Po 1520 roku niemal zamarła produkcja średniowiecznych ołtarzy, wykonywanych przez szereg warsztatów z mniejszych i większych ośrodków artystycznych. Przez kilkadziesiąt lat XVI wieku śląskim luteranom służyły stare, jeszcze średniowieczne retabula użytkowane po niezbędnych zmianach dostosowujących je do nowego obrządku. W tym czasie powstało jedynie kilka kamiennych ołtarzy z nowym programem ikonograficznym. Zapotrzebowanie na drewniane ołtarze przyszło około przełomu stuleci. Sięgnięto wówczas po typowe dla tych czasów struktury dwu- lub czterokolumnowe (te ostatnie pochodziły z Saksonii), a także wrócono... do średniowiecznych tryptyków.
O tym, że był do powrót świadomy świadczy inskrypcja z tyłu ołtarza w Gryfowie Śląskim: "[Altar] in gegenwartigen Form geferttiget und aufgesetzt worden" ("[Ołtarz] w przeszłej formie przygotowany i umieszczony został"). Co zatem rozumiano w tym przypadku jako "przeszłą formę"? Niewątpliwie chodziło w tym przypadku o zastosowanie trzech par skrzydeł - po jednej parze do kondygnacji. Proporcjonalnie dobrane zostały także ich rozmiary - każda z par jest węższa. Takie konstrukcje w średniowieczu jednak nie występowały. Co więcej, w Gryfowie sprawny projektodawca ołtarza przyczepił skrzydła do całkowicie manierystycznej struktury - z edikulami czterokolumnowymi, glorietą w zwieńczeniu - dekorowanej bogatą, typową dla tych czasów, ornamentyką niderlandzką. Możemy więc jedynie przypuszczać, że życzeniem fundatorki (lub gryfowskiego pastora Wolfganga Silbera) było twórcze nawiązanie do minionej epoki, z zastosowaniem wybranych elementów, a nie kopiowanie dzieł dawnych mistrzów.
Zresztą ołtarz w Gryfowie Śląskim nie jest jedynym dziełem tego typu, choć największym w Europie Środkowej. Już wcześniej genialny rzeźbiarz Gerhard Hendrik z Amsterdamu dodawał do ołtarzy wić roślinną przypominającą późnośredniowieczny astwerk (ołtarz w Żórawinie, obecnie w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, 1604). Inni artyści stosowali nieruchome skrzydła (np. ołtarz w Grzędach, pocz. XVII w.). Lokalni rzeźbiarze i stolarze zapewne częściej jednak brali sobie do serca życzenia fundatorów, gdyż na Śląsku powstawało wiele typowych tryptyków, niewiele różniących się od dzieł z początku XVI wieku. Nawiązywanie do średniowiecza trwało aż 20 lat, do początków wojny trzydziestoletniej.
Zastosowanie skrzydeł w gryfowskim ołtarzu nie było jednak jedynym przejawem powrotu do średniowiecza w tym dziele. Niemniej ważny był program ideowy - w przypadku otwartego ołtarza ukazujący szczegółowo Pasję Chrystusa z rzadko przedstawianymi scenami aż czterech przesłuchań (przed Kajfaszem, Najwyższą Radą, Herodem i Piłatem) i dokładnym zobrazowaniem męczeństwa. Położenie nacisku na aspekt cierpienia Chrystusa niezupełnie zgadzało się z zaleceniami Marcina Lutra odnośnie programów ołtarzowych. Należy je raczej uznać za przejaw tęsknoty fundatorów za mistycyzmem dawnego katolickiego obrządku. Idealnie wpasowuje się weń również program na zamkniętych skrzydłach ołtarza gryfowskiego, na których wymalowano sceny z dzieciństwa Jezusa, a więc znaczną część średniowiecznego cyklu maryjnego. Jednak przynależność konfesyjną ołtarza dobitnie określają dwa elementy widoczne tak przy otwartych, jak i przy zamkniętych skrzydłach: Ostatnia Wieczerza i Chrystus Zmartwychwstały umieszczony w gloriecie na szczycie ołtarza - symbolicznym podkreśleniu znaczenia tego wyobrażenia.
