"Nazywam się Józef Robakowski. Mieszkam w dużym wieżowcu przy ulicy Mickiewicza 19 na dziewiątym piętrze. Nasz budynek ma aż 20 pięter. Jest wspaniały. Położony w samym centrum Łodzi" - tymi słowami artysta rozpoczyna jeden ze swoich najbardziej znanych filmów - "Z mojego okna", w którym dzięki użyciu kamery pozornie błaha rzeczywistość zamienia się w fascynujący obraz i niecodzienny dokument historii.
Kamera to narzędzie, które zrewolucjonizowało nasz odbiór rzeczywistości. Zwłaszcza o kamerze wideo, ogólnodostępnej, łatwej w użyciu i stosunkowo niewielkich rozmiarów, mówi się, że pozwoliła na wejście w życie prywatne, stając się "przedłużeniem wzroku". Józef Robakowski, członek Warsztatu Formy Filmowej, w ten sposób od początku lat 70. używał kamery szesnastomilimetrowej. Kamera stanowiła rejestrujące narzędzie, ale na tyle bliskie ciała operatora, że zdawała się być kolejnym organem. Za przykład posłużyć może jednoujęciowy film "Idę..." z 1973 roku. Robakowski odlicza od jednego do dwustu, wdrapując się z kamerą na szczyt wieży spadochronowej w Łodzi. Zmęczenie odczuwalne jest w głosie artysty.
Obok zapisów bio-mechanicznych, takie prywatne, bliskie potraktowanie kamery zaowocowało również manifestem "Kino Własne", który artysta ogłosił w 1981 roku:
'Kino Własne' jest bezpośrednią projekcją myśli filmującego. Zwolnione od wszystkich mód i prawideł estetycznych oraz ustalonych kodyfikacji językowych staje blisko życia filmującego. (...) Filmujmy więc wszystko, a okaże się, że filmujemy zawsze samego siebie.
W innym miejscu mówił, że "podstawą jest uświadomienie sobie swego miejsca poprzez kontakt z zewnętrzną rzeczywistością".
Gdy w latach 70. Robakowski wprowadził się do mieszkania w wieżowcu, w łódzkiej dzielnicy zwanej przez mieszkańców Manhattanem, z okna w kuchni zaczął rejestrować wielki betonowy plac, rozpościerający się między ruchliwą ulicą i blokami. W 2000 roku zmontował z tych materiałów dwudziestominutowy film "Z mojego okna". Obraz dopowiada nietuzinkowy komentarz artysty z offu.
Na początku używał techniki filmowej, potem - wideo.
Do lat 70. kino pełniło podobną rolę, jak dzisiaj wideo; również dokumentowało rzeczywistość. Było to jednak medium - z racji całej skomplikowanej maszynerii - bardzo uciążliwe (...) Dopiero ciche kamery wideo dały nowe szanse - są wścibskie i mogą wejść w każdą życiową sytuację.
Artysta twierdzi również, że idea "Kina Własnego" zaczęła się w pełni realizować wraz z pojawieniem się kamer cyfrowych - "każdy może mieć takie narzędzie i notować właściwie wszystko, co mu przyjdzie do głowy".
W latach 70. i 80., by nagrywać rzeczywistość, która rozpościerała się przed jego kuchennym oknem, Robakowski nie potrzebował tak nowoczesnego sprzętu. Z bezpiecznego ukrycia mógł śledzić swoich sąsiadów, jak wracają z pracy, udają się do kościoła, wyprowadzają na spacer swoje psy. Oglądając film, nie jesteśmy pewni - mimo faktu, że film został zmontowany w 2000 roku - z którego czasu pochodzi komentarz. Robakowski zdaje się komentować rzeczywistość na bieżąco, jakby opisywał, co widzi przez okno, drugiej osobie. Tylko czasami jego uwagi na temat tego, co poza kadrem, zdradzają "filmowy" charakter oglądanej rzeczywistości.
Na początku filmu artysta-narrator mówi, że bohaterem opowieści będzie plac przed blokiem. Plac ten staje się raczej sceną, na której rozgrywają się niespieszne sytuacje. Przecinają go wracający z pracy sąsiedzi z nieodzownymi teczkami, przejeżdża grupa kolarzy ("Pan Szpak na czele peletonu"), a zimą dzieci wychodzą na sanki. Raz do roku, 1 maja, ulicą Mickiewicza przechodzi oficjalny pochód.
