Właśnie o tych wypadkach i o tym, co stało się później, opowiada Tokarczuk w "Księgach Jakubowych". Przez pierwszych kilkadziesiąt – a może kilkaset stron – trochę się jeszcze temu nie dowierza i na każdej kolejnej spodziewa spektakularnej wolty, przemieszania planów i zapętlenia opowieści, ironii. Nic takiego się jednak nie dzieje. Jakkolwiek płasko by to nie zabrzmiało i jak bardzo nie oddawałoby szaleńczej istoty tego przedsięwzięcia nie z tego świata, jakim są "Księgi Jakubowe", Tokarczuk napisała powieść historyczną:
W żadnym momencie nie sprzeniewierzyłam się faktom i w gruncie rzeczy mam do nich, zwłaszcza tych wziętych z informacji źródłowych, wielki szacunek.
Sięga tu po fragment historii tak niezwykły, że to, iż do tej pory nikt inny nie skusił się na tę opowieść, tłumaczy się chyba tylko tym, że jej duch – a może raczej duszyca – wolała poczekać właśnie na anarchizującą kreatorkę Janiny Duszejko. To właśnie takiej anarcho-mistycznej narratorki jak Tokarczuk trzeba było, by pokazać taką RP, jaka wyłania się z "Ksiąg Jakubowych": trochę swojską (dwory, biskupi, sztetle), a trochę obcą, daleką od wygodnych wyobrażeń na czele z wyświechtanymi mitami krążącymi wokół tolerancji religijnej i katolickiej tożsamości.
"Czy ktoś tu mówi po polsku?"
Oto Polska granicząca z Turcją i całym jej południowym rozbujaniem nieco nasiąknięta. RP wielonarodowa, wymieszana, różnokolorowa, która świeżo przybyłej na Podole z Wielkopolski poetce Drużbackiej każe krzyknąć w desperacji: "Czy ktoś tu mówi po polsku?".
W takim to "płynnym" krajobrazie rodzi się frankistowska herezja, mistyczna, ale i pragmatyczna, dowolnie poczynająca sobie z religiami, traktująca je jak buty, służące po to, by dojść w nich do celu, za nic mająca ograniczenia tradycji, dogmatów i obyczaju. Przez dzisiejsze okulary: wyzwanie rzucone zastałym tożsamościom i formom, prolog do anarchizmu i socjalizmu. Zjawisko opisane zresztą przez Tokarczuk bardzo wieloznacznie, tak, jak wieloznaczna i niełatwa do przyszpilenia jest postać samego Jakuba Franka, mistyka i despoty, rewolucjonisty i stratega, szalbierza i mędrca.
Może to nie przypadek, że historia Franka "dopadła" Tokarczuk akurat teraz, gdy w powietrzu wisi to coś: pragnienie zbiorowego samookreślenia się na nowo, kiedy z szaf wychodzą dziadkowie i rodzice z Niemiec Białorusi, Grecji (patrz Helbig, Karpowicz, Klimko-Dobrzaniecki), kiedy polska opowieść o przeszłości rozciąga się, otwiera i uelastycznia, zostawiając pole dla nowych, nieoczywistych narracji. U jednych - na mikropoziomie osobistej opowieści, rodziny. U Tokarczuk – na poziomie całej zbiorowości i jej pogmatwanego polsko-żydowskiego dziedzictwa. Wsadza palec w przeszłość i miesza, odkrywa, prowokuje: trzeba przepisywać historię na nowo, żeby w niej nie zastygnąć, żeby nie zabetonować się w micie. Ma rację, kiedy mówi w wywiadach, że "Księgi Jakubowe" to jej najbardziej "prospołeczny" projekt, w którym zostawia samą siebie na boku, pisze o innych ludziach i dla ludzi.
Skąd zło, gdzie Bóg?
Ale w "Księgach Jakubowych" jest nie tylko prospołeczność, lecz i "proczłowieczość", bo jest też książka szaleńczo, opętańczo nasycona metafizyką. Nie tylko do publicznego dyskutowania, ale i intymnego obcowania. Towarzyszymy w końcu tym, którzy oddają się tikkun: próbom naprawiania świata, cerowania dziur w tkaninie, poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, które – przezornie – odsuwają na bok wielkie religie. Skąd zło, gdzie Bóg? "Księgi Jakubowe" brawurowo stawiają też czoła tak ostatecznym sprawom.
Ale i to nie wszystko w tym wielkim gmachu, jakim jest powieść Olgi Tokarczuk, bo jej ciałem są szczegóły codziennego życia: psy, rośliny, delikatne włoski na ciele, pasy, suknie, spojrzenia, intymne chwile, tańce, smutne albo zabawne kobiety, mężczyźni i dzieci z XVIII wieku, którzy są tak pełnokrwiści i prawdziwi, jak prawdziwa jest lebiodka plewiona przez księdza Chmielowskiego w przydomowym ogródku.
"Księgami Jakubowymi" Tokarczuk weszła w nową rolę, do której może i przymierzała się po trochę już od dawna: jest tu nikim innym jak zadziorną XXI-wieczną wieszczką, która sięga po historię narodu, by ją porządnie wytrzepać, przemaglować i po swojemu zinterpretować. Chociaż akcja "Ksiąg Jakubowych" umiejscowiona jest 250 lat temu, dzieje się w prowincjonalnych miasteczkach albo egzotycznych miastach i traktuje o sprawach na pozór ezoterycznych i ciemnych, to książka piekielnie aktualna i ważna.
Niezwykła lektura – dla tych, co przez nią przebrną. Bo jako dzieło totalne wcale nie jest łatwa w lekturze. Flaubertowska, szczegółowa, gęsta, jest namiotem z pięknej i szlachetnej tkaniny, ale jednak ogromnym i czasem trochę przytłaczającym swoim rozmiarem.
Autorka: Aleksandra Lipczak, listopad 2014