"Rita: [...] Mili ludzie, inteligentni, bardzo przyjemni. Ale ta hołota polska to była okropna.
Tulo: Hołota wszędzie jest okropna."
Niektóre wspomnienia, kiedyś jakże bolesne, dziś brzmią niczym anegdoty. Na przykład uwagi kierowane do ukrywającej się na aryjskich papierach dziewczyny: "Nie chodź jak kaczka, nie gestykuluj". I wywołujące dotąd gromki autoironiczny śmiech opowiadającej i jej męża ostrzeżenia: "Nawlekasz igłę jak Żydówka". Pouczające bywają także całkiem prozaiczne spostrzeżenia, jak informacja o stresie związanym z alarmem przeciwlotniczym. Bez względu na czas i miejsce "czy to w Warszawie, czy w Tel Awiwie wszyscy biegną do ubikacji." Wręcz niefrasobliwie brzmią dziś spostrzeżenia typu: "I przyszli ci Rosjanie, i byli bardzo mili, i zabrali nam zegarki, i poszli dalej."
Powtarzają się też głosy, w których prześladowani próbują wejść w położenie "biednych Polaków patrzących na getto".
"Kuba: [...] Nie mam pretensji, że nie ukrywali Żydów. Słuchaj, ja nie wiem, czy ja bym się nie bał ciebie ukrywać w tamtych czasach, ale ja bym ciebie nigdy nie wydał. Ty mnie rozumiesz? A teraz idź i napisz to."
Z brakiem zrozumienia Żydzi z Polski spotykali się także w swoim Kraju - pisanym zawsze wielką literą. Powojenni uchodźcy w Palestynie, a później w Izraelu, borykali się z wieloma trudnościami adaptacyjnymi. Ich przejścia w czasach pogardy wśród miejscowych - rodowitych Izraelczyków, zwanych sabrami - wzbudzały powszechne niedowierzanie. Nie inaczej reagowało potomstwo przybyłych z Polski.
"Mietek: [...] nie umieliśmy tego dzieciom opowiedzieć. Bo po nas nikt już nie opowie, najwyżej ktoś przeczyta. A dzieci... One chciały być tubylcami. Nie chciały mówić w innym języku niż hebrajski. Jak ktoś rozmawiał w dowolnym innym języku, to one mu przerywały: 'Nie mów po polsku'.
Lusia: [...] Kiedyś mój syn wrócił ze szkoły i mówi, że idzie grać w piłkę. Miał może dziewięć lat. Ja mu mówię: 'Naprzód odrobisz lekcje, a potem pójdziesz grać w piłkę'. A ten mały mi na to: 'Kim ty jesteś, przeżytku holokaustowy, żebyś mi nie pozwoliła? Dałaś się prowadzić jak owca na śmierć'. To ja się go pytam, kto mu takich rzeczy naopowiadał, a on mówi, że nauczycielka."
"Róźka: [...] Jak był proces Eichmanna, to syn troszkę zaczął rozumieć, ale do tego czasu krzyczał na nas: 'Jak wy mogliście tak się dać na śmierć prowadzić, jak stado baranów?'. Cały Izrael zmienił do nas stosunek po tym procesie. Przedtem zdarzało się, że sabry do nas mówiły: 'Szkoda, że cię ten Hitler nie wykończył'. Tuż po przyjeździe do Kraju pracowałam w fabryce papierosów i tam usłyszałam, jak jedna kobieta do drugiej tak krzyczy."
O tym, że Żydzi w Polsce także konspirowali i bohatersko walczyli, wiedza nadal bynajmniej nie jest powszechna. Stąd też wciąż wydaje się celowe włączanie do zbiorowej świadomości Żydów i Polaków takich relacji, jak cytowana w poniższym fragmencie.