Chociaż artysta podgląda mniej lub bardziej znane mu osoby, nieświadome faktu bycia filmowanymi, nie jest to czysty voyeryzm. Ciekawość, jedna z najnaturalniejszych ludzkich przywar, łączy się tu z chęcią sprywatyzowania, zbliżenia, odczarowania tej na pierwszy rzut oka nieprzyjaznej przestrzeni. Obserwowane postaci zazwyczaj poznajemy z imienia i nazwiska, dowiadujemy się, gdzie mieszkają i czym się zajmują w życiu. Narrator zdradza czasami detale z życia niektórych osób. "Obserwuje, ale nie osądza", jak pisała Patricia Grzonka. "Oto pan Z. - przedstawia jednego z mężczyzn - dostawca nielegalnego mięsa dla moich sąsiadów. Też czasami skorzystam, ale bardzo, bardzo rzadko". "Ale teraz uwaga, na ekranie nasza najpiękniejsza dziewczyna z bloku, Monika, żona łódzkiego reżysera filmowego. Lubię się jej przyglądać. Ma tyle wdzięku. No i... pięknego psa". Robakowski, jak zauważył Łukasz Ronduda, "starał się nie tylko stworzyć osobistą opowieść o najbliższej mu rzeczywistości, lecz także odnieść się z ironią do silnie obecnego w tamtym czasie 'języka donosu' oraz strachu przed inwigilacją."
Materiały do "Z mojego okna" powstawały ponad 20 lat, w których historia Polski dokonała wolty. Robakowski wprowadza się do wieżowca na łódzkim Manhattanie w epoce Gierka. Potem nadchodzi stan wojenny, wreszcie - zmiana ustrojowa i kapitalizm. Obok zauważalnych przemian historycznych toczy się czas prywatny. Pan Narbutt ma nowego pieska, Azorka (w miejsce Murzynka). Dyrektor zakładów mięsnych traci pracę ("Sąsiedzi mówią, że zrobił nadużycia i pewnie przejdzie niedługo na emeryturę").
Zza okna narrator obserwuje więc realia komunistycznego państwa, widziane z prywatnej, jednostkowej perspektywy. Obserwuje przechodzące pochody pierwszomajowe (1 maja 1979: "Mój sąsiad Karol Ptyś wie, że filmuję. Poprosił, bym go ujął, jak będzie przechodził ze swoim zakładem pracy. On jest teraz w samym środku kadru. Macha do mnie przyjaźnie balonikiem"), wycieczki "z całej Polski", które przyjeżdżają do Łodzi na zakupy, milicyjne "łapanki" na samochody.
Szczególnie szaro wypadają lata stanu wojennego. "Pojawiły się patrole oraz policyjne akcje. Gdzieś w głębi miasta słychać co chwilę przeraźliwe syreny i ostrzegawcze sygnały pędzących milicyjnych samochodów". Plac przed blokiem zamieniony zostaje w parking. W tym ponurym okresie twórczość spełniała szczególną rolę. Robakowski pisał:
Trudno sobie wyobrazić dzisiaj, oglądając 'Kino Własne' w sytuacji bezpiecznej, że te filmy były wtedy naszym kategorycznym orężem wolności.
W środku stanu wojennego, w 1982 roku powstał inny film Robakowskiego "O palcach", na którym artysta prezentując swą dłoń przed kamerą opowiada historię poszczególnych palców. Patricia Grzonka pisała o nim, że może być "odczytany jako metafora ówczesnej sytuacji politycznej, jako manifest wycofania w czasie wykluczenia artysty z życia publicznego". W końcu jednak palce-indywidualności układają się w pięść. "W sumie kochają się wszystkie. I kiedy są w niebezpieczeństwie, zamykają się w pięść. I wtedy: wara od tej całej społeczności!" - kończy groźnie.
"Z mojego okna" przechodzi jednak w nową rzeczywistość, rzeczywistość Trzeciej Rzeczpospolitej. Zmiany polityczne z perspektywy okna na dziewiątym piętrze to przede wszystkim nowe samochody, jakie zakupili sąsiedzi z bloku ("najlepszy ma syn pana Kapusty"), nieustanne porządki i zmiana nazwy alei Mickiewicza na aleję Piłsudskiego. "Takie to zmienne czasy" - komentuje artysta. Konkluzja filmu nie jest jednak optymistyczna. Zmiany ustrojowe przynoszą ze sobą nowe podejście do przestrzeni publicznej i zjawisko gentryfikacji. W marcu 1999 roku na pustym do tej pory placu trwa budowa "zagranicznego hotelu". "Pewnie za chwilę mój piękny widok z okna obejmie tylko fragment hotelowej ściany z napisem: Koniec filmu".
Autor: Karol Sienkiewicz, grudzień 2009
• Józef Robakowski
"Z mojego okna 1978-1999"
montaż: 2000
wideo, 16 mm, 20'