Marcin Wrona, jeden z najbardziej obiecujących filmowców swego pokolenia, zwrócił uwagę już swoim filmem absolutoryjnym Człowiek Magnes (2001), laureatem licznych nagród festiwalowych, m.in. na MFF Tribeca w Nowym Jorku. W 2007 roku wygrał polską edycję prestiżowego konkursu scenariuszowego Hartley-Merill oraz zdobył III nagrodę w edycji międzynarodowej. Nagrodzony scenariusz, zatytułowany "Tamagotchi", stał się podstawą fabularnego debiutu Wrony, Moja krew, który przyniósł twórcom nagrodę za scenariusz i dźwięk oraz nagrodę dziennikarzy na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych "Młodzi i Film" 2009, zaś kreującemu główną rolę Erykowi Lubosowi cenioną Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego dla młodego aktora.
Moja krew to opowieść o młodym pięściarzu, którego drogę na szczyt kariery przerywa wiadomość o kontuzji wykluczającej dalsze starty. Pierwszą reakcją jest bezsilny bunt, próba zatracenia się w doczesności. Potem jednak przychodzi refleksja: wszak od wieków wiadomo, że najlepszym sposobem na przedłużenie pamięci o sobie jest pozostawienie potomka. Igor wybiera więc kandydatkę na matkę - młodą Wietnamkę, która przebywa w Polsce nielegalnie. Ich związek, zrazu oparty na relacji czysto fizycznej, rozbudza potrzebę coraz silniejszej więzi emocjonalnej. Dziewczyna zachodzi w ciążę, mężczyzna przygotowuje się do ślubu. Kiedy jednak okazuje się, że nie on jest ojcem dziecka, ulatuje marzenie o szczęśliwym życiu razem. Jednak potrzeba pozostawienia po sobie znaku w ludzkiej pamięci nie przestaje być aktualna. Igor odnajduje przyjaciela, którego kiedyś zdradził. Powrót do dawnych relacji jest trudny, ale przecież nie niemożliwy...
"Wydaje się, że chodzi tylko o melodramat w surrealistycznej rzeczywistości - pisze o filmie na łamach 'Kina' (2/2010) Andrzej Kołodyński. - Ten surrealizm jest darem skomplikowanej historii naszych czasów, czasów nowej wędrówki ludów i choćby dlatego należało go wykorzystać. Paradoks zamierzenia polega jednak na tym, że przestaje się liczyć prawdopodobieństwo fabuły. Oglądamy opowiastkę o szlachetnym poświęceniu. Igor w ostatnim przypływie energii ratuje wykolejonego przyjaciela z ringu i oddaje mu ukochaną, są łzy, kiedy należy, i wzruszające pytanie na koniec: 'Było jak trzeba...?'. Mało to prawdopodobne, ale może dlatego zasługuje na film."
Reżyser nie ukrywa, że Moja krew jest filmem w pewnym sensie autobiograficznym (podobnie jak Człowiek Magnes, opowiadający o ojcu filmowca). W wywiadzie dla portalu internetowego www.stopklatka.pl Marcin Wrona powiedział:
"Igor jest zmuszony, by otworzyć się na świat, otworzyć się na ludzi i zaakceptować fakt, że aby funkcjonować w świecie, potrzebujemy innych, musimy ich zrozumieć i być z nimi blisko nie tylko wtedy, kiedy są nam potrzebni. To film emocjonalny, momentami wręcz dziki, ale o ten efekt właśnie mi chodziło. Główny bohater, najpierw dość nieokrzesany, musi dojrzeć do odpowiedzialności za drugiego człowieka, za przyszłe życie; a dzieci rodzą się z miłości. Bez uczuć jesteśmy maszynami. Mnie osobiście najtrudniej mówić o najprostszych rzeczach. Igor też początkowo nie potrafi nazywać swojego stanu. Używa wtedy pięści, ale potem to się zmienia. Moment, w którym pisaliśmy scenariusz, to był czas, kiedy sam chciałem założyć rodzinę. Niektóre z refleksji tamtego czasu znalazły się w tym filmie. Prywatnie, z rodziny nic nie wyszło, mam za to film. Poza tym też byłem kiedyś czynnym sportowcem i też w wyniku kontuzji musiałem z tego zrezygnować, zbudować nową przyszłość. Miałem też osobiste związki z Wietnamem. Ten film nie jest wymyślony przy biurku. Scenariusz tworzą historie i sytuacje wzięte z życia, które jest najlepszym scenarzystą."
To, co szczególnie uderza w Mojej krwi, to walor autentyku - i to mimo daleko posuniętej stylizacji rzeczywistości. Wrona nie tylko obnaża emocje swoich bohaterów, rysując cienką kreską portrety osób dramatu. Ukazuje też - w dokumentalnym wręcz skrócie - życie społeczności wietnamskiej w Polsce, dotąd dla filmowców niezauważalnej. Ale największym walorem filmu jest kreacja Eryka Lubosa - aktora o wielkich możliwościach, które Marcin Wrona potrafił znakomicie wykorzystać. Lubos nie tylko wyraziście uwiarygodnia proces socjalizacji swego bohatera, przede wszystkim ma w sobie charyzmę, zjednującą widza do postaci na pierwszy rzut oka odpychającej. "To nie była gra, to było bycie" - niech komentarz aktora do tej roli posłuży mu za artystyczne credo na całe życie.
- Moja krew, Polska 2009. Reżyseria: Marcin Wrona; scenariusz: Marcin Wrona, Grażyna Trela, Marek Pruchniewski; zdjęcia: Paweł Flis; muzyka: Macuk; scenografia: Anna Wunderlich; kostiumy: Aleksandra Staszko; montaż: Jarosław Kamiński; dźwięk: Tomasz Sikora. Występują: Eryk Lubos (Igor), Luu De Ly (Yen Ha), Wojciech Zieliński (Olo), Marek Piotrowski (trener Igora), Krzysztof Kolberger (lekarz neurolog), Joanna Pokojska (Monika), Hai Bui Ngoc (Cuong), Magda Szeplik (Patrycja), Monika Obara (Zuza), Piotr Sienkiewicz ("Małolat"), Małgorzata Zajączkowska (lekarka wykonująca USG), Roma Gąsiorowska (pielęgniarka) i inni. Produkcja: Opus Film - TVP S. A. Agencja Filmowa - Canal+ Polska. Współfinansowanie: Polski Instytut Sztuki Filmowej. Dystrybucja: Hagi Film. Czas trwania: 90 min. W kinach od 5 lutego 2010 roku.
Autor: Konrad J. Zarębski, luty 2010