"Poldek: [...] Ciągle przyjeżdżały łączniczki z innych gett i opowiadały straszne historie. Zaczęła krążyć między innymi odezwa Aby Kownera, że trzeba się bronić. Wszyscy doszliśmy do jednego wniosku [...] że jeśli nie możemy jechać do Palestyny, to chociaż umrzemy honorowo. Ciągle mówiliśmy o tym, że musimy zapisać trzy linijki w historii narodu żydowskiego. Żeby młodzież chwyciła za broń i ratowała nasz honor."
Jeszcze jedna postawa przewija się kilkakrotnie przez strony wspomnień zebranych w książce Mikołaja Grynberga.
"Awiwa: Chciałabym, żeby mnie pan zrozumiał. Ja wyszłam z jednym wielkim bólem, że... że ja nie byłam w obozie. [...] Czuję się taka winna, że ja tam nie byłam, że mi było lżej, że ja przeżyłam, a... a moja siostra nie."
Książka Mikołaja Grynberga, jakkolwiek wspaniała i ze wszech miar godna polecenia, z racji zamierzonej kompozycji ma, oprócz wielu zalet, także pewne niedostatki. Za najbardziej oczywisty uważam brak indeksu osób, który znacznie ułatwiłby odnajdywanie istotnych informacji. Może takie opracowanie zmusiłoby też - jeśli nie autora, to redaktora tomu - do weryfikacji niektórych pochopnych stwierdzeń. Takie wątpliwości nasuwają się choćby przy lekturze fragmentu, w którym rozmówczyni Mikołaja Grynberga opisuje przykrość wyrządzoną jej podczas wakacji spędzanych przed wojną z rodzicami w najdłuższej polskiej wsi - Zawoi (str. 41). W niezbyt korzystnym świetle stawia tam wymienionego z imienia i nazwiska wybitnego polskiego aktora Bogumiła Kobielę.
"Irena: [...] On był synem chłopa, od którego moi rodzice wynajmowali domek na lato. I on raz strasznie mnie zbił, mimo że był ode mnie młodszy. Ja wtedy mogłam mieć pięć lat, a on może trzy lata. On mnie bił i krzyczał, że ja zabiłam Chrystusa. Ja wróciłam do domu i się mamy pytam: 'Kto to był Chrystus?'. A moja mam mówi: 'To był Bóg'. To ja w płacz: 'Dlaczego ja go zabiłam, tego Boga?'. Ja wierzyłam, że jak dostałam lanie, to było zasłużone. W latach pięćdziesiątych Kobiela przyjechał z Wagabundą i ja byłam na tym przedstawieniu, ale postanowiłam z nim o tym nie rozmawiać."
I wielka szkoda, pani Ireno. Poznawcza. Dowiedziałaby się pani wówczas od aktora, że bynajmniej nie był dzieckiem chłopa z Zawoi. Bogumił Kobiela - co w dobie Internetu nie tak trudno sprawdzić - był synem Ludwika Kobieli ze Śląska Cieszyńskiego: folklorysty, literata oraz nauczyciela gimnazjalnego w Orłowej i Katowicach. Co też jeśli całkowicie nie wyklucza jego udziału w przywołanym incydencie, to stawia go pod dużym znakiem zapytania.
Jak na mistrza obiektywu przystało, książkę wzbogacają reporterskie fotografie ludzi, z którymi autor rozmawiał. Wprawdzie wszyscy przezeń sportretowani to przedstawiciele inteligencji, o wciąż doskonale sprawnych umysłach, jednak za największą wartość ich wypowiedzi uważam zawartą w nich głęboką życiową mądrość. Tę wrodzoną, ale i nabytą - w dość szczególnych, opresyjnych okolicznościach - w miejscu urodzenia. W kraju nad Wisłą, do którego mniej lub bardziej nieukrywany sentyment wciąż żywią. I to kolejna cecha, która czyni tę książkę lekturą, od której trudno się oderwać.
Mikołaj Grynberg
"Ocaleni z XX wieku"
Wydawnictwo: Świat Książki, Warszawa 2012
wymiary: 135 x 215 mm
liczba stron: 352
oprawa: twarda
ISBN: 978-83-7799-048-3
Autor: Janusz R. Kowalczyk, luty 2012.