Herstoria i związane z nią działania w różnych miastach i miasteczkach to temat sam w sobie ciekawy i świeży, ale "Herstoryczki" oferują jeszcze parę innych niespodzianek: interesujące osobiste herstorie na temat własnego dochodzenia do feminizmu i zajmowania się herstorią, wgląd w historię najnowszą polskiego ruchu na rzecz praw kobiet, a mimochodem - refleksję nad istotą historii w ogóle.
Ponadto, ta raczej nieduża książka jest dowodem na to, że w Polsce kobiety z dużych i małych miast (a także wsi!) są w stanie podjąć działania, które mają ogromną siłę sprawczą. I na dodatek jest dostępna dla wszystkich, bo można ją bepłatnie pobrać w pdfie ze strony fundacji Przestrzeń Kobiet.
Herstoria to coś więcej niż zwykłe uzupełnianie "wielkiej" męskiej historii bitew i wojen o epizody związane z ich żeńskimi uczestniczkami i coś innego niż po prostu historia kobiet, bo pisana/opowiadana jest z ich własnej perspektywy. Uwzględnia to, co wypchnięte i przemilczane przez wielkie narracje. Krakowska fundacja Przestrzeń Kobiet, która wydała "Herstoryczki" jest organizacją – mówiąc nieco pompatycznie – zasłużoną na polu herstorii: od 2009 roku opublikowała pięć tomów "Krakowskiego Szlaku Kobiet. Przewodniczki po Krakowie emancypantek" wydobywającego z zapomnienia historie kobiet związanych z Krakowem, organizowała wycieczki śladami krakowianek, a także warsztaty i seminaria dla innych inicjatyw i kobiet z całej Polski, które chciałyby się zajmować podobnymi sprawami.
"Po co nam historia kobiet?" – pytają autorki książki na prowadzonej przez siebie stronie herstorie.pl/Archiwum Historii Kobiet. "Wierzymy, że perspektywa emancypacyjna w pracy nad pamięcią o przeszłości jest ważna w procesie wprowadzania zmiany społecznej obecnie. Uważamy, że odzyskiwanie historii kobiet wspiera obywatelstwo kobiet, poczucie sprawczości i zaangażowanie społeczne".
W rozmowach kobiety przyznają, że po latach frenetycznego działania, przyszło coś w rodzaju momentu na refleksję, próby przyjrzenia się nieco z boku temu, co zdarzyło się w ciągu ostatnich kilku lat na polu herstorii. "Herstoryczki" są więc próbą podsumowania wspólnej wiedzy – ku pożytkowi własnemu i cudzemu, bo autorki mówią wprost, że ich pierwszym pomysłem było napisanie czegoś w rodzaju poradnika, który mógłby pomóc przy stawianiu pierwszych kroków początkującym herstoryczkom.
Poradnikiem "Herstoryczki" ostatecznie nie są, są za to zbiorem inspirujących rozmów z 21 działaczkami z Gdańka, Warszawy, Milanówka, Grabowa, Konina, Krakowa, Łodzi, Białegostoku, Wrocławia i Lublina, zajmującymi się odzyskiwaniem pamięci i wspomnień o kobietach.
Rozmówczynie robią rzeczy przeróżne – i ta różnorodność to wielki plus zbioru. Jedne oprowadzają szlakami kobiet po Stoczni Gdańskiej, inne współdziałają z seniorkami ze swojej dzielnicy, jeszcze inne odzyskują kobiece historie na wsiach albo przetrząsają w poszukiwaniu kobiecych tropów historię własnego miasteczka. Niektóre mają za sobą długą działalność feministyczną, niektóre zajęły się tym prawie z przypadku.
Niektóre działają z kobietami myślącymi podobnie (=feministycznie), w innych projektach wartością dodaną i wyzwaniem jest całkowita różnorodność światopoglądów ich uczestniczek. Czasem to duże projekty, czasem – jak w przypadku Milanówka – wszystko zaczęło się od spotkań w małej grupie.
"Herstoryczki" można czytać na różnych poziomach. Jest tu poziom meta - refleksji o samej herstorii, o jej metodologii, kontrowersjach. Poziom aktywistyczny - czyli inspiracja do działania, bo wiele tu pytań praktycznych, w rodzaju "Od czego najlepiej zacząć?". Herstoria pokazywana jest na konkretnych przykładach jako skuteczne narzędzie wzmocnienia, uzyskiwania samoświadomości. Jest też poziom osobisty – kiedy rozmówczynie, w bardzo przekonujący sposób – mówią o tym, dlaczego to wszystko takie ważne (jeśli ktoś miałby co do tego wątpliwości).
Mnie zapadł na przykład w pamięć głos Anny Czerwińskiej z Fundacji na rzecz Równości i Emancypacji STER, choć podobnych argumentów można w "Herstoryczkach" znaleźć bardzo wiele:
"(...)kiedy wychodzę z Europejskiego Centrum Solidarności” – mówi Anna Czerwińska - “chciałabym wychodzić z doświadczeniem potwierdzenia, że i kobiety, i mężczyźni budowali Solidarność – tak przecież było, ja to wiem. Jednak wychodzę stamtąd z poczuciem wymazania kobiet (), dojmującego smutku. A to ma absolutnie kluczowe znaczenie dla tego, kim będą w przyszłości dziewczynki, czego dowiadują się o sobie. To jest dla mnie najważniejsze przesłanie zajmowania się herstorią – utrzymanie ciągłości".
Na tym polega siła rozmów z "Herstoryczek": są bardzo szczere i dość osobiste. Co bierze się pewnie po części stąd, że, jak można się domyślić, rozmówczynie wcześniej się znały, współpracowały ze sobą, pochodzą z jednego, feministyczno-aktywistycznego środowiska. To może nie tyle wada, ile specyfika tej książki, że mimo przypisów wyjaśniających, kto jest kim, czasami ilość środowiskowych nawiązań – do ludzi, wydarzeń – może sprawiać wrażenie, że "Herstoryczki" to publikacja skierowana raczej do wtajemniczonego grona. Momentami może to nieco utrudniać lekturę niewtajemniczonym, ale nie zmienia faktu, że będzie to książka inspirująca również dla czytelników i czytelniczek, dla których temat jest całkiem nowy.
"Herstoryczki" to też książka ważna z jeszcze jednego powodu. W wielu rozmowach składających się na ten zbiór przewija się pewien wspólny niepokój. Dotyczy on międzypokoleniowego braku ciągłości, cyklicznie powtarzającego się odcinania się od poprzedniczek. "Nasze feministyczne prababki piszą o tym samym, z czym my, dzisiejsze działaczki na rzecz praw kobiet się teraz współcześnie mierzymy. (...) Z jednej strony, to było 100, 150 lat temu, a ciągle to jest syzyfowa praca, pchamy ten kamień pod górę i można siebie pytać, jak to jest, że jesteśmy w tym samym punkcie" – mówi Agnieszka Sosińska z Feminoteki.
Niewiedza o tych, które były przedtem, skazuje na nieświadome dreptanie w kółko. Dlatego warto poczytać "Herstoryczki" i zastanowić się, jaką część tej historii chce się – jeśli się chce - odzyskać dla siebie.