmiewa subtelny czarny humor. Z lekka komiczna bywa postać młodego (a przynajmniej dużo młodszego od otoczenia) narratora w wiecznym spotkaniu/starciu z ekstrawagancką starszyzną, groteskowy i tajemniczy jest skąpawy i podejrzliwy antykwariusz, groteskowy wymiar ma nawet czuwanie przy zmarłej lekarce w towarzystwie oskarżycielsko usposobionego wobec bohatera pana Rubina ("Wszyscy mówili, że jak dorośnie zostanie lekarzem albo uczonym. I co?"). "Ptasie ulice" pobudzają też wizualnie, jest tu wiele scen jakby gotowych do sfilmowania: postawiona na głowie Warszawa, odkryta podczas poszukiwań Feldwurma, szturm na żywych dokonywany przez porzucone przez zmarłych przedmioty, wizja miasta przeniesionego na wyspę, które podąża za słońcem. To proza dużej urody, stworzona do powolnej lektury: gęsta, pełna znaczeń, wysmakowana stylistycznie, wyciszona, świadomie retro. Oryginalny i wyrazisty to głos, choć mocno zakotwiczony w tradycji.
To, co intryguje w "Ptasich ulicach", to jednak nie tylko zmagania z przeszłością, ale i pytania o teraz. Zarysowuje się tu coś na kształt kryzysu wieku średniego, delikatnej paniki tego, który zostaje odsłonięty w szeregu przez śmierć poprzedzających go wiekowo towarzyszy. Książki znikają, stare antykwariaty podlegają likwidacji, staruszkowie zostawiają Jakuba na pastwę losu, czyli, w tym wypadku, samodzielne wydostanie się z cmentarza-labiryntu. Prymus, ulubieniec, pupil, kontynuator powoli zostaje sam. Pozostaje rozpamiętywanie, czytanie i pisanie, choć z wiecznym poczuciem utraty. Bo, jak mówił Paziński w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" w 2010 roku,
"(…) wierzę w literaturę. Być może wyłącznie w literaturę - jako jedyny sposób ocalenia umarłego świata. Ale że jestem pesymistą z natury, wiem, że świata nie da się w ten sposób odbudować".
Piotr Paziński
"Ptasie ulice"
Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2013.
format: 135 x 210 mm, ss. 192
oprawa miękka
ISBN: 9788362795215
www.nisza-wydawnictwo.pl
Autorka: Aleksandra Lipczak, maj 2013