Niektóre z opisanych w "Do roboty!" zawodów powstały stosunkowo niedawno, a mimo to zdążyły już właściwie odejść do lamusa. Tak jest ze zwykle wykonywanym przez kobiety zawodem telefonistki, który pojawił się pod koniec XIX wieku. W tamtych czasach, aby gdziekolwiek zadzwonić, trzeba było podnieść słuchawkę i po usłyszeniu głosu telefonistki poprosić ją o połączenie z daną osobą czy miejscem – w tym celu musiała ona przełączyć odpowiednie kable. Jak jednak tłumaczy autorka, odwołując się do współczesności:
W latach trzydziestych XX wieku pojawiły się nowe telefony, w których samemu na specjalnej tarczy wykręcało się numer osoby czy miejsca, do której chciało się zadzwonić. Zawód telefonistki zaczął zanikać. Osoby łączące rozmowy telefoniczne pracują dzisiaj w niewielu miejscach – szpitalach, hotelach i dużych firmach, a ich praca polega na przyciskaniu odpowiedniego guzika, a nie przełączaniu kabli. A potem, jak sami wiecie, powoli zaczęły znikać telefony stacjonarne – dzisiaj jest ich dużo mniej niż telefonów komórkowych.
Wielką zaletą "Do roboty!" jest nie tylko przystępny i mądry sposób, w jaki książka wyjaśnia wiele skomplikowanych spraw związanych z funkcjonowaniem dawnych społeczeństw, lecz również to, że skłania do refleksji, i to nie tylko dzieci. Czytając o niekiedy kuriozalnych i niemal zupełnie już zapomnianych zajęciach poprzednich pokoleń, zaczynamy myśleć o zawodach ginących na naszych oczach. Oraz o tych, które odejdą w przeszłość, kiedy dzisiejsi młodzi czytelnicy dorosną. Czy w zapomnienie odejdą tylko nudne, mechanicznie wykonywane zajęcia, których nie będziemy żałować, tak jak nie żałujemy zbytnio zawodu windziarza lub człowieka-budzika? I jakie nowe mogą się pojawić? Czy rewolucja związana z rozwojem sztucznej inteligencji, której teraz doświadczamy, przypomina rewolucje technologiczne z przeszłości? Czy też się od nich różni, a zmiany, które spowoduje w naszych sposobach życia, będą większe, niż obecnie możemy sobie wyobrazić?