Tak skomplikowanego zamówienia, jakim był ambitny zarówno artystycznie, jak i treściowo ołtarz w Gryfowie Śląskim, nie była w stanie opłacić rada miejska, czy przedstawiciel typowej śląskiej szlachty. Zwłaszcza, że trzy lata wcześniej spaliło się niemal całe miasto i potrzebny był majątek na jego odbudowę. Fundatorką, a zarazem zapewne także inicjatorką "neogotyku" została Eleonora von Schaffgotsch, właścicielka trzech zamków: Chojnika, Zamku Gryf i Kamienicy Starej. Do jej rodziny należały wówczas ogromne posiadłości ziemskie w okolicach Jeleniej Góry, co czyniło ten ród jednym z najpotężniejszych na Dolnym Śląsku.
Do wykonania tak specyficznego i kunsztownego zamówienia potrzebny był również sprawny artysta. Tak o nim wspomniano w inskrypcji na ołtarzu: "(Altar) Welches durch die Ehrbaren kunstreichen Paul Meyner aus der Churfurstl: Bergstadt St. Marienberg in Meissen, Bildschnitzern zu Dittmannsdorff in gegenwartigen Form geferttiget und aufgesetzt worden" ("Ołtarz, który przez uczciwego kunsztownego Paula Meynera z miasta St. Marienberg w Saksonii, rzeźbiarza w Dziećmorowicach w przeszłej formie przygotowany i ustawiony został"). Poza pozytywnymi przymiotami cechującymi Meynera, dowiadujemy się o nim także, że przybył z lokalnego ośrodka rzeźbiarskiego w Saksonii i osiedlił się w wiosce pod Wałbrzychem. Czemu zatem nie osiadł w mieście, jak większość rzeźbiarzy - zarówno saksońskich, jak i lokalnych, śląskich? Tego nie wiadomo, przypuszczam jednak, że być może został sprowadzony przez Schaffgotschów i osiadł w jednej z miejscowości należących do możnego rodu. Zresztą, współpracownik Meynera - niejaki Christoph Kower, malarz, pracował w Raszowie - maleńkiej wiosce zagubionej pośród Rudaw Janowickich. Przytoczona inskrypcja jest jeszcze ciekawa z jednego względu: mamy tu określenie "Bildschnitzer" - tłumacząc dokładnie: "wycinacz obrazów", czyli rzeźbiarz pracujący w drewnie. Na Dolnym Śląsku nie zachowało się więcej sygnatur "Bildschnitzerów", a jeśli jakiś rzeźbiarz się podpisywał, to tylko jako "Bildhauer" - rzeźbiarz pracujący przede wszystkim w kamieniu. Dzieła z drewna najczęściej podpisywali stolarze i malarze, co pomniejsza naszą wiedzę o "bildschnitzerach" i tym większe uznanie należy się naszemu Meynerowi.
Z twórczością saksońskiego mistrza osiadłego na Śląsku można łączyć szereg ołtarzy i ambon zachowanych w wioskach nie dalej niż 50 km od miejsca pobytu jego warsztatu (m.in. ołtarze w Ciechanowicach, Gościszowie, Pogwizdowie). Swoistym wyróżnikiem twórczości Meynera stała się glorieta ołtarzowa - nikt poza nim nie stosował tego elementu. No, może poza jego uczniami, którzy pochodzili zapewne ze Śląska i wzorowali się na mistrzu. Następnie próbowali wykorzystać część nabytych umiejętności w tworzonych przez siebie dziełach.
Paul Meyner nie był w tym czasie jedynym rzeźbiarzem "aus Meissen" (z Saksonii). Śląsk przeżywał około 1600 roku prawdziwy najazd artystów z Zachodu. Nic w tym dziwnego - zarówno szlachcie, jak i mieszczanom powodziło się wtedy bardzo dobrze. Protestancka tradycja upamiętnienia zmarłych spowodowała ogromne zapotrzebowanie na rzeźbiarzy i malarzy. Z Saksonii przyjeżdżali do Legnicy, Wrocławia, Świdnicy, a także odleglejszych Brzegu i Ząbkowic Śląskich. Najczęściej, tak jak Meyner, pochodzili z rodzin o tradycjach artystycznych, np. kamieniarskich lub złotniczych. Tę wspaniałą wymianę na polu sztuki trwale przerwała wojna trzydziestoletnia - związki artystyczne tych dwóch krain już nigdy nie były tak zacieśnione.
Autor: Jakub Jagiełło, grudzień 2009
- Paul Meyner
ołtarz w kościele w Gryfowie Śląskim
1606