"Zmęczył mnie już człowiek i jego zachowania" – mówi wielokrotnie nagradzany fotograf, który stworzył wizję końca świata jaki znamy.
Przez dwadzieścia lat Kowalski pokazywał Polskę z paralotni. Prace wykonane z wyjątkowej perspektywy zachwyciły wiele osób i zapewniły mu wiele nagród, w tym aż trzykrotnie World Press Photo. Dla niego stały się jednak w pewnym momencie przewidywalne; poczuł, że wyczerpał tę formę. W wyniku tego powstał opisywany cykl, o którym powiedział:
Text
To projekt o emocjach, które pojawiły się, gdy nie wiedziałem po co latam, gdy czułem pustkę, strach i poczucie nieuniknionego końca [...], gdy byłem sam ze sobą.
Kowalski latał niżej niż zazwyczaj – na wysokości 150 metrów, czyli około pięćdziesiątego piętra. To pozwalało mu zobaczyć działalność człowieka w szerszym kontekście, a jednocześnie uniknąć tworzenia obrazów zbyt abstrakcyjnych, jak z samolotu lub satelity.
Na jego zdjęciach śnieg przykrył większość śladów ludzkich działań. W tekście towarzyszącym zdjęciom autor dodaje, że te prace można traktować jako dystopijną wizję świata po wybuchu wulkanu lub po huraganie.
Fotograf szukał miejsc nieodkrytych. Latając paralotnią w trudnych zimowych warunkach, nie zastanawiał się nad tym, co fotografuje. Pracował jak w transie.
Text
Z mgły wyłaniały mi się formy i fotografowałem je po to, żeby je zebrać, tak jak motyle do siatki. Dopiero potem zastanawiałem się nad tym, co tak naprawdę w tym szaleńczym pędzie złapałem.
Kowalski wyczerpany fotografowaniem w powietrzu postanowił, jak mówi, "wrócić na ziemię". Symbolicznie żegna się krajobrazami ściętych drzew, metalowych konstrukcji i ziemi wyłaniającej się spod śniegu, jak gdyby zapowiadającej nadejście nowego.
Tytuł (nagłówek do zdjęcia)