W ten też sposób na rynku znaczonym nazwiskami: Orwella, Huxleya, Koestrela, Čapka, Goldinga, Bradbury'ego, Vonneguta, a z naszego podwórka: Witkacego, Stanisława Lema, Edmunda Wnuka-Lipińskiego, Janusza Andrzeja Zajdla, Jacka Piekary, pojawiło się nowe – Michała Kalickiego. Pisarza o nieposkromionej, bardzo plastycznej wyobraźni. W dziedzinie polskiej fantastyki jego "Jak być nikim?" otwiera nowy, obiecujący rozdział.
Powieść ma niezmiernie sugestywną narrację, w której tężejąca atmosfera osaczenia ma w sobie coś z déjà vu. Czytelnicy, którzy zaznali dobrodziejstw systemu komunistycznego, znajdą w książce Kalickiego dobrze rozpoznawalne elementy – totalnej apatii, bezwyjściowości i zaszczucia. Kontrolowania każdego skrawka życia publicznego i sukcesywnego prania mózgów poszczególnych obywateli.
Ale i młodzi odbiorcy tej prozy poczują również ostry dreszcz emocji. Na przykład w opisach podporządkowania sobie ludzi za pomocą ogłupiających programów telewizji, wciągających ich w system rozmaitych kampanii reklamowych, lub też wodzących na pokuszenie promocjami czy ofertami last minute. Chodzi tu o wykalkulowane, dyktowane rachunkiem ekonomicznym uzależnienie.
Zaczyna się to niewinnie. Od podprogowego oddziaływania na ludzką psychikę przez zróżnicowanych kart kredytowych, w których status posiadacza określany jest przez kruszec (srebrna, złota, platynowa), choć de facto przez stan konta. Ludzie to kupią...
Akcja tej metafizyczno-podróżniczej antyutopii "zdarzy się naprawdę". Po przełomie, który w powieści nosi nazwę "Nieoczekiwanego Dnia". Garstka ludzi, cudem ocalałych po kataklizmie nuklearnym, egzystuje na wybetonowanym skrawku planety, niemal zupełnie pozbawionej słodkiej wody, rządzonej twardą ręką przez niezidentyfikowane, wszechwładne gremium wojskowo-policyjne.
Po roku wyjrzało słońce i nawet zrobiło się ciepło. I wtedy okazało się, że przetrwał z Warszawy plac Konstytucji, bo był porządnie zbudowany. Ale w sumie nie wiadomo dlaczego, bo wszystko naokoło sczezło od tego kwasu. Po dwudziestu pięciu latach na tyle się ten plac Konstytucji zaludnił, że spis powszechny zrobiono i naliczono w jego domach całe osiemset pięćdziesiąt trzy osoby. A wśród nich był Uwe Knopp, który swojego wieku nie pamiętał, ale tak na oko, coś pod czterdziestkę.
W przeciwieństwie do dawniej aż nadto eksponowanych twarzy totalitarnych satrapów, którzy lubili być kochani – obnoszeni na sztandarach – nowe zniewolenie w ogóle nie ma twarzy. Jest skryte, bezosobowe. Bardziej z Franza Kafki niż z George'a Orwella.
Michał Kalicki znakomicie żongluje literackimi tropami:
Uwe opadł na siennik. Bał się powiedzieć cokolwiek. Uznał, że jedynym sposobem na to, żeby dali mu spokój, będzie udawanie martwego owada.
Myśli aresztowanego Uwe Knoppa, jakie nachodziły go w więziennej celi, były zaskakująco zbieżne z przygodą, która dotknęła Gregora Samsę w "Przemianie" Kafki. W szkole szpicli bohater odbywał między innymi "krótkie ćwiczenia literackie". Już Marek Hłasko w "Pięknych dwudziestoletnich" wyraził przekonanie, że nic tak nie wzbogaca warsztatu literata, jak pisanie donosów.
Kiedy otwierał drzwi do swojego pokoju na drugim piętrze, pomyślał, że powinien napisać na tego idiotę Larsa donos, zanim idiota Lars wpadnie na podobny pomysł, o ile już nie ślęczy nad kartką papieru przy nocnej lampce, zmieniając swój monolog z Uwem w kawał porządnej literatury.
Znowu pobrzmiewa znajomo, tym razem jak ze Sławomira Mrożka, który w "Miłości na Krymie" sformułował tezę, że niedobrze nie zdążyć z donosem przed innymi.
W gabinecie więziennego lekarza bohater był badany przed szafką z księgozbiorem. "Uwe przeczytał tytuł z jednego tylko grzbietu: «Z CHOROBAMI PSYCHICZNYMI NA TY»". Jak w każdej despocji – absurd i groteska święcą triumfy.
Perypetie zbuntowanego bohatera, który doświadczył nawet brawurowej ucieczki, nieuchronnie zmierzały do jedynej właściwej refleksji:
Chyba tak naprawdę tamten świat niewiele różnił się od aktualnej rzeczywistości – pomyślał – bo zarówno wtedy, jak i teraz, ucieczka była czysto iluzoryczna. Od niczego nie można było uciec, bo wszędzie było tak samo. "Nigdzie" i "gdzieś" miały tę zaletę, że mogłyby być wszędzie.
Bogatą, plastyczną wyobraźnię autora wspierają jego intrygujące, perfekcyjne rysunki i grafiki.
Michał Kalicki, urodzony w 1973 roku w Warszawie, studiował dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, architekturę na Politechnice Warszawskiej. Dyplom uzyskał na Wydziale Grafiki i Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Pisze scenariusze, utwory sceniczne, dialogi polskie do filmów (między innymi "Garfield", "Garfield 2", "Legendy Sowiego Królestwa"), zajmuje się ilustracją. Współtwórca kabaretu Negliż.
-
Michał Kalicki
"Jak być nikim? Poradnik dla Początkujących"
Wydawnictwo tCHu, Warszawa 2011
148 x 210, ss. 320, okładka twarda, folia lakierowana
24 ilustracje czarno-białe, 5 ilustracji kolorowych
ISBN: 978-83-89782-52-6
www.tchu.com.pl