Zestawiając ze sobą dwa kraje z przeciwległych czytelniczych biegunów: Szwecję, która dowartościowuje i inwestuje w czytanie i pisanie w sposób wręcz instruktażowy oraz Polskę, która powoli budzi się z bezmyślnego biegu "po dorobek", podczas którego zdążyła mocno zaniedbać biblioteki, programy czytelnictwa i inne fundamentalne, acz niedochodowe sprawy, autorki pokazują przyczyny, rozwiązania, dobre praktyki i rozmaite kontrowersje związane z tematem. Bo i też Szwedzi nie na wszystko mają gotowe odpowiedzi i bywają skrajnie autokrytyczni. Bo i też w Polsce, wbrew pozorom, wiele się udało. Przykładem chociażby akcja "Cała Polska czyta dzieciom" czy rządowy program Biblioteka+ Infrastruktura Bibliotek, z którego wybudowano w ostatnich latach 245 bibliotek.
Najfajniejsze w "Szwecja czyta. Polska czyta" jest to, że autorki i rozmówcy nie ograniczają się do diagnozy. Rozmowy ze szwedzkimi i polskimi ekspertami-pasjonatami przynoszą mnóstwo konkretnych i bardzo inspirujących przykładów, co i jak można robić inaczej, żeby ludziom chciało się czytać (trzeba ich tym niestandardowo zaciekawiać już od przedszkola), a także dobrze pisać, bo dobra literatura to w dużej mierze wisienka na torcie ustabilizowanego rynku czytelniczo-wydawniczego. Jest tu więc mowa o niezwykłej sztokholmskiej TrioTretton, bibliotece dla dziesięcio-, trzynastolatków zaprojektowanej na podstawie sugestii samych dzieci, do której nie mają wstępu dorośli, ale też o "Stacji Kultury" w Rumi – bibliotece na byłej stacji kolejowej, która w miesiąc po otwarciu miała już tysiąc członków. Są analizy, w jaki sposób mógłby/powinien być regulowany rynek, by gwarantować nie tylko komfort wydawców, ale i autorów oraz czytelników.
Ta książka to także rodzaj hymnu na cześć bibliotek, "najbardziej demokratycznych instytucji na świecie" (cytat z Grzegorza Gaudena, dyrektora ), otwartych na świat, przybyszów z innych krajów, wyłączonych z kapitalistycznej logiki, w których każdy może poczuć się jak u siebie. Choć polski – przez lata skrajnie niedofinansowany - krajobraz biblioteczny maluje się na tle szwedzkiego dość katastrofalnie, jest też w "Szwecja czyta. Polska czyta" trochę budujących i mało widocznych w mediach historii z polskiego podwórka: o nowoczesnych bibliotekach w małych miasteczkach, nieugiętych bibliotekarkach, mądrych samorządowcach, dobrze działających programach. O toczącej się na tyłach, mało spektakularnej, bitwie o sprawy bądź co bądź kluczowe.