"Ballada" to nie tylko brawurowa akcja, ale i koloryt lokalny warszawskiej Pragi – na czele z bazarem Różyckiego, nadal stanowiącym centrum imponujących nielegalnych transakcji. Szczególnie poruszające są jednak opisy współczesnych przekrętów, niestety, usankcjonowanych prawem. Łamią one życie zwyczajnych zjadaczy chleba, bezbronnych wobec bezduszności machiny urzędniczej, rugującej dawnych lokatorów z mieszkań za niepłacenie wyśrubowanych czynszów.
Takiemu stanowi rzeczy przygląda się ze zdumieniem trzech honornych kasiarzy z prawobrzeżnej Warszawy, zwolnionych przedterminowo po piętnastoletniej odsiadce. Zresztą pobyt w celach – dokąd zaprowadziła ich zdrada wspólnika – również nie układał im się najlepiej:
Gdybym nie był charakternym gościem, to w więzieniu zszedłbym na psy. Nawet nie wiesz, jaka teraz hołota trafia do pudła.
Na wolności nie inaczej, przyjdzie im się zmierzyć z decyzjami urzędników, które pozbawiły ich w majestacie prawa dachu nad głową oraz zetknąć się z bezwzględnymi metodami rodzimych i zagranicznych grup przestępczych, toczących nad Wisłą bezpardonowe walki o strefy wpływów. Trudno zostać neutralnym tam, gdzie trwa nieustanna wojna podjazdowa, więc Tolo, Mateusz i Krzywy wchodzą w ryzykowny układ z niegdysiejszym gnębicielem. Śledczego, inspektora Mogielnickiego (ksywa Mogiła) zapamiętali do końca życia z brutalnych metod wydobywania zeznań.
– Dlaczego upierasz się, że wszystkich napadów dokonałeś samodzielnie? – wściekle pytał Mogielnicki. – Uważasz mnie za durnia?
– Jeśli mam być szczery…
Tolo nie dokończył zdania, bo krótki cios w podbródek zwalił go na podłogę. W ustach poczuł słodki smak krwi.
Mogiła, odsyłany właśnie przez zwierzchników na zieloną emerycką trawę, postanowił na odchodne zasłużyć na medal. Przeprowadził więc spektakularną akcję ekspropriacji sześciu milionów dolarów pranych w Polsce przez niemieckie gangi. Chcąc wejść w ich posiadanie – jak od początku zamierzał – musiał zdeponowane kwoty wydobyć z sejfów warszawskiej prokuratury, do czego niezbędni okazali się trzej kasiarze, których niegdyś bił i upokarzał za kratami.
Trzech fachmanów wiedziało, że od skorumpowanego gliny prędzej mogą się spodziewać po ołowianej kuli w czaszkę niż obiecywanej doli. Tym bardziej skrupulatnie przystąpili do opracowania własnego planu. Cwany glina Mogielnicki trzymał w szachu nawet najgroźniejszych gangsterów Warszawy, choćby niejakiego Hrabiego, skutecznego likwidatora konkurentów na przestępczym rynku, z własnym szefem włącznie.
– Wiesz, że jesteś skurwysynem? – Hrabia miał ochotę splunąć.
– Wiem. I dlatego tacy jak ty darzą mnie szacunkiem.
Szlachetko zadbał o misterne rozłożenie znaczących punktów akcji tak, że czytelnikowi trudno się oderwać od książki. Oprócz żywej intrygi rasowy kryminał powinien mieć jeszcze to "coś", co powoduje, że nie jest tylko popisem sprawności narracyjnej. Dlatego epizod z wyczynami skośnookiego współczesnego ninji – karkołomnymi, bo też cichcem łamie karki – bez problemu sąsiaduje z mimochodem poczynionymi spostrzeżeniami natury całkiem swojskiej.
Zupełnie zgłupiałem. Ulice wyglądają jakoś nie tak, jak kiedyś. Trudno się połapać. I co chwila jakiś bank. Taki, śmaki, owaki. Zwariowali czy co? Im ludzie mają mniej forsy, tym wokół więcej banków.
I jak tu do takiego nie wejść, niekoniecznie w godzinach otwarcia. Nie każdy jednak może się wykazać zdolnościami praskiej trójki. Każdy za to może wziąć udział w finale promocji, kuszącej losowaniem milionowej kwoty, oczywiście po uprzednim wysłaniu uciułanych pięciuset złotych na określone konto (Hrabiego).
Szlachetko nie unika złośliwości, żeby scharakteryzować tę czy inną postać.
Za biurkiem siedział glistowaty mężczyzna o twarzy zaskoczonego szczura z wysuniętymi nad dolną wargą siekaczami. Miał na sobie niebieską marynarkę z szerokimi klapami, modnymi w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, a pod nią różową koszulę w ciemne grochy. Właśnie starannie rozprowadzał grzebieniem po niemal łysej czaszce pasemka ciemnożółtych włosów.
"Ballada o kuternogach" to także znakomite literackie odbicie podpatrzonych sytuacji, jak choćby rozmowa dwóch osiłków, tak zwanych cyngli, z których jeden bicie ofiary urozmaicał sobie recytacją dziesięciu przykazań. Miał je w małym palcu, bo kiedyś zamierzał zostać księdzem. Był nawet w seminarium duchownym, gdzie jednak "jeden taki podprowadził mi portfel. Obiłem mu japę. – I co? […] - On został księdzem, a ja porządnym człowiekiem".
Paweł Szlachetko – autor kilkunastu słuchowisk radiowych, pisanych dla Polskiego Radia w latach 1985–1994, równolegle z powieściami sensacyjnymi pod pseudonimem Arthur Ray (między innymi "Poker morderców"). Scenarzysta filmowy i telewizyjny ("Śladami złodziei aniołów", "Zwerbowana miłość"; oba na podstawie tekstów wydanych pod własnym nazwiskiem), twórca cyklów reportaży i kilku powieści kryminalnych. W 2012 roku nominowany do literackiej Nagrody Wielkiego Kalibru za powieść "Wichrołak".
Paweł Szlachetko
"Ballada o kuternogach"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2013
format: 125 mm x 195 mm
liczba stron: 480
okładka: miękka
ISBN: 978-83-7839-516-4
www.proszynski.pl
Autor: Janusz R. Kowalczyk, czerwiec 2013