Pomysł tej wyprawy wyszedł od Pawła Łozińskiego, młodszego z dwójki dokumentalistów. Wspólnie z ojcem, Marcelem, jednym z najwybitniejszych polskich filmowców, wsiedli w zdezelowanego volkswagena i wyruszyli w podróż do Francji. Pojechali na grób matki Marcela, a babci Pawła. Jeśli w ogóle można mówić o grobie, mając na myśli porośnięty kwiatami paryski skwer, na którym przed laty Łoziński nielegalnie zakopał prochy swej matki. Całą swą podróż filmowali, by po powrocie zmontować wspólny dokument. Zmontowali dwa – zupełnie różne relacje dwóch różnych twórców. Na razie poznaliśmy pierwszą z nich – "Ojciec i syn w podróży" Marcela Łozińskiego. Film wybitny.
Kamera jako skalpel
W "Amatorze" Krzysztof Kieślowski nakazywał swojemu bohaterowi, by zanim zacznie opowiadać o świecie, uważnie przyjrzał się sam sobie. Łoziński tę lekcję dawno ma już za sobą. Odwraca kamerę nie po to, by nagle zobaczyć na ekranie swoje odbicie, ale po to, by pod jej okiem uważniej przyjrzeć się swojej ojcowsko-synowskiej relacji.
Kamera jest tu jak skalpel, który ma przeciąć wrzód wzajemnych pretensji nagromadzonych w ciągu całego życia. Syn wciąż pyta o rozwód rodziców, który wpłynął na jego życie. Krytykuje wychowawcze metody ojca, szuka punktów odniesienia. Są też pytania i ojcowskie porady. Gorzkie, bo okupione własnym bólem. Marcel Łoziński odpowiada synowi na pytania o poszukiwanie miłości, o budowanie relacji z dziećmi, sam próbuje znaleźć dowody swego rodzicielskiego sukcesu.
Najmniej rozmawiają o filmie. Choć i ten pojawia się jako temat ojcowsko-synowskich rozmów. Ale kino jest tutaj bez przerwy obecne. Obaj bohaterowie doskonale wiedzą, że biorą udział w dokumentalnym projekcie. Cały czas mają świadomość kamery, czasem starają się siebie reżyserować, udawać, łasić do siebie nawzajem, ale też do widza. Ale z chwilowej maskarady zawsze wyłania się prawda. Zapisana jest gdzieś w niepozornych spojrzeniach i uśmiechach.
W filmie Marcela Łozińskiego to on jest głównym bohaterem. Film o ojcowsko-synowskiej relacji już na poziomie filmowej formy naznaczony jest miłością. Marcel Łoziński kieruje ku sobie ostrze obiektywu, wystawiając siebie na pierwszą linię. Doskonale wie, że kamera może ranić. Nie pokazuje więc pełnego resentymentów syna, ale siebie jako głównego oskarżonego. Jest coś poruszającego w sposobie, w jaki reżyser chroni drugiego z bohaterów, jak reżyser ustępuje tu miejsca kochającemu ojcu.
"Kiedy był czas pierwszej Solidarności, czułem się Polakiem. Kiedy organizowano antyżydowskie manifestacje, czułem się Żydem, a kiedy jestem we Francji, staram się być Francuzem" – mówi Marcel Łoziński. "-A kim się czujesz teraz - pyta młodszy z Łozińskich. "-Twoim tatą" – odpowiada senior. Odpowiedź banalna, szczera i wyczerpująca. Bo "Ojciec i syn…." to opowieść o rodzinie, o dziedzictwie miłości i ran.
Odwaga szczerości
Jak refren wracają tu archiwalne zdjęcia i fragmenty wideo z rodzinnych zbiorów bohaterów. Ilustrowane muzyką Bacha są jak wycieczka do świata, w którym nie trzeba kryć się za maskami, nie trzeba stroszyć swych kolców. Tu emocje są czyste, a czas wydobywa to, co najważniejsze – międzyludzkie więzi.
W nowym dokumencie Łozińskiemu udała się trudna sztuka – opowiedział autotematyczną historię, jednocześnie unikając ekshibicjonizmu. Rozmowy o najtrudniejszych tematach urywają się nagle, czasem po kilku zdaniach. Niełatwo jest przełamać blokady. Naciskany przez syna Łoziński-senior ucieka przed kamerą, na moment kryje się przytłoczony oskarżeniami i zadawnionym bólem.
Nie jest skory do wzruszeń. Nawet wtedy, gdy opowiada historię samobójczej śmierci matki, przyznaje: "To był najstraszliwszy dzień mojego życia, ale nie płakałem". Jest w tym próba wyjaśnienia emocjonalnego dystansu, który wtargnął między dwójkę bohaterów. I znów, jak w "Toni i jej dzieciach" Łoziński szczerze mówi o własnej przeszłości, ale też o wielopokoleniowym korowodzie ran.
"Ojciec i syn w podróży" byłby filmem zupełnie innym, gdyby nie poczucie humoru obu bohaterów. Film Łozińskiego naprzemiennie wywołuje wzruszenie i śmiech. "Oglądasz się za dupami?" – pyta syn. "Oczywiście, tak" – odpowiada ojciec, dorzucając: "Co, sprawdzasz, czy tatuś jeszcze żyje?". Podobnych dialogów jest tu całe mnóstwo.
Nie sposób powstrzymać uśmiechu, kiedy Łoziński snuje analogie między systemem organizacji na austriackim kampingu do holocaustu, lub gdy po kłótni mającej udowadniać różnice między ojcem i synem obaj w ten sposób przecierają swoje okulary.
Łoziński stworzył bowiem film bezpretensjonalny i bardzo emocjonalny. Odważnie pokazał siebie, własne błędy i swoją miłość. Łoziński nie boi się trudnych pytań i niezadowalających odpowiedzi. Nie boi się także własnych emocji, dzięki czemu na ekranie oglądamy wielki film wielkiego reżysera.
-
Reżyseria: Marcel Łoziński, Scenariusz i zdjęcia: Paweł Łoziński, Marcel Łoziński, Montaż: Przemysław Chruścielewski. Polska 2013.
Bartosz Staszczyszyn 29.05.2013