W jego debiutanckim tomie "Pomieszanie" z 1990 roku można dostrzec wpływ autorów pokolenia Nowej Fali. W kolejnych zbiorkach wierszy Marcina Barana młodzieńczy bunt uśmierzany jest coraz większym autorskim sceptycyzmem w siłę sprawczą poetyckich przesłań. W najnowszym tomiku dojrzał do ostrej ironii, którą tłumaczy, bądź oswaja swój – jak to w "Lirykach lozańskich" trafnie ujął Adam Mickiewicz – "wiek męski, wiek klęski".
"Niemal całkowitą utratę płynności" Marcina Barana cechuje spory rozrzut tematyczny i formalny. Obok klasycznych strof bliskich liryce, można w tym zbiorku odnaleźć wszelkiego rodzaju zapiski, "donosy rzeczywistości", intrygujące motta, istotne cytaty, a nawet wymowne wyimki z not agencyjnych czy reklam. Jakby autor próbował wcielić w życie wskazania naszych "kaskaderów literatury".
Na przykład jedno z bardziej błyskotliwych spostrzeżeń Andrzeja Bursy – wyrażone w jego wierszu "Wiara" – że największym poetą naszego kraju jest nie kto inny, tylko pewien "stary tragarz który nie napisał nic oprócz kilku podań", a nie ten sławny, bogaty siwy pan, ani ten młody, dopiero aspirujący do pieniędzy. "Wszystko jest poezja", to z kolei równie zniewalające przekonanie Edwarda Stachury, które ich następca po piórze zdaje się podzielać.
Zwróćmy zatem uwagę, jaki to rarytas odnotował Marcin Baran, cytując wypowiedź Bogusława Kaczmarka, asystenta Leo Beenhakkera, trenera piłkarskiej reprezentacji Polski po meczu z Portugalią (remis 2:2), w eliminacjach do Mistrzostw Europy 2008, rozegranym 8 września 2007 roku, (według depeszy PAP, z tego dnia):
Czy zasłużyliśmy na remis? Za zasługi to się leży w Alei Zasłużonych, a my graliśmy w piłkę. Portugalczycy mają Matkę Boską Fatimską, a my Częstochowską. Nasza okazała się mocniejsza [...].
["Vox populi. Vox Dei"]
Można wraz z autorem tomu zadziwić się nad faktem, że turecki wyraz "yakamoz", oznaczający "odbicie księżyca w wodzie" został wybrany najpiękniejszym słowem świata. Choć znacznie bardziej, że konkurentów miał w chińskim słowie "hu lu", czyli "chrapać" oraz w południowoafrykańskim języku luganda, gdzie dźwięczne "volongoto" wyraża "nieporządek". Honoru polszczyzny broniła zaś "filiżanka". (PAP, 25 października 2007).
Po tym przytoczeniu – jakby dla zaakcentowania, że obrazowanie w rodzimym języku nie jest dla autora tomu zajęciem zbyt forsownym – jakby od niechcenia zaczyna swój wiersz wersami:
Zmierzch potrącił kosz galaktyk,
gwiazdy się rozsypały po dziedzińcu nieba [...].
["Pieśń nocy"]
Wśród zaskakujących metafor Marcina Barana wwiercają się w mózg i takie, w których poeta popuszcza wodze nie tyle wyobraźni, ile złośliwości, (gdyż w tym przypadku nie był zabieg autoironiczny). Tej jakże uprzykrzonej, wszelako diablo inteligentnej złośliwości. Oto bowiem:
Nastrój
dyskusyjnego odprężenia wniósł mężczyzna
drugiej kolejności zainteresowania – okazało się,
że nawet kurwom nie chce się udawać, że go lubią.
["Qrvidoły męskich serc"]
Ton prześmiewczy, by nie rzec: szyderczy, pobrzmiewa też niekiedy ze strof stanowiących pochwałę dobrodziejstw naszej cywilizacji.
I w esemesach będę mógł dalej sumiennie dbać
o przerwy między słowami, o wyraźny zapis
znaków niejasno dawanych do zrozumienia.
["Ja, aparat uściśleń"]
Wtręty publicystyczne – bez których współczesna poezja wydaje się dziś w ogóle nie istnieć – w wierszach Marcina Barana nie agitują za wyborem opcji politycznej, ani nie akcentują wyboru autora. Trudno byłoby je również oceniać w kategoriach poezji w ten czy inny sposób "zaangażowanej" czy też "walczącej". Jednakże wraz z poetą przetrawiamy jego przesycone bólem goryczy słowa o naszej bezradności wobec kolejnych zaprzepaszczanych szans:
Pijani bezdomni pokolenia pierwszej Solidarności nie umieją
się dogadać, bo on chce papierosa, a ona chce na chleb.
A ten Polak szczęśliwy, bo zamordowany […].
A we wszystkich głosach słychać ton nieustającej pretensji,
Kiedy tak warczą na samych siebie, czyli przez komórkę.
Trzeba się przyzwyczajać, że może nas tu nie być.
["Pokój przechodni"]
Twarde zdania, chłoszczące niby bicz Boży. I dobrze. Bo nie wystarczy odmieniać przez wszystkie przypadki słowa "ojczyzna", żeby zamanifestować swoją o nią troskę. W ogóle nie powinno się z tym słowem, ani ze swoją troską specjalnie obnosić, co z emigracyjnego oddalenia dobitnie uzmysłowił swoim rodakom choćby Witold Gombrowicz.
Eseistyczne zacięcie Marcina Barana przybiera w jego twórczości rozmaite formy, jakkolwiek najcelniej wyraża się w wierszach krótkich. Dobrym tego przykładem jest choćby ta jedynie trzyzdaniowa, a jakże bogata w sensy, poetycka sentencja:
Z istnieniem niektórych kobiet lub mężczyzn godzą się,
dopóki ich pożądają. Ale nie są dość zapobiegliwi.
Są niedostatecznie przyszli.
["Hitlery"]
Marcin Baran, urodzony 16 listopada 1963 roku w Krakowie. Absolwent polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Poeta, eseista, dziennikarz. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych związany z pismem "bruLion". Debiutował w 1990 roku tomem "Pomieszanie". Opublikował wiele tomików wierszy, tom prozy poetyckiej "Prozak liryczny", wraz z Marcinem Świetlickim i Marcinem Sendeckim zredagował słynną antologię "Długie pożegnanie. Tribute to Raymond Chandler". W 1997 roku został nominowany do Nagrody Literackiej Nike za tom "Zabiegi miłosne". Jego wiersze były tłumaczone między innymi na niemiecki, słoweński i czeski. W latach 2000-2003 był związany z tygodnikiem "Przekrój", później pracował w krakowskim Instytucie Książki. Obecnie pracuje w "Dzienniku Polskim".